„Nie matura, lecz chęć szczera…”. Wszyscy znamy to powiedzenie. Ma ono rodowód przedwojenny, sanacyjny jeszcze. Nowy powojenny ustrój będąc lepszym dał swym akolitom więcej: przynależność do Polskiej (hmm..) Zjednoczonej (siłą) Partii (to prawda!) Robotniczej (akurat!) umożliwiała wszechstronne podnoszenie kwalifikacji. Rozkwitały więc WUMLe, CDNy, a dla najlepszych ANSy.* Trzecia RP jednak postanowiła być lepsza od swojej poprzedniczki oraz antenatki i podniosła standardy kształcenia na jeszcze wyższy poziom. Pierwszy był prezydent Aleksander Kwaśniewski, który ogłosił publicznie, że magistrem jest, chociaż - jak się okazało - "studiów nie skończył”. Rzecz spuentowała jego małżonka oznajmiając, że to głębokie umiłowanie wolności nie pozwoliło jej mężowi na poddanie się rygorom uniwersyteckim i złożenie pracy. W ten sposób płynnie przechodzimy do Pierwszego „Profesora” Trzeciej RP. Nie potrafi on wprawdzie udowodnić faktu zdania matury, ale ponieważ ze względów fiskalno-księgowych Niemcy nazwali go „profesorem”, pozostaje nim po dziś dzień. I autorytetem. Pomijam teraz próbę uzyskania przez Jerzego Jaskiernię habilitacji na podstawie pracy o PRON-ie: zabrakło sekretarzowi generalnemu wroniej organizacji refleksu i próbował „przepchnąć” ten pastisz pracy naukowej już w 1989 r. Jednak jakoś sobie poradził (towarzysze pomogli) i ministrem sprawiedliwości był już jako profesor (Nie matura…). Wybaczcie przydługi wstęp: już jesteśmy w teraźniejszości.
Najnowszy standard ogłosił prezydent Komorowski oznajmiając, że pracę magisterską napisał w 11 dni. Pod tak wysokim patronatem – przypomnę: tytuły profesorskie nadaje Prezydent RP – szkolnictwo wyższe czeka nieuchronny rozkwit.
Nowe szlaki naukowej kariery wytycza Daniel Olbrychski, nie dość, że aktor wybitny, to jeszcze – a raczej przede wszystkim – członek komitetu popierającego kandydaturę obecnego prezydenta. Pamiętacie: onże Daniel „Azja Tuhajbejowicz” Olbrychski via oczy zaglądał w głąb putiowskiej duszy. Teraz tenże Daniel „Andrzej Kmicic” Olbrychski zostaje magistem!
Pierwszy wiadomośc tę podał serwis pudelek.pl, potem pojawiła się na również na Fakcie. Stupor. Tak, to słowo najlepiej opisuje stan mojego umysłu, prostego umysłu konserwatywnego belfra akademickiego. „Zaimponował mi - mówi tygodnikowi Rewia żona aktora, Krystyna Demska. Myślałam, że potraktuje to jako formalność, tymczasem solidnie się przyłożył i w ciągu kilku miesięcy zaliczył 4 lata studiów, zdał 7 egzaminów teoretycznych i skończył pisać zasadniczą część pracy magisterskiej, która jest komentarzem do jego 5 ról wygłaszanych wierszem.” Panie Danielu, niech mi pan tego Ne robi! Jak ja teraz wytłumaczę studentom, że aby otrzymać tytuł magistra muszą studiować pięć lat?! No ale przecież pan Olbrychski „poważnie się przyłożył”. Pamiętam: właśnie parę miesięcy temu była ta słynna sesja w Łazienkach! Na pewno wtedy mistrz Wajda i „profesor” Bartoszewski zaliczyli studentowi Olbrychskiemu egzaminy teoretyczne. „Olbrychskiemu bardzo zależy na tym, by obronić pracę magisterską jeszcze we wrześniu. Wtedy będzie mógł rozpocząć nowy rok akademicki jako pełnoprawny wykładowca z dyplomem...Daniel szalenie polubił kontakt ze studentami - mówi jego żona. Jeszcze nie jest profesorem, ale ak się zaweźmie, to kto go tam wie."
Studenci na pewno też lubią zajęcia z „profesorem” Olbrychskim, zwłaszcza, że – jak mówi on nim jego osobista żona – „…z niego taka precyzyjna menda.”Cóż, pozostaje mi na tym zakończyć. Któż bowiem zna mężczyznę lepiej niż jego własna żona.
* WUML - Wieczorowy Uniwersytet Marksizmu-Leninizmu
CDN - Centrum Doskonalenia Nauczycieli
ANS - Akademia Nauk Społęcznych przy KC PZPR
Inne tematy w dziale Polityka