Ogarnia mnie śmiech. Możliwe, że śmiech przez łzy, ale nie potrafię się opanować. Mam wrażenie jakby oglądała komedię, przedstawienie kabaretowe. Oto bowiem pewien nadgorliwiec wyskakuje przed szereg, pręży muskuły by na końcu okazać się jedynym graczem na scenie. Coś podobnego zaszło w przypadku najbardziej klasowego ministra, który namawiał by stworzyć europejską Federację. Niemcy nie mieliby nic przeciwko, jako jedni z decydentów, ale niestety inni mniej przychylnie patrzyli na pomysły większej integracji i suma summarum zamiast zmiany Traktatu unijnego mamy pakt fiskalny, w którym na razie nie ma za wiele konkretów. Oczywiście mam świadomość, że wszystko trzeba jeszcze przekuć w konkretne przepisy, ujednolicić i uporządkować. Niemniej jednak póki co nie powstaną Stany Zjednoczone Europy.
Spodobał mi się David Cameron, powiedział „weto” i wyraźnie wskazał, że Wielka Brytania poprze tylko rozwiązania korzystne dla siebie. Krótko, zwięźle i na temat wyartykułował co myślą inni. Każdy dla gra dla siebie i patrzy jakby tu uszczknąć co lepsze kąski. A tylko, zgodnie z tradycyjną naiwnej pensjonarki, wierzymy w „braterstwo” i działania dla „dobra ogólnego”. Wielka Brytania nie ma wiecznych przyjaciół, ani wiecznych wrogów – ma tylko wieczne interesy"- powiedzenie sprzed lat nie straciło na aktualności. Rozbawiło mnie do łez jak „fachowcy” z „ukochanej” radiostacji określili Zjednoczone Królestwo jako „niewielki kraj z ambicjami mocarstwa”. Cóż im bliżej do mocarstwa niż nam, zaś Cameron ma więcej z rasowego polityka niż nasi mężowie swoich żon, mających się za mężów stanu. I nie mówię by bezmyślnie naśladować Anglików czy Niemców, ale dbać o siebie i walczyć o swoje. Ciekawe czy tego doczekamy? Szkoda, że komentatorzy z „ukochanej” radiostacji nie potrafiły równie ostro ocenić naszych „mężów stanu”. A potem debatowano o potrąconym łosiu. Dowcip czy otwarta kpina?
Popieram pomysł wprowadzania dyscypliny finansowej, nie tylko w przypadku rządów, ale też zwykłych ludzi. Kontrola wydatków zawsze popłaca. Oj ta podła Grecja! Nabroiła i uruchomiła domino. Przypomniała mi się sytuacja ze szkolnej wycieczki gdy prawie cała klasa piła i balowała, zaś jeden kolega miał, no powiedzmy słabszy żołądek. Wówczas nauczycielka dostrzegła oczywiste, czyli stan upojenia alkoholowego większości uczniów a cała wina spadła na owego chłopaka. Jakby on jeden pił, jakby jeden naginał zasady i balował. Zapewne nie jedna Grecja manipulowała przy swoich sprawozdaniach finansowych, nie jedni uprawiali kreatywną księgowość. Im pierwszym podwinęła się noga.
Możemy myśleć co chcemy, ale w UE najważniejszymi graczami są Niemcy, Francja i Wielka Brytania. My możemy co najwyżej podłączyć się do silniejszego gracza, co nie musi stanowić głupią strategią, patrząc jakby tu coś dla siebie ugrać. Premier Cameron ma realny głos i możliwość decydowania. Jerzy Buzek ma paciorki, na tej samej zasadzie co monarcha we współczesnej monarchii konstytucyjnej. Rola zaszczytna, ale daleka od realnej władzy. Słanie uśmiechów do silnego konkurenta to niezłe zachowanie panny na wydaniu. Gorzej, że nie oczekujemy niczego w zamian poza poklepaniem po plecach i pochwałach.
Ciekawa mnie co ostatecznie wyniknie z obecnego szczytu UE. Co dalej ze strefą euro? Czy przetrwa czy wrócimy do walut narodowych? Jak zareagują rynki na ustalenia i pakt stabilizacyjny? Póki co usatysfakcjonowane nie są. Czy złoty osłabnie w stosunku do euro czy franka? Nie wiem, ale optymistką nie jestem. Podział Europy na dwie, a może nawet trzy, prędkości, kłótnie podczas szczytu, kompromis który nie wiadomo czy kogokolwiek zadowoli. Wesoło nie jest. A tymczasem kuszą pożyczkami na dowód i na SMS, by przecież idą Święta a długów nigdy dość.

(http://bi.gazeta.pl/im/6/10786/z10786306X.jpg)
I ciekawi mnie ile zapłacimy za obietnice rządu? Ile będziemy musieli znaleźć w kieszeniach by przystąpić do zaproponowanego dziś porozumienia? I czy będzie debata w Parlamencie?
Inne tematy w dziale Polityka