Ludzka sprawiedliwość bywa omylna. Przecież jest tylko ludzka. Bywa też nierychliwa. O tym my, żyjący w Polsce na początku XXI wieku wiemy doskonale. Ale bywa też sprawiedliwość, która za czyny popełnione za życia, każe pokutować długo po śmierci. Od tej sprawiedliwości nie chroni immunitet.
W roku 1652, Władysław Siciński, poseł z powiatu upickiego, dał się przekupić Radziwiłłowi i - gdy sprawy przybrały dla magnata niekorzystny obrót – gromkim głosem zakrzyknął „Liberum veto!” i „uciekł na Pragę”. Dotychczas obowiązujący w polskim sejmie wymóg jednomyślności interpretowano dość swobodnie. Protestującego posła uciszali koledzy, na przykład wpychając mu własną czapkę w rozwarte do „nie pozwalam” usta. Albo – częściej – stosowano „ucieranie głosów”, czyli przekonywanie oponentów. Wyobrażenie o tym, jak to mogło wyglądać daje doskonały film „Dwunastu gniewnych ludzi”. Jednak protest Sicińskiego był przełomowy. Przyczynił się do tego marszałek sejmu Fredro, który na zasadzie precedensu uznał protest pojedynczego posła za wystarczający do zerwania sejmu. Czyli legislatywa rozchodziła się bez żadnej prawomocnej decyzji. Przyjęcie zasady „liberum veto” miało dla Rzeczpospolitej Obojga Narodów opłakane skutki. Na przykład za panowania Augusta III Wettyna (1732-64), gdy nasi sąsiedzi rozwijali się w szybkim tempie, u nas nie doszedł do skutku ani jeden sejm – z wyjątkiem koronacyjnego.
Jak głosi legenda protestującego Sicińskiego jednym głosem przeklęli inni posłowie „Bodajeś przepadł!” I spełniło się przekleństwo poselskie, choć w sposób przewrotny. Ponoć ziemia ojczysta, którą tak okrutnie skrzywdził swym protestem Siciński nie chciała przyjąć jego zwłok. Co pochowano posła, to znajdowano jego truchło wyrzucone na wierzch. Co ciekawe, klątwa działała tak, że zwłoki się nie psuły. I przez następne dziesięciolecia smutny zewłok nie mógł znaleźć miejsca spoczynku. W żydowskiej karczmie, w kącie stojącego widział go Adam Mickiewicz, który w wierszu „Popas w Upicie napisał:
„Nogi długie i czarne sterczą mu jak szczudła,
Ręce na krzyż złamane, twarz głęboko wchudła,
Oblicze wywędzone brud śmiertelny szpeci,
Usta wypsute, przez nie ząb gdzieniegdzie świeci,
Zresztą nietknięta ciała zdrowego budowa”
I pałętało się ciało sprzedajnego i wyrodnego posła nie mogąc spocząć na wieki, aż przygarnął je proboszcz upicki i umieścił w szafie w kościele. Stało tam jako przestroga przez następne lata. Jeszcze w 1860 roku widział je Władysław Maleszewski, który swe wrażenia wraz z rysunkiem zamieścił w pierwszym tomie „Tygodnika Illustrowanego”: „Dotykałem wiekowego trupa i wszędzie ciało się ugina, zdaje się że to człowiek w ciężkim śnie pogrążony, stoi przed tobą straszny obraz!”
Ciekawe, czy taka klątwa podziałałaby na dzisiejszych szkodników poselskich. I ciekawe, czy ktoś przygarnąłby ich szczątki.
Wykorzystano m.in. artykuł Z. Glogera, w Encyklopedii staropolskiej, skąd pochodzi równiez ilustracja.
Inne tematy w dziale Kultura