15 listopada b.r trzyletnia Weronika, została zepchnięta z sopockiego molo przez własną matkę, 34-letnią Ewę K. W pierwszej chwili większość ludzi krzyknie: „dzieciobójczyni, na pohybel i kara śmierci dla takich”*. Wolność słowa ma tę wadę, że każdy idiota może głosić swoje tezy. A skutki bywają tragiczne. O sprawie wyczytałam w najnowszym „Uważam Rze”, znajdując po raz kolejny dowód na naszą znieczulicę, ignorancję i braki w wykształceniu.
Ewa W. cierpiała na depresję poporodową. Do czasu urodzenia dziecka była zdrową, radosną kobietą, wykształconą i pracującą zawodowo, szczęśliwą mężatką. Do pełni radości brakowało dziecka… Małżeństwo, podobnie jak wiele par, miało problemy z poczęciem. Gdy w końcu się udało przyszła choroba. Tak, choroba i trzeba powiedzieć jasno: depresja poporodowa to ciężkie schorzenie, dramat dla samej matki i rodziny. Nikt nie zauważył, że coś jest nie tak? Nikt nie chciał? Jakże można cierpieć na depresję, skoro zewsząd słyszymy afirmację macierzyństwa, bez wspominania o mniej przyjemnych stronach jak poród, nieprzespane noce, czy wreszcie depresja, czasem z elementami psychozy? Ewa ciężko zniosła poród, co zwiększa ryzyko choroby, poród, czyli jedno z najbardziej bolesnych i upokarzających przeżyć w życiu kobiety. Czy naprawdę jesteśmy aż takim zaściankiem, że w XXI wieku wciąż nie wiemy o depresji poporodowej, że wiele kobiet cierpi na obniżenie nastroju na skutek gwałtownego spadku poziomu hormonów po porodzie. Zjawisko znane jest pod nazwą „baby blues” lub „smutek piątego dnia”, gdyż ów spadek następuje pięć dni po rozwiązaniu. Obolała i zmęczona po porodzie kobieta nagle widzi jak bardzo wszystko się zmieniło, nie zawsze może liczyć na pomoc, zostaje sama z nawałem obowiązków i własną fizjologią. Zjawisko baby blues najczęściej mija, ale czasem, czasem mamy do czynienie z czymś o wiele gorszym. To, że matka nie ma siły zajmować się niemowlakiem nie znaczy, że nie kocha. Ona może być chora, a choroba dotyka od 5 do 25% kobiet **!
Jak czytamy w artykule w „Uważam Rze” od jakiegoś czasu Ewa zachowywała się dziwnie, nie potrafiła przytulić dziecka, zapominała o małej Weronice. Mąż, zamiast iść z żoną do lekarza, prosił sąsiadki by dzwoniły, gdyby coś się stało! „Przypomina sobie {sąsiadka}, że ojciec dziewczynki prosił inną sąsiadkę, by zawsze do niego dzwoniła, gdyby w jego domu działo się coś złego”. I jeszcze lepsze, gdy sąsiadki chciały dzwonić na policję, jakby dziecko znowu siedziało na balkonie. Aż mną wstrząsnęło gdy przeczytałam rewelacje. Czyli najbliższe otoczenie doskonale widziało, coś nie gra, ale zamiast pomóc, zamiast działać woleli śledzić i naciskać. „Jak możesz nie kochać dziecka”. To nie tak że kobieta nie kocha. Ona jest chora, a chory człowiek, z zaburzoną osobowością nie odpowiada za swoje czyny.
Depresja to ciężka, potencjalnie śmiertelna choroba. Nie ma nic wspólnego z egzaltowanymi panienkami cierpiącymi bo nie kupiły czegoś na wyprzedaży. Depresja a histeria to dwie różne sprawy. Myślałam, że w dobie powszechnego dostępu do Internetu wiemy coś więcej niż Goździkowa z reklamy. Jak widać na załączonym przypadku nie.
Z tekstu artykułu czytamy też o podejrzeniu schizofrenii u Ewy. Epizody depresji występują w przebiegu schizofrenii. Zarówno depresja, jak i schizofrenia, nie zjawiają się na zasadzie pstryczka-elektryczka, to nie tak, że osoba idzie spać zdrowa a po przebudzeniu cierpi na zaburzenia. Oczywiście choroba może dawać ostre objawy, ale wcześniej występują znaki ostrzegawcze. Często ignorowane co prowadzi do tragedii. Warto też zauważyć, że rodzina była religijna, co wnioskuję z faktu, że państwo K. udali się na pielgrzymkę do Rzymu w intencji potomstwa. Ale nikt nie powiedział, że urodzenie wyczekanego i wymodlonego dziecka nie może doprowadzić do depresji poporodowej. Szkoda, że w tej religijności zabrakło miłości nie tylko do dziecka, ale i matki.
Nie winię Ewy za to co zrobiła. Winię najbliższe otoczenie, które nie patrzyło, nie widziało i nie chciało pomóc. Weronikę zabiła ludzka ignorancja i obojętność. Co gorsza nie ją jedną i nie ostatnią. Nie wiem jak to możliwe by w europejskim kraju, w XXI wieku, depresja poporodowa mogła stanowić jakieś tabu, coś nieznanego. Ja wiem, że przedstawia się macierzyństwo jako coś cacy i różowego, zaczytane w sieci opinie wskazują poród jako coś lekkiego a opiekę nad dzieckiem czynią lekkim spacerkiem. Guzik prawda. W życiu nie ma nic idealnego. Poród boli jak wszyscy diabli, początkowe etapy opieki nad dzieckiem nie mają za wiele wspólnego z duchowością za to wiele z fizjologią i kupkami. Dorastających dziewcząt nie należy straszyć ciążą i macierzyństwem, ale pokazać, że prócz blasków ma też cienie, prócz stron cudownych mniej wspaniałe, jak wszystko w życiu.
Zginęła dziewczynka, matka już pewnie nigdy nie wróci do równowagi psychicznej a ojciec jest cieniem człowieka. Niech ci wszyscy, tak licznie obecni na pogrzebie Weroniki, uderzą się w piersi i zapytają czy przypadkiem nie są współwinni tragedii. Przez zaniedbanie i brak zainteresowania, brak pomocy.

(http://bi.gazeta.pl/im/5/10654/z10654205X.jpg)
Dopisek z 17:37: może za mocno oceniam męża, człowieka nieobiektywnego w tej sprawie. Ale ciężko mi mieć wyrozumienia dla sąsiadek. Czemu skoro tak się zatroskały losem Weroniki, którą matka zamknęła na balkonie nie próbowały zapytać co i jak? Nie zaproponowały pomocy?
*komentarze internautów
**z Wikipedii
Inne tematy w dziale Rozmaitości