Wiele lat temu, przebywając na urlopie w Zakopanem, wybrałem się na wycieczkę autokarową na Słowację. Zająłem miejsce w tylnej części wozu. Zwróciłem uwagę na zachowanie zakonnicy w średnim wieku, która usiadła na tylnym siedzeniu. Przeżegnała się, ułożyła wygodnie i z pogodnym wyrazem twarzy, zamknęła oczy. Autokar ruszył. Co jakiś czas zerkałem na nią i szybko zorientowałem się, że zasnęła. Nieco mnie to zafrapowało. Ten spokój, ta ufność Bogu… . Może nie znała trasy, jaką mieliśmy do pokonania (w przewodniku wyczytałem opis licznych serpentyn i malowniczych, przepaścistych odcinków drogi). A ja, niezbyt pewnie czuje się w takich okolicznościach.
Zakonnica przespała całą kilkugodzinną podróż. Ani razu się nie obudziła. Wiem, bo ją co jakiś czas obserwowałem. Po dotarciu do celu, opuściliśmy autokar. Byłem lekko pobudzony, dopiero co przeżytymi wrażeniami. Na zewnątrz autokaru nie wytrzymałem. Zagadnąłem, szykującą się do marszu (zakładała kurtkę i mocowała się z plecakiem), zakonnicę. Na moją uwagę, że wprawdzie pięknie wyglądał jej spokój podczas podróży, wynikający z pełnego zaufania Bogu, iż nic złego jej nie spotka, to jednak ta pewność, może zakrawać na nadużycie. Przecież wola Boża mogła być inna! Na to, ona odpowiedziała z łagodnym uśmiechem:
- „Ależ ja, w wolności mego serca, przyjmuje tę wolę z pełną akceptacją i radością, bez słowa sprzeciwu, czy żalu!”
Zatkało mnie… .
Inne tematy w dziale Rozmaitości