W piątek rano oglądałam serial „Dlaczego ja?”. Nie jest to może dzieło wybitne, ale całkiem znośne, jak dla mnie znośniejsze niż telenowele z wciąż tymi samymi osobami, przedstawiające fabuły na ogół żywcem inspirowane zagranicznymi wzorcami. Tym razem przedstawiono nam młode, bezdzietne małżeństwo i zdesperowaną babcię. A właściwie teściową, matkę kobiety, rozpaczliwie marzącą o wnukach. Pech jednak chce, że zarówno córka, a zięć tym bardziej, nie mają ochoty na powiększanie rodziny, zadowoleni ze stanu wolności. Przedsiębiorcza staruszka wzięła jednak sprawy w swoje ręce.
Jako, że młodzi byli wciąż od niej zależni finansowo postawiła ultimatum: albo dziecko, albo koniec pomocy. Chcecie pieniędzy to dajcie mi wnuka. W ramach przystosowania młodych podrzuca im w ostatniej chwili malucha na sobotnią noc. By się uczyli bo fajnie będzie, bo przecież co oni tam. I nie rozumiała czemu zamiast radości wywołała złość. Nie wnikając w szczegóły fabuły odcinka na koniec wszystko było ok, ale..
Nienawidzę takich postaw. Po pierwsze uważam, że dorosły człowiek winien decydować o sobie. Gadki w stylu „ja wiem najlepiej co dla Ciebie dobre” doprowadza mnie do szału. Tak się nam tylko wydaje. Wszelkim ciotkom- dobrym radom zazwyczaj radzę zająć się swoimi sprawami. Radzić, wyrazić swoje zdanie może każdy. Ale nie zmuszać kogoś. Zwłaszcza, że „uszczęśliwianie na siłę to gwałt”. Decyzja o powiększeniu rodziny nie powinna być podejmowana pod przymusem i szantażem. Bo to nie dający radę poniesie koszty. Nie nadgorliwa będzie musiała znosić ciążę, poród czy trudy opieki nad niemowlakiem. Czy każda kobieta musi być matką? Nie. Czy powinna? Też nie. Ktoś nie cierpi dzieci, drażnią go niech ich nie ma. Bo nawet jeśli z poczucia obowiązku będzie się zajmował, nie zaniedba po prostu zrobi swoje. Aż tyle i tylko tyle. Nawet pies potrzebuje czułości, tym bardziej człowiek, zwłaszcza mały i zależny od drugiego człowieka.
Matka z obowiązku będzie nieszczęśliwa a nieszczęśliwa matka to nieszczęśliwe dzieci. Wypełni swoje powinności, ale nie da ciepła. Bo, ależ to zabrzmi!, nie można nikogo zmusić do miłości. Nigdy bym nie chciała być dla nikogo dopustem losu, ani sama bym nie chciała takiego dopustu urodzić. Nic na siłę. Sklejając porcelanę nie stworzymy czegoś bez rys. Tym bardziej nie skleimy na siłę rodziny.
To, że jakaś starsza pani cierpi na obsesję wnuka nie daje prawa do szantażowania i wymuszania swej woli. Szantaż psychiczny się zawsze prędzej czy później zemści. W filmie mieliśmy happy end, ale życie pisze rozmaite scenariusze, niekoniecznie optymistyczne. Zła, dysfunkcyjna rodzina to nie tylko taka w której pan tłucze panią. To także sytuacja gdy w zadbanym, porządnym domu panuje arktyczny chłód. Gdzie nie brakuje rzeczy materialnych, gdzie rodzic nie da dziecku nawet po łapkach. Gdzie rodzic dba o potrzeby dziecka, płaci za lekcje francuskiego, za basen i konie. Gdzie młody człowiek dostaje wszystko prócz ciepła, bowiem rodzice go nie chcieli, bowiem został poczęty pod przymusem. Gdzie każdy siedzi w swoim kącie bo ludzi mieszkających pod jednym dachem łączy jedynie adres zameldowania.
W życiu różnie bywa. Nie wierzę, że zawsze i w każdym przypadku miłość do dziecka cudownie przychodzi w chwili porodu. Przychodzi, ale co jak nie? Co jak zamiast kochania mamy powinności? Co jak dom nie jest azylem, ale jedynie smutną powinnością? Z pustego i Salomon nie naleje. W przyrodzie nic nie powstanie z niczego. A babcie rozpaczliwie pragnące wnuków mogą trwale i na całe życie unieszczęśliwić wszystkich wokół.
Każdy ma takie ciocie i babcie-dobre rady. Ja zazwyczaj, średnio uprzejmie przyznaję, nakazuję im zająć się własnymi a nie moimi sprawami. Działa.
Inne tematy w dziale Rozmaitości