Do niedawna Janusz Gajos był dla wszystkich Polaków nie tylko jednym z najwybitniejszych współczesnych aktorów, profesorem, pedagogiem i autorytetem, kawalerem wielu odznaczeń i zdobywcą prestiżowych nagród filmowych, ale niemal dobrem narodowym… Wszyscy zachwycaliśmy się jego rolami filmowymi i teatralnymi, ceniliśmy jego profesjonalizm, mądrość, poczucie humoru, takt i kulturę osobistą. Te jego role wzruszały nas, rozśmieszały do łez, zmuszały do myślenia i refleksji, uczyły patriotyzmu, historii naszego kraju, wrażliwości, rozróżniania dobra i zła, tolerancji…
To, że dziś Beata Mazurek i Ryszard Terlecki uważają Janusza Gajosa za „prostaka” lub „małego, śmiesznego człowieka” jestem w stanie od biedy zrozumieć. Cechą chamów, ludzi tępych oraz prymitywnych, zawsze było dyskredytowanie i opluwanie osób od nich mądrzejszych, lepszych, wrażliwszych, powszechnie szanowanych oraz podziwianych. Tępak i cham, nie mogąc im dorównać, zawsze próbował je zniszczyć lub zbrukać. Wystarczy sobie przypomnieć czasy stalinowskie i ówczesne nagonki na polską inteligencję. Lub czasy Gomułki, Moczara oraz Cyrankiewicza i zaszczuwanie, a nawet zmuszanie do emigracji setek wybitnych pisarzy, poetów, naukowców, lekarzy i artystów.
Lub przykład dużo późniejszy, gdy prace noblisty Czesława Miłosza znajdowały się na indeksie dzieł zakazanych. Olga Tokarczuk ma szczęście. Jej reżim PIS-owski nie jest na razie w stanie zmusić do emigracji. Ale za to robi wszystko, by pomniejszyć jej sukces, a ją samą przedstawić w niekorzystnym świetle.… Nie dziwią mnie więc słowa zwykłych odpadów intelektualnych i moralnych degeneratów – Mazurek, Terleckiego lub Holeckiej – których zasług dla Polski lub jakichś sukcesów próżno szukać.
Natomiast nie jestem w stanie zrozumieć, że podobne zdanie na temat „geniuszu” Mazurek i Terleckiego z jednej strony, a prostactwa, małości oraz śmieszności Gajosa ze strony drugiej, może mieć: - niemal 70% wyborców z Lubelszczyzny i Podkarpacia - ponad 60% wyborców z Małopolski, Świętokrzyskiego i Podlasia - 40-50% wyborców z pozostałych regionów kraju Dziś linia Wisły dzieli Polaków w wielu, często najbardziej fundamentalnych sprawach.
Nie mam zamiaru zajmować się teraz tym problemem. Z przerażeniem stwierdzam tylko, że obecnie nawet ocena talentu, sukcesów zawodowych oraz cech charakteru Janusza Gajosa, a także ocena innych wybitnych aktorów – Jandy, Seweryna, Pszoniaka, Olbrychskiego, Kondrata, Opanii, Stuhra i wielu, wielu innych – zależy głównie od sympatii politycznych osoby, która ich ocenia! A więc często także od tego, w której części Polski mieszka! Lub od tego, czy mieszka na wsi, czy w mieście. Kiedyś rolą Janka w serialu zachwycaliśmy się wszyscy. Były to czasy komuny, a jednak Janusz Gajos był bożyszczem zarówno Polaków popierających komunę, jak i tych jej nienawidzących i zaciekle z nią walczących, a także politycznie niezaangażowanych! Był jeszcze do niedawna jedną z nielicznych już postaci, które nas wszystkich jednoczyły, z których byliśmy dumni i które wyzwalały w nas wyłącznie dobre emocje!
Ale też do niedawna byliśmy jeszcze jednym narodem... I to, gdzie przebiega koryto rzeki Wisły, dla naszej jedności i wspólnoty nie miało aż tak dużego znaczenia. Dziś kilka milionów Polaków, głównie mieszkających na wschodzie i południu Polski, zapewne już Gajosa przestało lubić i cenić…
Dlaczego? Bo kochają Kaczyńskiego, uważają go za półboga lub zbawcę Ojczyzny i to do niego się modlą. Przeżyliśmy już, dla jedności narodu koszmarny w skutkach, pochówek Kaczyńskiego na Wawelu i sprofanowanie miejsca spoczynku polskich królów. Było już zawłaszczenie, świętej dla milionów Polaków, tradycji i symboliki „Solidarności” oraz obsadzenie władz związku mętami i kolaborantami w rodzaju Śniadka, Dudy lub Guzikiewicza. Był „apel smoleński” odczytywany w czasie obchodów rocznicy Powstania, wbrew woli samych powstańców, ludzi starych, często już schorowanych i stojących nad grobem. Było zmuszanie ich szantażem do zgody na „podłączenie” ofiar Smoleńska do apelu poległych bohaterów wojennych. Była PIS-owska nagonka na ostatniego już żyjącego wielkiego dowódcę AK, Generała Ścibora-Rylskiego. Tylko dlatego, że ośmielił się on bronić tradycji Powstania, honoru i godności swoich dawnych towarzyszy broni i podkomendnych.
Potem było odbieranie Gdańskowi innego naszego narodowego symbolu – Westerplatte. Nie wystarczyło zawłaszczenie terenu, teraz trzeba jeszcze zawłaszczyć organizację obchodów wybuchu wojny. Od ponad 4 lat mamy świadome niszczenie i upolitycznianie naszej narodowej kultury, wstrzymywanie dotacji dla teatrów i muzeów, tylko dlatego, że ich dyrekcje lub profile działalności nie pokrywają się z oczekiwaniami i planami ludzi w rodzaju Mazurek, Terleckiego, Ziobry lub Jakiego. Teren, rocznice lub symbole narodowe w dyktaturze takiej, jak obecna, można łatwo zawłaszczyć. Gdy są dla reżimu wyjątkowo niekorzystne, można je nie tylko zawłaszczyć, ale także sfałszować, tak jak PIS zrobiło z historią powstawania „S” i udziałem w nim Kaczyńskich.
Ale ludzi wybitnych, silnych moralnie i wiernych pewnym wartościom oraz ideałom, w większości nie da się zawłaszczyć. Jeśli nie uda się ich kupić lub złamać, reżim stara się ich zniszczyć. W ciągu 5 lat rządów PIS-u było kilka przypadków takiej iście stalinowskiej nagonki na wybitnych Polaków. Wszystkie przypominały to, co teraz dzieje się wokół Janusza Gajosa. PIS-owcy chcieli zniszczyć Prezydenta Adamowicza i im się to udało, choć nie do końca, bo nie zdołali zniszczyć pamięci o Nim. Wszyscy przecież wiedzą, że akcję zaszczuwania, oskarżania oraz podżegania przeciwko Niemu wymyślono i opracowano jej plan na Nowogrodzkiej i Woronicza, a nie w jakiejś siedzibie pieprzonej gdańskiej „kurwizji”. Wszystkie reżimy są do siebie pod wieloma względami podobne. Ich cechą wspólną jest m.in. paniczny strach przed inicjatywą i samodzielnym podejmowaniem decyzji. Bo a nuż decyzja ta nie spodoba się zwierzchnikom lub partyjnej „górze”?!
W państwie PIS-u też najbardziej scentralizowany jest właśnie jego ośrodek decyzyjny. Mieści się on we łbie tego psychopaty z Żoliborza. Można więc być pewnym, że pomysł zaszczuwania Prezydenta Adamowicza też narodził się w chorym, schizofrenicznym i mściwym umyśle Kaczyńskiego lub co najmniej został przez niego zaaprobowany. „Kurwski” i jego hieny z „kurwizji”, a także Ziobro i Jaki, mieli swój wielki udział w śmierci Prezydenta, ale „tylko” jako realizatorzy tego pomysłu.
„Kurwski” był też w styczniu 2019 r. animatorem i organizatorem nagonki na Jurka Owsiaka i WOŚP. To on z pewnością aprobował scenariusze ohydnych ataków, choćby słynnej animacji kukiełkowej, w której w dodatku pojawiły się treści antysemickie. Po wybuchu skandalu „beknęła” tylko jakaś podrzędna wywłoka Barbara Piela, autorka tego „arcydzieła”. A i tak nie „beczała” długo, bo szybko dostała lepszą fuchę w „kurwizji”. Ale ktoś jej pomysł zaakceptował i dał zielone światło do jego realizacji! Jurek i Orkiestra zbyt wiele znaczą dla Polaków, by takie decyzji mógł podejmować szef TAI Olechowski (też kanalia wyjątkowa) lub szefostwo „kurwizji Info”. Za cienki w uszach był na to również „Kurwski”. Zresztą, ataki na Jurka i Orkiestrę miały miejsce nie tylko w „kurwizji”, ale i w większości mediów prawicowych, nie podlegających przecież „Kurwskiemu”! Więc pomysł zniszczenia lub przynajmniej zohydzenia i oczernienia Jurka oraz WOŚP narodził się w centrali decyzyjnej na Nowogrodzkiej, a nie w gmachu na Woronicza.
I niemal na pewno podobnie wyglądał schemat podejmowania decyzji o rozpoczęciu kampanii wyzwisk w stosunku do Janusza Gajosa i deprecjonowania jego pozycji oraz osiągnięć. Tylko tu skala ataku jest nieco inna. Nagonki na Adamowicza, Owsiaka i Trzaskowskiego miały charakter strategiczny oraz długofalowy. Decyzje o ich rozpoczęciu podejmowało grono kilku osób, starannie je przygotowano, no i nagonki te trwały miesiącami. Ale oni byli przez Nowogrodzką uznawani za wrogów całego systemu lub modelu sprawowania władzy absolutnej.
