Zacznę może od tego, że również należałem do grona osób, które miały spory problem ze zrozumieniem ostatniej decyzji Jarosława Kaczyńskiego w sprawie „dobrej zmiany”, na stanowisku premiera.
Jakoś trudno było mi przyjąć , że można w tak bezceremonialny sposób pozbyć się potężnego politycznego potencjału jaki wyhodowała w sobie, w ciągu ostatnich dwóch lat Beata Szydło.
Przecież Ona, znaczy Pani Beata, mogła być polską Angela Merkel - myślałem w duchu. Ostatecznie - tłumaczyłem sobie - za plecami tej oryginalnej , niemieckiej Merkelowej , też pewnie stoi jakiś Kaczyński , kto wie, może nawet kilku, a mimo to udało się Niemcom wykreować dla niej, wizerunek mocnego i autonomicznego przywódcy. Silnej kobiety, żelaznej damy. Co by szkodziło, żebyśmy my Polacy fundnęli sobie podobną Angelę , zachowując oczywiście wszelkie proporcje? Komu by to przeszkadzało?
Pani Beata ma w sobie ogromny talent, to nie ulega wątpliwości. Za to , w jaki sposób neutralizowała opozycyjne ataki i ekscesy, utrzymując przez cały czas PiS, na wysokim poziomie rankingów popularności, prezes Kaczyński powinien wręczyć jej pisowski Virtuti Militari. Jej charyzma działała jak bufor, zamieniający w zupełnie niegroźne drgania, najsilniejsze artyleryjskie uderzenia. Pozbywać się kogoś o takim potencjale? Po jaką cholerę – kombinowałem. Trochę rozumiałem wszystkich rozżalonych i mających pretensje o to, że tak potraktowano osobę wyjątkowo oddaną, a przy tym niebywale skuteczną i lojalną.
Niechętnie też wsłuchiwałem się w argumentację dyżurnych chwalców Kaczyńskiego , którzy jak ktoś to ładnie ujął " kiedy prezes mówi w środku nocy, że jest południe, to oni zakładają przeciwsłoneczne okulary i smarują się filtrami UV". Nie mam do nich zaufania. Musiałem sam to sobie poukładać, i przepracować intelektualnie na własną mańkę. O to co mi z tych rozmyślań wyszło...
Po pierwsze. Nie ulega wątpliwości, że Kaczyński jest człowiekiem inteligentnym i od zawsze traktuje polityczną rzeczywistość jak rodzaj planszy. Gra zazwyczaj na wiele ruchów do przodu i od tego w swoim myśleniu wyszedłem. Co daje Kaczyńskiemu zamiana Beaty Szydło na M. Morawieckiego w sferze symbolicznej, czyli biorąc pod uwagę realia współczesnej polityki, fundamentalnej? Odpowiedź na to pytanie jest raczej oczywista, i dziś mówi o tym głośno wielu analityków. Mateusz Morawiecki daje nowy impuls , uruchamia rynki finansowe, sprawia, że pojęcie tzw „dobrej zmiany” nie ogranicza się do polityki wewnętrznej ale zyskuje nowy, bardziej międzynarodowy wymiar. Przenosi też akcenty naszej polityki gospodarczej. Wraz z symboliczną zmianą premierów, polska polityka gospodarcza zaspokoiwszy socjalne potrzeby społeczeństwa przechodzi do planu znacznie bardziej ambitnego. Etapu dużych inwestycji i aktywnego udziału w międzynarodowej grze rynkowej. W taki z grubsza sposób, odczytywana jest ta zmiana przez większość ekspertów. W tym kontekście zmianę tę należy uznać za zrozumiałą i jak wiele na to wskazuje – raczej wskazaną.
Kolejna płaszczyzna, to wizerunkowa polityka wewnętrzna. Korzystając z charyzmy Beaty Szydło, przez długi czas udało się Kaczyńskiemu wyciszać nastroje i pacyfikować potencjał wszelkiej maści opozycyjnych ruchów, od czarnych protestów po kodomickich obywateli RP. Tą zmianą wykonuje Kaczyński ostateczny cios. Morawiecki jest w kręgach opozycji totalnej na tyle dobrze postrzegany, że organizatorom tych histerycznych inicjatyw, coraz trudniej będzie ruszyć z kanapy frustratów, niezadowolonych z rządów Prawa i Sprawiedliwości. Morawiecki jest z innej bajki. Nie kojarzy się przecież ani z Rydzykiem, ani z Szyszką, ani z budzącym w wielu Polkach niesmak Macierewiczem, jak więc porywać w te zimowe wieczory tłumy przeciwko niemu ? Nie za bardzo. To niewątpliwie kolejna korzyść jaką odnosi prezes Kaczyński dokonując omawianej kadrowej wolty.
Rzecz następna. Relacje Nowogrodzka -Adrian, czyli protektorat, czy raczej patronat nad Prezydentem Andrzejem Dudą. Kaczyński wysyła w kierunku Krakowskiego Przedmieścia jasny sygnał - mam Beatę i nie zawaham się jej użyć.
Używając terminologii wojskowej , prezes Kaczyński zatrzymał Beatę Szydło w tak zwanym „odwodzie”, co daje mu niesłychanie szerokie pole manewru. Może wykorzystać ją w trakcie walki o fotel prezydenta Warszawy, w razie potrzeby może wypuścić ją z boksu do udziału w wyścigu o ten najważniejszy w kraju fotel pod żyrandolem, ale przede wszystkim, może nie robić nic . Może po prostu trzymać Panią Beatę w piwnicy, tak jak Zed z filmu Pulp Fiction, trzymał w podziemiach, odzianego w lateks pokraka, i wyprowadzać ją kiedy zajdzie taka potrzeba. W odpowiedniej chwili, kiedy Andrzej Duda poczuje w sobie nadmierną potrzebę wybicia się na niezależność, może go prezes Kaczyński szachować groźbą wypuszczenia mającego wysokie poparcie w sondażach potwora . Z perspektywy demiurga jakim niewątpliwie prezes jest , okoliczność bynajmniej nie do pogardzenia
W takiej sytuacji, w przyszłości, Prezydent raczej będzie starał się konsultować z Kaczyńskim swoje kolejne, potencjalne veta. To tak z grubsza na rynku wewnętrznym, a co poza tym za granicą?
Dobre kontakty Morawieckiego na zachodzie Europy, oraz wśród międzynarodowej finansjery, według znawców tematu są faktem. Zwalczająca rządy Kaczyńskiego, przesiąknięta marksistowską ideologią Euroelita, też będzie miała z postacią Morawickiego jako premiera pewien ambaras.
Znacznie trudniej będzie można przykleić jemu a co za tym idzie rządowi, któremu przewodzi , etykietę zaściankowego oszołoma. Nie wspomnę już o tym, że takiego typa jak Morawiecki ciężko będzie komisarzowi Junckerowi poklepać po plecach czy po policzku niczym Donalda. Młody Morawiecki to nie jest typ człowieka, którego się poklepuje. Nasz nowy premier, ma taki lekko szlachecki sznyt wizerunkowy, można z nim swobodnie porozmawiać ale trzeba na niego uważać. Uśmiech serdeczny ale spojrzenie jednak trochę socjopaty. Trzeba, wypada być czujnym, a już na pewno nie można się wypuszczać na klepanie go po twarzy, czy po czymkolwiek. Nie jego. Nie naszego dandysika... Tak jest, Mateusz Morawiecki jest naszym towarem eksportowym. Z perspektywy strategii działań międzynarodowych, jego kandydatura wydaje się być kandydaturą , jak najbardziej trafioną...
Biorąc pod uwagę wszystko to o czym napisałem, oraz to, że w polityce nie powinno kierować się sentymentem ale realnym interesem, racją stanu, uznaję, że Kaczyński nie tyle nawet miał prawo podjąć decyzję o takiej a nie innej roszadzie na stanowisku premiera. Myślę że kiedy weźmiemy pod uwagę wszystkie towarzyszące temu okoliczności, wychodzi na to , że prezes będąc człowiekiem odpowiedzialnym i zapobiegliwym, nie miał innego wyjścia.
Nieco frywolnie mógłbym podsumować notkę konstatacją , że gdyby nie było Morawieckiego to trzeba by go było wymyślić.
Inne tematy w dziale Polityka