Do niedawna sądziłem, że najgorszą z fobii jest stasibasifobia, czyli lęk przed staniem i chodzeniem. Ta dysfunkcja wyłączała bowiem absolutnie człowieka nią dotkniętego z normalnego życia. Pewnie sytuacja zmieniała się wraz z upowszechnieniem się laptopów: można dzięki nim nie wstając z łóżka przynajmniej orientować się w świecie. Jednak dzięki nieocenionej „GW” dowiedziałem się, że istnieje coś gorszego niż stasibasifobia. Jest nią przypadłość, która – jeśli sądzić z dostępnych w sieci objawów – dotyka szczególnie okolice ulicy Czerskiej. Pierwszym zdiagnozowanym – a raczej autozdiagnozowanym – przypadkiem tej fobii jest Jacek Fedorowicz. Jak opisał swoją przypadłość sam zainteresowany? „..wciąż się boję. Nie jestem mocny w rachunkach, ale tak sobie obliczam, że jeżeli w wyborach prezydenckich w drugiej turze głosowała nieco ponad połowa Polaków, jeżeli z tej połowy prawie połowa była za Jarosławem Kaczyńskim, to - po zaokrągleniu - musi to oznaczać, że na czterech Polaków jeden jest jego zdecydowanym zwolennikiem. A jeśliby uwierzyć socjologom, którzy uważają, że sympatie tych, którzy do urn nie poszli, dzielą się też mniej więcej po połowie, to można przyjąć, że co drugi Polak nie miałby nic przeciwko temu, żeby najwyższy urząd w państwie objął Jarosław Kaczyński, i to jest dla mnie przerażające, bo to znaczy, że żyję w kraju, w którym prawie połowa ludności jest - przepraszam najmocniej - nieodpowiedzialna, ślepa, głucha, nieumiejąca wyciągać najprostszych wniosków z tego, co się wokół niej dzieje, i w konsekwencji groźna. Dla siebie, dla innych, dla kraju.”
To straszne: problem chorego na demofobię (nazwa moja ©Smok Gorynycz) polega na tym, że nie wie on, która z każdych dwóch spotykanych przez niego osób jest „nieodpowiedzialna, ślepa, głucha, nieumiejąca wyciągać najprostszych wniosków z tego, co się wokół niej dzieje, i w konsekwencji groźna. Dla siebie, dla innych, dla kraju.” Jak w takiej sytuacji wyjść z domu, zrobić zakupy? O korzystaniu ze środków komunikacji miejskiej w ogóle nie ma mowy! To straszna przypadłość! Pocieszające jest, że dotknięci demofobią dość chętnie o swej chorobie opowiadają, zwłaszcza zaprzyjaźnionym mediom. Vide Wajda, Kutz, Niesiołowski, prezydent, etc. Pewnie jest jakiś test pozwalający rozpoznać w tłumie „w konsekwencji groźnych” ludzi swoich, tych co głosowali nie na Kaczyńskiego. Może w przyszłości da się wprowadzić jakiś tatuaż, powiedzmy na czole, pozwalający ustalić kto jest nienawistnym wrogiem, a kto miłującym współbratem?
A może problem kolegi Fedorowicza polega w istocie nie na tym, że boi się on połowy uprawnionych do głosowania współobywateli – czyli piętnastu milionów czterystu szesnastu tysięcy dziewięciuset sześćdziesięciu dwóch (15 416 962 wg. PKW) Polaków – lecz jednego oficera, niegdyś a teraz znów, prowadzącego?
Inne tematy w dziale Polityka