Przy okazji dość gorącego i odbijającego się szerokim echem sporu między red. Lisickim a prezesem Kaczyńskim nasunęło mi się parę uwag co do obecnie stosowanego warsztatu dziennikarskiego.
1. Zacieranie różnic między tezą a hipotezą. Ta pierwsza jest poglądem poddanym już mniej lub bardziej obiektywnemu procesowi sprawdzania. Czyli całkowitej pewności nie mamy – pewna wszak jest tylko śmierć ino i podatki – ale możemy twierdzić, że…. Hipoteza jest subiektywnym, opartym na przykład na intuicji czy erudycji, wnioskiem wymagającym dopiero sprawdzenia. Dziennikarze – w tym i red. Lisicki w pierwszy swym tekście – podają hipotezy jako tezy. Przykład tezy red. Lisickiego: „walka o krzyż” skłoniła lewicę do refleksji nad miejscem Kościoła w przestrzeni publicznej. Refleksja ta prowadzi do „zapateryzmu”, a skoro o krzyż „walczy” prezes Kaczyński, Kaczyński prowadzi do „zapateryzmu”. Skąd redaktor to wie na pewno? Przy okazji wyszedł nam ulubiony (niestety) zabieg współczesnych dziennikarzy, czyli
2. Sylogizm. Przypomnę, że to wnioskowanie z dwóch przesłanek mających jeden wspólny element. Wniosek jest pochodną obu przesłanek. Sylogizmy, to niebezpieczny – bo logiczny – oręż. Jednak to oręż o subtelności maczugi. Stosujący go z upodobaniem dziennikarze chyba nie zdają sobie sprawy, że zabijają w ten sposób merytoryczną dyskusję. W komentarzu do notki K. Kłopotowskiego napisałem, że w sporze z red. Lisickim prezesowi Kaczyńskimu chodzi o taką chrześcijańską wartość, jaką jest prawda. K. Kłopotowski w odpowiedzi napisał mi ”Prawda ideą katolicką? Arystoteles też katolik?”. Czyli sylogizm wygląda tak:
Arystoteles pisał o prawdzie.
Arystoteles nie był katolikiem.
Prawda nie jest wartością katolicką.
Czyli, stosując dokładnie taki sam schemat sylogizmu mogłem napisać na przykład:
Kłopotowski ceni Gombrowicza.
Gombrowicz był biseksualistą.
Kłopotowski ceni biseksualizm.
Głupie? Oczywiście, że głupie. Redukcja sylogizmu ad absurdum jest prosta. Pod warunkiem, że umie się rozpoznać konstrukcję sylogizmu. Stosujący ją dziennikarze chyba liczą na brak tej umiejętności u przeciętnego odbiorcy. Wtedy głupie staje się jeszcze nieetyczne, a poziom gazety drastycznie się obniża.
Niestety, takie schematy coraz częściej spotyka się w „Rzeczpospolitej”. Przykład, który mnie osobiście wkurzył: „..Kaczyński, (..) dając poklask głosicielom spiskowych teorii katastrofy smoleńskiej, pod pretekstem, że nie ma wpływu na to, co mówią sobie ludzie na ulicach, wiedząc przy tym doskonale, że ma wpływ, i to ogromny, jako najbliższy krewny zmarłego prezydenta i polityk. Wie, że nie sprzeciwiając się takim teoriom ani jednym słowem, utwierdza ich głosicieli, a swoich politycznych zwolenników.”Wniosek z sylogizmu pani Flis-Kuczyńskiej? Kaczyński jako krewny zmarłego Prezydenta powinien zanegować hipotezę zamachu. Jak rozumiem, wg. P. Flis-Kuczyńskiej krewni ofiar decydują, jaką hipotezę odnośnie przyczyn tragedii powinna badać prokuratura, policja, sąd, a jaką odrzucać. Brawo, to istotna rewolucja w postępowaniu.
3. „Przesuwanie” znaczeń. Paskudny zabieg dziennikarski, bo będący świadomym wprowadzaniem czytelnika w błąd. Oparty na założeniu, że czytelnikowi artykułu pochodnego, nie będzie się chciało lub nie będzie miał możliwości sprawdzić, jakie dokładnie sformułowanie zostało w artykule pierwotnym. Wypowiedź Kaczyńskiego „Sądzę, że wynika to z niesłychanie groźnego zjawiska, jakim jest hiperoportunizm, który opanował dzisiaj pewną część ludzi pióra.” red. Lisicki nieco skraca, zmienia rzeczownik na przymiotnik, przesuwa podmiot i ubolewa, że prezes Kaczyński powiedział że „jestem hiperoportunistą”. Pozwala mu to na zakwalifikowanie słowa „hiperoportunista” jako inwektywy i zbudowanie pięknej konstrukcji retorycznej: „..w końcu i ja znam trochę inwektyw, ale, prawdę powiedziawszy, w wiejskich bitkach, gdzie po kolana w błocie stoi naprzeciw siebie dwóch biedaków i okładają się cepami ile wlezie, a gapie z uciechą biją brawo, nie gustuję. Jarosław Kaczyński musi sobie poszukać innego partnera do takich zmagań.”. Proste? Proste. Etyczne i rzetelne? Bynajmniej. Czytelnik oczywiście zapamięta oruszającą wyobraźnię scenę bitki w błocie, jak w "Domu złym". Żeby nie było, że generalizuję opierając się na jednostkowych przykładach. K. Kłopotowski odnosi się do stwierdzenia Kaczyńskiego o „braku odwagi” i lekko przesunąwszy znaczenie pisze „Prezes był też łaskaw coś o katolicyzmie Lisickiego nadmienić (że mu w życiu nie wychodzi) i coś bodaj o tchórzostwie, jeśli dobrze pamiętam.” Brak odwagi możemy o tyle nazwać tchórzostwem, o ile brak trafienia szóstki w Totolotka (czyli brak szczęścia) możemy nazwać pechem. Subtelna manipulacja. Co nie zmienia faktu, że manipulacja.
Panie i Panowie dziennikarze, proszę, nie róbcie tak, nie idźcie tą drogą (cytując „klasyka”). Demoralizujecie czytelników i wprowadzacie niski, bardzo niski standard dziennikarski. Chyba że o to chodzi. Wtedy FAKTyczNIE będzie SUPER w RZECZPOSPOLITEJ.
Inne tematy w dziale Polityka