Papież Franciszek podczas mszy odprawionej z okazji przypadającego w niedzielę VI Światowego Dnia Ubogich, m.in. przestrzegał przed pokusą odczytywania najbardziej dramatycznych wydarzeń w sposób katastroficzny.
„Tak, jakbyśmy zbliżali się do końca świata i nie warto było już angażować się w nic dobrego”.
Doprawdy dziwna to diagnoza, opisująca reakcję psychologiczną człowieka będącego w stanie zagrożenia.
Prawdziwe jest bowiem stare porzekadło ludowe:
„Jak trwoga, to do Boga!”
To właśnie uświadomienie współczesnemu człowiekowi, że świat zmierza wielkimi krokami w złym kierunku i konsekwencje tego trendu będą tragiczne, daje szansę na opamiętanie.
Pismo Święte zawiera wiele zapowiedzi paruzji i opisuje doniosłe wydarzenia, które będą ją poprzedzały (żarty się skończą!). To jest bardzo ważna przestroga. Ma ona wyzwolić w człowieku refleksję nad własnym postępowaniem. I właśnie skłonić do pokory, do uznania swej ograniczoności, do czynienia dobra, do zwrócenia się ku Bogu.
Papież słusznie piętnuje ciekawość współczesnego człowieka do poznania przyszłości i jego skłonności do zawierzania horoskopom, wróżkom, magom. Jego krytyka jednak – jak to zwykle bywa u Franciszka – ślizga się jeno po powierzchni. Dotyczy bowiem tylko ulegania defetyzmowi i pesymizmowi. Nic zaś nie mówi o trwaniu w grzechu, którym jest wiara we wróżby i zabobony. Przyszłość bowiem należy wyłącznie do Boga i próba jej poznania jest Boga obrazą.
Grzech jest przecież rzeczywistością obiektywną, jak nauczał z całą mocą św. JPII, nie zaś subiektywną, co próbuje nie od dziś wmówić nam Franciszek.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo