Smok Gorynycz Smok Gorynycz
1850
BLOG

Polemika według Michnika á la Piotrowski

Smok Gorynycz Smok Gorynycz Polityka Obserwuj notkę 18

Siedzę w miejscu ustronnym, do którego nawet król chadza piechotą. Mam przed sobą wydrukowaną w gazecie Pańską recenzję mojego artykułu. Za chwilę będę miał ją za sobą.

Z ulgą stwierdziłem z treści Pańskiego artykułu, że jest Pan niedouczony. W przeciwnym razie musiałby stwierdzić bowiem, że jest Pan głupcem”.

Tak niegdyś, za dawnej cywilizacji polemizowali ze sobą adwersarze na niwie nauki. Walczono na pióra przytaczając argumenty oparte na powszechnie respektowanych prawdach i zasadach logiki. Niekiedy polemika publicystyczna lub naukowa szła tak daleko, że trzeba było empirycznie sprawdzać, czy aby rzeczywiście pióro tnie ostrzej miecza.

To był początek dwudziestego wieku: wydaje się, że to niedawno, ale to jednak epoka sprzed wynalezienia poprawności politycznej, która przyprawiła dyskusje publicystyczne i naukowe sosem mdło-mdłym. W poprawności formy zagubiło się dążenie do prawdy. Ostrze krytyki tępiła też solidarność korporacyjna: często wobec ataków z zewnątrz grupa zwierała szeregi, nawet jeśli w relacjach wzajemnych członkowie grupy gotowi byli utopic kolegów w łyżce wody o zwykłym podstawianiu nogi nie wspominając. Od kilku lat w dyskusji publicystycznej a od dziś również naukowej znalazła sobie miejsce nowa jakość. Wprowadzona przez dożywotniego naczelnego GW metoda, którą streścic można następująco: „Rację ostatecznie ma ten, kto ma więcej pieniędzy. Bogatszego stać na lepszego adwokata lub na dłuższy, wykańczający adwersarza proces”. Przećwiczył tę metodę Michnik Adam na profesorze Zybertowiczu, serią procesów zakończonych wyrokami skazującymi dość skutecznie zamykając usta swym krytykom. Nikt chyba bowiem ze świata nauki i publicystyki nie ma więcej pieniędzy od naczelnego GW. Jak się okazało głos prawdy – czy choćby uzasadnionej krytyki - doskonale daje się stłumić odpowiednio grubym plikiem banknotów.

Dzisiaj dowiedzieliśmy się, że również w nauce historycznej przestały się liczyć: kompetencje, argumenty, wiedza, rzetelność (no i prawda, nie zapominajmy o prawdzie). Doktor habilitowany Mirosław „O mnie tylko dobrze” Piotrowski pozwał do sądu doktora Sławomira Poleszaka (oddział lubelski IPN), który ośmielił się - o tempora, o mores – napisać krytyczną recenzję książki profesora. Piotrowskiemu – niedoszłemu kandydatowi na prezydenta – zabrakło albo odwagi, albo umiejętności albo argumentów i polemiki naukowej nie podjął. Nie zabrakło mu za to pieniędzy – euro-posłowie diety mają sowite – i pozwał adwersarza do sądu. Dodatkowego smaku sprawie nadają dwa fakty: recenzja doktora Poleszaka nie ukazała się ostatecznie drukiem, a negatywną opinię o książce Mirosława „Mam zawsze rację” Piotrowskiego wyrazili również profesorowie Paczkowski i Friszke.

Czy to koniec rzetelnej polemiki naukowej? Czy miejsce łamów pism fachowych zajmą ławy dla oskarżonych, a dyskusja toczyć się będzie nie w salach konferencyjnych lecz w salach sądowych? Jak się okazuje po raz kolejny pycha i przeświadczenie o własnej doskonałości nie mają barw politycznych, a prawdę i wolność słowa mogą ramię w ramię mordować sądownie ateista i katolik, zwolennik Kuronia i Giertycha. Egotycy wszystkich opcji łączcie się w dziele niszczenia woności, zawsze znajdzie się prawnik, który napisze wam uzasadnienie.

P.S. Najgorzej na tym wyjdzie jak zwykle KUL, którego profesorem jest Mirosław „Wiem wszystko najlepiej” Piotrowski. GW już zaatakowała tę uczelnię, która na własne nieszczęście hołubiła europosła, który nader rzadko realizował obowiązki dydaktyczne, za to dużo obiecywał i dobrze wyglądał. Fatalnie wypadła też „Rzeczpospolita”, która jak pies Pawłowa rzuciła się w obronie „prawicowego” polityka zaatakowanego przez GW. Bezrefleksyjnie zamieściła więc podyktowany jej szereg kłamstw i przeinaczeń.

P.S.S. Adwokat Mirosława „klękajcie narody” Piotrowskiego szermuje niezwykle interesującym argumentem: wysłanie e-mailem krytycznej recenzji jest jej publikacją bo mogą przeczytać ją inni, oprócz adresata, czytelnicy. Pytanie: czy wysłanie listem pocztowym krytycznej opinii o kimś jest jej upublicznieniem, bo może ją przeczytać ciekawski listonosz lub siostrzeniec adresata?
Linki:
http://wyborcza.pl/1,75248,8854124,Na_lawe_oskar...

http://www.rp.pl/artykul/582462.html
http://wyborcza.pl/1,75968,8859895,Na_KUL_ucza__...

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Polityka