Atak na Gajosa jest natomiast dość przypadkowy. Gdyby skrytykował on tylko „dobrą zmianę”, być może nawet wszystko rozeszłoby się po kościach. Ale Gajos śmiał skrytykować zasraną PIS-owską „świętość”, samego naczelnego psychola! A za atak na Prezesa PIS-owcy mają zwyczaj wyrywać świętokradcom i bluźniercom języki, wydłubywać oczy, a dopiero potem palić ich na stosie, wraz z ich rodzinami i zwierzętami domowymi. Gdyby chodziło o jakiegoś mniej znanego artystę, który naraził się 'bolszewikom', można by uznać, że atak na niego, ubliżanie mu i dyskredytowanie są tylko oddolną inicjatywą kilku polityków PIS-u. Ale tu chodzi o ikonę polskiego kina, bożyszcze co najmniej dwóch pokoleń Polaków, a w dodatku ten atak zaczyna mieć już charakter masowy. Można więc być pewnym, że ktoś z samej „góry” zdjął im kagańce i wydał komendę „bierz!”.
Przecież Beata Mazurek to zwykły niedorozwój, babochłop o zwojach mózgowych jak wata cukrowa. Powiedzą jej „gryź!”, to rzuci się choćby na słupek betonowy. Ale sama z siebie nie potrafi nawet iść prosto, bo zawsze wyrżnie w coś łbem, także idąc przez pustynię. Terlecki też sam by się nie wychylił z tekstem o „małym, śmiesznym człowieku”. Musiał wpierw dostać pozwolenie otworzenia gęby. Mnie się ten były ćpun nieodmiennie kojarzy z szyną tramwajową. Ten sam intelekt, ta sama błyskotliwość, wrażliwość i elokwencja. Od kiedy to zardzewiałe szyny podejmują jakieś decyzje? „Szyna tramwajowa” patrzy w oczy swojemu panu, odgaduje jego złość lub pragnienie małodusznej zemsty, no i w zastępstwie pana rzuca się ukarać winowajcę…
Gdy tak słucham wyzwisk oraz ujadania PIS-dzielców na Janusza Gajosa i widzę pianę na ich pyskach, to przypomina mi się pewne wydarzenie, które miało miejsce rok temu w Sejmie. W czasie posiedzenia poświęconego zboczeńcom w sutannach i rozmiarom pedofilii wśród księży katolickich przemawiającemu posłowi Nitrasowi „marszałek” Kuchciński wyłączył mikrofon. Nitras, schodząc z mównicy, położył przed rozwalonym w fotelu Kaczyńskim dziecięce buciki.
Większość z Was pamięta, co się wtedy działo. Właśnie „Szyna” Terlecki rzucił bucikami w odchodzącego Nitrasa, a swojego zasranego Prezesa zasłonił własnym ciałem. Na drugiej flance Kaczyńskiego osłaniał dzielny Błaszczak. Nitras chciał podnieść leżące na podłodze buciki, ale nadepnął na nie kolejny PIS-dzielec, Kownacki. Uśmiechał się przy tym szyderczo, bo przecież deptanie po małych bucikach to przednia zabawa.
Gdy w końcu posłowi PO udało się wyrwać buciki i chciał je ponownie położyć przed Kaczyńskim, miał już przed sobą cały mur z tych kanalii. Bo do Terleckiego i Błaszczaka dołączyli Jaki, Suski, Brudziński i jeszcze paru innych. Wtedy też PIS-dzielcy uznali położenie bucików przed Prezesem za bluźnierstwo i atak na jego „świętość”. Tak jak teraz słowa Janusza Gajosa.
A prawda jest taka, że te maleńkie, dziecięce buciki były warte 1000 razy więcej, niż ta żoliborska gniada i jego partyjni „pretorianie”. Bo te buciki były symbolem krzywdy i rozpaczy tysięcy polskich dzieci, tuszowania zbrodni na nich i bezkarności pedofilów w Episkopacie i wśród księży katolickich. A Kaczyński, Suski lub Terlecki, jeśli w ogóle są czegoś symbolem, to zniszczenia naszego państwa, bezprawia, kłamstwa, chciwości, pychy i buty, obłudy, chamstwa oraz całkowitej degrengolady moralnej. A żeby było jeszcze żałośniej, to daję sobie głowę uciąć, że jak już żoliborski kurdupel w końcu wykituje (oby w długich mękach), to ci dzisiejsi jego obrońcy, przed prokuratorami i sędziami będą się usprawiedliwiać ze zniszczenia Polski słowami: „my jesteśmy niewinni, byliśmy tylko bezwolnymi narzędziami, to wszystko kazał nam robić ten dyktator i psychopata Kaczyński!”.
Filmy z Januszem Gajosem będą oglądać także nasze dzieci i wnuki. I też będą się zachwycać jego aktorskim mistrzostwem. W tym czasie na grób Kaczyńskiego będą co najwyżej srać przelatujące górą gołębie…
Try to be Meraki, - means “to do something with soul, creativity, or love”
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo