Zanim przejdę do spraw, dla treści tej notki najistotniejszych, chciałbym, tytułem wprowadzenia, napisać kilka słów na temat wczorajszego, inauguracyjnego przemowienia nowego prezydenta USA, Donalda Trumpa. Dodam, że ogólnie, tego rodzaju majestatyczne imprezy, nigdy nie budziły i nie budzą we mnie specjalnego zachwytu. Nie, żebym był przeciwnikiem, ale to chyba nie moja stylistyka po prostu. I nie chodzi tylko o Ameryke.
Te wszystkie dworskie ceremonie, organizowane rownież w Europie, w centrum ktorych pojawiają się możni tego świata, a to angielska rodzina krolewska, a to książe Karol, królowa Elżbieta, splendory, flesze, meandry życia i śmierci ksieżny Dajany, wszystkie zachwyty, ochy i achy, to stanowczo problemy nie na moja głowę.
Jeśli idzie o Amerykanów, sprawa ma się trochę inaczej. Amerykanie podchodzą do sprawy z mniejsza pretensją do wykwintności ale sam właściwie nie wiem czy lepiej. Wprawdzie amerykanom udaje sie unikać durnowatej, tworzonej na potrzeby gawiedzi atmosfery westminsterskiego blichtru, ale często wpadają w sidła innego rodzaju megalomanii. Zbyt gorliwie i zbyt napastliwie rozumianego patriotyzmu. Najlepszym przykładem niech będą hollywodzkie hity zza oceanu, typu Armagedon czy Independence Day, gdzie przepych inscenizacyjny tych produkcji, ściga się w nich, z ich scenariuszowym infantylizmem. "Pancernik patiomkin" w wydaniiu wolnościowym. Bruce Willis jako Sztyrlitz, wolnego, demokratycznego świata. Kiedy już trafiam na tego rodzaju "patriotyczną", amerykańską produkcję, to nie jestem w stanie śledzić fabuły, bo wyobraźnia zarzuca mój umysł tysiącami skojarzeń, porozrnie tylko niezwiązanymi z treścią filmu. Widzę wtedy zastepy miłośników Wrestlingu, obżerających się w piątkowe wieczory hamburgerami i frytkam. Widze jak siedzą przed telewizorami i wykrzykują, podskakując raz za razem, przy kolejnej acji zapaśnika, a popokorn wysypujący się z papierowych torebek spada im najpierw na spodnie, potem niżej, na buty, w końcu układa się wokół ich stóp. Widze modelki w strojach bikini na bazie amerykanskiej flagi i grubasów z piwem i hot dogami w czapeczkach z napisem NY, pokrzykujących w takt zmysłowo poruszających się po ringu bokserskim modelek, koniecznie z hymnem amerykańsim w tle.
Chcąc unikać takich skojarzeń staram się nie ogladać amerykanskich, przeznaczonych dla wielomilionowej widowni szoł.
Tym razem jednak postąpiłem inaczej, głownie za sprawą niuansów, ktore towarzyszą okolicznosci wybrania na prezydenta USA Donalda Trumpa.
Moja szczegolna uwagę, zwrociły frazy, wypowiadane przez swieżo mianowanego prezydenta, podczas jego inauguracyjnego przemowienia. Charakterystyczne, że treść całej przemowy była niemal w stu procentach zbieżna z tym, co na swoich wiecach wygłasza od dłuzszego czasu Jarosław Kaczynski. Do tego stopnia, ze gdyby wczorajszy tekst Trumpa dać do odczytania Kaczynskiemu podczas dajmy na to , jednej z organizowanych przez niego miesiecznic, nie byłoby chyba żadnego zgrzytu i nikt by się nie połapał, że to tekst zredagowany przez amerykanskich spindoktorów. A powtarzający się niczym filmowy leitmotiv, wątek zabrania władzy establiszmentowi i oddania jej narodowi to już wypisz wymaluj Kaczyński w pełnej krasie i we własnej osobie. Ale...
Na tym nie kończa się podobieństwa pomiedzy tym, z czym mamy do czynienia u nas, a tym, czego świadkami jestesmy obecnie, kiedy obserwujemy wydarzenia w USA. Druga istotna kwestia to KOD-omici. Amerykańscy KOD-omici. Znaczy, i nasi, i amerykańscy.
Już po ogłoszeniu zwyciestwa Trumpa, dawno temu, zaraz po amerykańskich wyborach, mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem, ktore wystapiło w Polsce, chwilę po objęciu władzy przez PiS. Zaraz po wyborach, wrogie Kaczynskiemu srodowiska, probowały (i do tej pory probują) obalić obecną i demokratycznie wybraną władzę. Mechanizm, z ktorym mamy do czynienia w Stanach, również jest łudząco, do tego naszego podobny, o ile nie identyczny. Widzimy zatem, jak duża część uprzywilejowanej socjety, zwana dla zmylenia przeciwnika elitami, probuje mobilizować masy, strasząc Trumpem i w ten sposob generować oddolne ruchy, mające na celu zakwestionowanie wyboru większosci narodu. Jeszcze parę dn itemu, senatorzy, kongresmeni, publicysci i dziennikarze probowali nawoływać do bojkotu wczorajszej inauguracji, co miało zostać przez masy odebrane jako sygnał braku akceptacji dla takiego a nie innego wyboru amerykanów. Demokratycznego wyboru amerykanów. Bodziec do działania dla tych na dole. I co bardzo charakterystyczne, tego rodzaju postawę, przyjeły środowiska okreslające się mianem demokratycznych, zeby było zabawniej. Inaczej. Gdyby to nie bylo ustrojowo niebezpieczne i groźne dla porządku prawnego, to może i by było zabawne.
Kolejna analogia...? Wczoraj, tuz po inauguracji, widziałem jak na ulicach amerykanskich miast, zwolennicy obozu demokratycznego, podburzeni szumnymi deklaracjami celebrytów, palą opony, organizuja zamieszki i kwestionują legalość, wybranej wraz z nowym prezydentem władzy. Czy trzeba jeszcze cokolwiek dodawać ?
Wszystkie te podoobienstwa skłądają się na jeden, prosty, nie podlegający dyskusji wniosek. Najwiekszym wrogiem ruchów demokratycznych, zarowno tych naszych, jak i tych zza wielkiej wody jest demokracja.
Inne tematy w dziale Polityka