Mieszkam w naprawdę maleńkiej wsi, otoczonej dookoła lasami. Ta wieś leży na Górnym Śląsku, ale już za przedwojenną granicą, po dawnej stronie niemieckiej. Nie wiem, czy są tu więcej niż trzy rodziny nie będące Ślązakami, reszta to albo miejscowi albo z okolicy.
Mamy we wsi remizę OSP i oczywiście syrenę alarmową na wieży tej remizy. Wiele razy obserwowałam, nieraz w środku na nocy, jak na sygnał zapalają się światła w domach i tutejsi strażacy biegną lub jadą do remizy, a potem błyskawicznie wyjeżdżają do pożaru. Tradycja służenia w OSP jest tutaj bardzo silna, zwłaszcza po ogromnych pożarach w roku 1992, kiedy spaliło się tysiące hektarów lasu.
1 sierpnia o 17-tej zawsze wychodzę na dwór, żeby posłuchać jak wyje nasza syrena. Stoję w ogrodzie, dookoła las i myślę, że oto przecież w wielu miejscach w kraju, a zwłaszcza w Warszawie, właśnie w tej chwili też wyją syreny i ludzie stoją. I wtedy, przez tę minutę, czuję, jak brzmi Polska ......
Inne tematy w dziale Kultura