Trochę opadły emocje. Czas na pierwsze refleksje. Bardzo przejrzyście i jasno omówił błędy popełnione przy okazji dzisiejszej akcji, uroczystości, ceremonii (???) przez Kancelarię prezydenta-elekta, władze miejskie i kurię warszawską ks. Przemysław Śliwiński. Mnie jednak dręczy pytanie: a jeśli to nie były błędy? Wielu komentatorów (i ja sam nie dalej jak dzisiaj) podkreśla sprawność platformerskiego sztabu propagandowego. Ich zdolność do wywoływania „zadym” medialnych odwracających uwagę niemal wszystkich od spraw naprawdę ważnych, które partia i rząd załatwiają cichutko, bez rozgłosu i out of sight (niekoniecznie na cmentarzu). A więc pytania. Czemu strona, ta, która stała tam gdzie stało kiedyś ZOMO, nazwijmy ją rządowo-prezydencką się cofnęła? Nie była gotowa do konfrontacji siłowej? Ależ była, o czym świadczą zmobilizowane do asystowania przy „ceremonii” siły policji i straży miejskiej. Nie spodziewała się oporu? Ależ jak mogła się nie spodziewać, skoro obrońcy Krzyża głośno i za pośrednictwem różnych mediów zapowiadali, że nie ustąpią. I wiadomo było, że zgromadzi się spora liczba zwolenników obecności Krzyża przed pałacem. Więc o co chodzi?
A może – co podpowiada mi ta część mojego umysłu, która podobnie jak jeden z blogerów „wszędzie węszy bandytów” – chodziło o test? O wypróbowanie siły oporu? O rozpoznanie bojem? A może chodziło po prostu, żeby naród już na wstępie zobaczył jaki Ludzki Pan zamieszka w Pałacu. Jak w 1905: do ludu rosyjskiego strzelano, bito nahajkami ale wierzył on, że car jest dobry, że car-batiuszka ludu swego nie skrzywdzi, to urzędnicy są źli, sprzedajni i nieudolni, ale car, car jest dobry. Czy taki będzie scenariusz najbliższych dni: prezydent-elekt łaskawie się zgodzi na tablicę, taką powiedzmy 13 na 9 cm, na tylnej ścianie bocznego skrzydła, a potem zaczną mnożyć się trudności. Pani konserwator tablica zaburzy ład, panu urbaniście przestrzeń, plastyk miejski zakwestionuje czcionkę bezszeryfową, a dowódca BOR zażąda plastiku, bo metal mu będzie zakłócał łączność. I po miesiącach dobrotliwie uśmiechnięty prezydent-już-nie-elekt rozłoży bezradnie ręce „No ja chciałem, ale przeszkody formalne, obstrukcje merytoryczne, względy konserwatorskie, a poza tym to mamy kryzys i zajmijmy się budowaniem zgody”.
A może tak nie będzie? Może to moja zawodowa podejrzliwość podsuwa mi czarne scenariusze? Może możliwe jest normalne porozumienie? Tylko dlaczego w takim razie nie zawarto go wczoraj?
Inne tematy w dziale Polityka