Kilka dni temu, bawiąc w jednej z warszawskich galerii natknąłem się na grupę kilkunastu Muzułmanów płci obojga. Siedzieli przy kilku stolikach w miejscowej kawiarni. Przyjrzałem się. Mężczyźni trzydziestokilkuletni. Kobiety generalnie nieco starsze (poza kilkoma). Przed każdym stała duża filiżanka z cappuccino. Na spodeczkach, oprócz łyżeczki (leżącej na blacie stolika) dwie papierowe „pałki” z cukrem trzcinowym (tak serwuje się tę kawę). Niektórzy mężczyźni rozmawiali przez telefony komórkowe. W przypadku kobiet, dotyczyło to wszystkich. Towarzystwo siedziało rozparte, tak, rozparte w fotelach. Dwie młode Muzułmanki, wyjątkowej urody (mogłyby z powodzeniem startować w wyborach Miss Świata), siedziały przy stoliku z boku. Przy pozostałych stolikach siedziały po cztery osoby, oddzielnie kobiety, oddzielnie mężczyźni. Te kobiety nie były urodziwe i nie miały tak starannego makijażu, jak tamta dwójka. Wszystkie one, zwyczajem Muzułmanek, miały głowy szczelnie owinięte chustami. Odsłonięte były tylko twarze. Spod powłóczystych, charakterystycznych szat, wystawały nogi w znoszonych dżinsach i, co charakterystyczne, obute w rażąco niepasujące, przechodzone, pospolite „adidasy” (kolor trudny do określenia – chyba bury). Mężczyźni ubrani byli po europejsku. Schludnie, choć z bazarowym zadęciem. Jazgot, prowadzonych przez telefony komórkowe w ichnim języku rozmów, rozlegał się dookoła.
Wracałem tamtędy po kilkunastu minutach. Nic się nie zmieniło. Kiedy kolejny raz zjawiłem się przed tą kawiarnią (spacerowałem po całej galerii), Muzułmanów już nie było. Natomiast na stolikach pozostawili po sobie prawdziwe pobojowisko. Łyżeczki niedbale porzucone na blatach stolików. Podobnie, porozrywane i w strzępach, papierowe „pałki” po cukrze. Doprawdy - śmietnisko. Idąc pasażem, dogoniłem grupki tych mężczyzn i kobiet oblegające pobliskie stoiska – wyspy. Muzułmanki garściami wybierały z półek jakieś bzdurne błyskotki (tusz do rzęs? Kredki do oczu?) W rękach kilku mężczyzn dojrzałem pliki banknotów jednodolarowych (dwadzieścia metrów wcześniej, musieli mijać kantor…), którymi - wymachiwali, to byłoby za dużo powiedziane - przed oczami sprzedawczyń.
Generalnie z zachowania i postawy gości, biła nonszalancja i pewność siebie.
Skąd oni się tutaj wzięli?
Inne tematy w dziale Rozmaitości