"Obława ,obława na młode wilki obława" nucił sobie w myślach Grzegorz Schetyna idąc jednym z sejmowych korytarzy, z przyklejonym do twarzy uśmiechem. Po nieprzespanej, pełnej dyskusji i rozmyślań nocy, teraz, o ósmej rano ,po drugiej kawie i skąpym śniadaniu składającym się z soku , paru gryzów razowego chleba z szynką oraz garści tabletek na ciśnienie, cholesterol, uzupełnienie magnezu i Bóg wie czego jeszcze, umysł zaczynał wreszcie wchodzić na swoje normalne ,przebiegłe obroty.
Dziś ważny dzień dla Grzegorza. Kolejny wazny dzień nalezy dodać, sposrod wszystkich ostatnich ważnych dni. Jak powiedział na wczorajszej odprawie jego asystent "Szefie ...jutro albo my ich albo oni nas". I to "jutro", o ktorym mówił jego najbliższy asystent właśnie nadeszło i zamieniło się w dziś.
Grzegorz nie ufał wprawdzie już od dawna nikomu, nawet swoim najbliższym współpracownikom ale w tej akurat kwestii "przydupas", bo tak nazywała żona Grzegorza owego asystenta, w tej kwestii Przydupas miał rację. Dziś nie tylko trzeba udowodnić sobie samemu ,że ma się większe jaja, niż cała ta zgraja niedouczonych małolatów, z Nitrasem, Pomaską i wiecznie zadowoloną z siebie Muchą na czele, ale przede wszystkim trzeba przekonać do tego wszystkich innych. Cały ten durny i nie doceniający prawdziwej cnoty świat. A to nie będzie łatwe. Wazny dzień. Nie będzie łatwe tym bardziej ,iż Grzegorz świadom był ,że nie ma ostatnio dobrej i passy i prasy. Coraz wyraźniej czuł na sobie spojrzenia partyjnych działaczy i tych na dole i tych na górze, ktorzy od jakiegoś czasu, takie przynajmniej odnosił wrażenie, coraz bezczelniej mu się przyglądali, wprawiac go w stan permanentnego niepokoju.Patrzyli na niego tak, jakby chcieli dostrzec w jego oczach jakieś oznaki słabości, niemocy, dopadającej go rezygnacji. Wydawało mu się ,że zerkają na niego ukradkiem w sposób, w jaki młode wilki patrzą, na starego, pooranego życiem basiora, ktory powoli zaczyna tracic siły. Spogladają niby to mimochodem, przechodząc obok z nosem przy ziemi, podwarkując z lekka a przyłapane na spojrzeniu wysyłają pozornie uległe ale w istocie noszące znamiona niejakiego triumfu sygnały. A to jeden ogonem machnie zbyt ceremonalnie, inny nasika na oczach zdezorientowanego alfa w miejscu, naleznym basiorowi. Takie niewinne, pozornie przypadkowe ruchy, sprawdzające w istocie poziom czujnosci i gotowości do szybkiej i zdecydowanej reakcji. Podnoszisz do góry głowę, łapiesz goscia na takim spojrzeniu a on uśmiecha się tylko, uśmiechem nic nie mającym oznaczać, odwraca spojrzenie i wraca do swoich zajęć, że niby to nic się nie stało, i że się z tobą jedynie przypadkiem zderzył wzrokiem. Znał dobrze Grzegorz te niby niewinne spojrzenia. Sam tak nieraz patrzył na innych w przeszłości i niczego dobrego to dla tych innych zazwyczaj nie oznaczało.
Ale to był tylko niewielki fragment problemów Grzegorzza z otaczającymi go ostatnio zewsząd problemami tego świata. Kaczor. Kaczynski ze swoimi coraz bardziej zaskakującymi zagrywkami, dziennikarze ze swoją nieustanną mantrą o braku jego charyzmy, no i te dupki... 'Misie kolorowe" jak zdarzało mu sie o nich miedzy kolegami mowić, z tej lukrowanej i udającej merytoryczną "opozycji"... Śmiech na sali. Banda ignorantów i kiariewowiczów. Choć z drugiej strony, tym ostatnim własciwie zaczynał być wdzieczny za to że są. Za to ,że dobry los zesłał mu na ziemie tak fajtłapowatych konkurentów. To dzieki nim, dzieki Kijowskiemu własnie i temu drugiemu, co to lubi zmieniać w Sylwestra szerokości geograficzne - Grzegorz zaśmiał się na tę myśl pod nosem, dzieki nim właśnie Grzesiek znowu poczuł coś czego od dawna nie doswiadczał. Poczuł moc. Przypływ nowej energii, wynikający z nadarzającej się okazji. Moc ,ktora nie bierze się z wnętrza czowieka, tylko dana jest mu jak łaska z nieba ale udziela się człowiekowi i powoduje ,że staje na nogi i odradza się jak Feniks. Moze nie z popiołów ale z niewesołej na pewno sytuacji.
"Gdym teraz ile w łapach sił przed siebie prosto gnał", piosenka Wysockiego w przekładzie Kaczmarskiego od rana mu się wbiła w głowę i jej frazy wracały co jakiś czas, nie pozwalając umusłowi odpocząć i oderwać się od nieprzyjemnych myśli.
Grzegorz za długo był w polityce ,żeby nie wiedzieć ,iż zasada "słabosć naszych wrogów jest źrodłem naszej siły", to jedna z podstaw jej funkcjonowania. Stary basior poczuł krew. Grzegorz wciagnął głeboko nosem powietrze, cały czas maszerując szybkim krokiem. Jego twarz znowu nabrała jasnego koloru a oczy błysnęły. Zawyłby teraz niczym stary wilk na skale w kierunku księżyca i poklepał się w klatę niczym goryl zwyciezca ale raz,; wiedział ,ze to zbyt wczesnie na triumfy, dwa, nie było sprzyjających temu okolicznosci przyrody. Przeszło mu tylko przez myśl ,ze gdyby projekty PiS-u dotyczące dziennikarzy weszły w życie to z okazywaniem takich emocji w sejmie mogłoby nie być zadnego problemu. I znów usmiechnął się do siebie pokazując mimowolnie garnitur pieknych, białych zębów. Dobra, koniec tego dobrego - pomyslał, sam siebie niejako mobilizując. Dochodził do drzwi swego gabinetu. Stanął przed nimi.
"Wtem stary wilk przewodnik, co zycie dobrze znał, łeb podniósł warnknął groźnie.."
Przemknęło mu jeszcze przez głowę. Chwycił za klamkę, zdąrzył jeszcze przed wejsciem pomyśleć "ok..., zobaczymy kurna kto tu ma wiekszą charyzmę", po czym wszedł uśmiechając się najpogodniej jak tylko potrafił, wojajac od progu mocno i dobitnie, do oczekujących na niego od rana wspołpracowników.
Zaproponujemy przerwę do 18 stycznia !
Po czym zamknął za sobą grube, drewniane drzwi.
Inne tematy w dziale Polityka