- Gdyby nie te deszcze Mein Führer, wszystko wyglądałoby inaczej – po raz kolejny tłumaczył Hitlerowi Walther Heinrich Alfred Hermann von Brauchitsch, naczelny dowódca wojsk lądowych (Heer) III Rzeszy. Marszałek Hermann Göring stał cicho w swoim kapiącym od ozdób mundurze i starał się upodobnić do tapety, co przy jego tuszy nie było łatwą sztuką. - Przecież, gdyby utrzymała się piękna sierpniowa pogoda, w październiku odbierałbyś Wodzu defiladę w Warschau. Te niespodziewane ulewy, które zaczęły się ostatniego dnia sierpnia i trwały przez następne dwa tygodnie zmieniły Bliztkrieg w pełzanie w błocie. Nasze nowoczesne samoloty stały w strugach deszczu na lotniskach (Göring wciągnął jeszcze bardziej brzuch), podczas gdy te piekielne polskie „jedenastki” szatkowały ogniem swoich żałosnych dwóch kaemów nasze kolumny. Nasze zmotoryzowane kolumny! Verfluchte! – wyrwało się marszałkowi – Te przeklęte polskie pseudodrogi! Koleiny wytyczone przez pola, a nie drogi! Przecież nawet lekkie PzKpfw I grzęzły w tych cholernych błotach! No i ta ich kawaleria – tu von Brauchitsch przybladł lekko na wspomnienie swojej pierwszej i jedynej inspekcji na linii frontu – Pojawiała się jak duchy, spomiędzy drzew, krzewów, przechodziła przez rozmiękłe drogi i grząskie łąki. Spieszeni jeźdźcy ostrzeliwali przemokniętych i zmarzniętych żołnierzy, obrzucali granatami stojące w mazi pojazdy i znikali zostawiając za sobą zabitych, rannych i dym pożarów.
- No i Stalin stchórzył - odważył się wtrącić Hermann Göring.
- Mówiłem, żeby nie ufać temu bolszewickiemu tyranowi – wtrącił flegmatycznie admirał Raeder nabijając fajkę – Nie dość, że Gruzin i bolszewik, to jeszcze prawie pop.
- Ale to Abwehra nie przewidziała, że żabojady jednak nas zaatakują! – wrzasnął von Brauchitsch – i to już 10 września! Twierdziliście, że tyłka nie ruszą ze swoich żałosnych bunkrów, bo im będzie żal oderwać się od butelek z winem!
- Żabojady dalej by siedzieli na linii Maginota, gdyby nie nieoczekiwany zapał tych śniętych angolskich śledzi! – odparował Raeder – A przecież to Hess nas zapewniał, że Angole nie rozpoczną wojny z nami, bo są naszymi braćmi w rasie. No i nie trzeba było pozwolić, żeby brytyjskie „Wellingtony” obróciły w perzynę pół Zagłębia Ruhry. Wtedy może z polskiego frontu nie zdezerterowałoby 30% stanu. - Na te słowa Göring zaczął obliczać odległość dzielącą go od drzwi.
- Ruhe! – wrzasnął Hitler mnąc trzymaną w rękachgazetęi z nienawiścią wpatrując się w bezchmurne, błękitne niebo rozpościerające się nad jego rezydencją na Capri. Mussolini łaskawie zgodził się gościć Führera i kilku jego najbliższych współpracowników. Hitler nie wiedział, czy kwatera na wyspie cesarza Tyberiusza była zaszczytem, czy obelgą. Widok liczących piętnaście wieków rzymskich budowli boleśnie kłuł w oczy Wodza Tysiącletniej Rzeszy, która przestała istnieć po sześciu latach z powodu zwykłego, uporczywie padającego deszczu…
A oto fragment pierwszej strony gazety, którą zmiął Adolf Hitler
Niestety, prawdę opisałem tu
P.S. Marcinowi Wolskiemu dedykuję.
Inne tematy w dziale Kultura