Smok Gorynycz Smok Gorynycz
176
BLOG

Czy nasi politycy umieją czytać? O sile roboczej XXI wieku

Smok Gorynycz Smok Gorynycz Polityka Obserwuj notkę 7

 

"Nawiązując do wizyty generała De Gaulle’a w Polsce, wyłania się następujący problem: dlaczego De Gaulle będąc z wizytą w Polsce przemawiał bez kartki, w przeciwieństwie do naszych? Otóż nie będzie niedyskrecją, jeżeli powiem, że De Gaulle nie tylko, że był generałem, ale także analfabetą.

Oczywiście ten fragment parodii przemówienia Gomułki był szpilą wbitą ówczesnej „elycie” rządzącej w Polsce, czyli najwyższym funkcjonariuszom przewodniej siły narodu. Komunistyczni bonzowie dukającystek bzdur z kartek z akcentem, od którego zęby bolały, byli wdzięcznym obiektem żartów i parodii (oczywiście poza okiem i uchem cenzury). Zaczynam nabierać jednak podejrzeń, że obecni liderzy miłościwie obecnie nam panującej (bo nie rządzącej) przewodniej siły, też z czytaniem stoją nie najlepiej.   

W 2009 roku ukazała się książka George’a Friedmana The Next Hundred Years.A Forecast for the 21st Century(wyd. polskie 2010 Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek). Friedman najwięcej miejsca poświęca oczywiście swojemu ulubionemu tematowi, czyli wojnom przyszłości Niejako przy okazji wskazuje również na jeden z problemów, które w nadchodzących latach wpływać będą na życie zwykłych ludzi i politykę wielkich mocarstw. Problemem tym jest demografia. Nie rozwodząc się nad tą niezmiernie ciekawą kwestią, powiem tylko, że miejsce tradycyjnej piramidy demograficznej (u dołu duuużo dzieci, u szczytu niewielu starców) zajął dziś demograficzny „grzyb”. Spadek liczby narodzin, postępy medycyny i wydłużenie średniej długości życia, sprawiły, że coraz mniejsza liczba ludzi w wieku produkcyjnym musi utrzymywać rosnącą liczbę emerytów. Dodajmy: w znacznej części dość bogatych emerytów. Czyli chcą i mogą konsumować na wysokim poziomie, lecz oczywiście nie produkują. Krótko więc: w najbliższych latach najbardziej rozwinięte gospodarczo kraje zaczną odczuwać niedobory siły roboczej.

Zaczną? Nie, już zaczęły: „Niemiecki minister gospodarki Rainer Bruederle chce zabiegać za granicą o wysoko wykwalifikowanych pracowników. Uważa, że firmy mogłyby wprowadzić dla nich zachęty finansowe Według Bruederle, to właśnie niedobór wykwalifikowanej siły roboczej, a nie bezrobocie będzie kluczowym problemem niemieckiego rynku pracy.(..) W nadchodzących miesiącach planuje inicjatywę dotyczącą wykwalifikowanej siły roboczej. Jednym z jej założeń miałoby być obniżenie progu dochodów oferowanych obcokrajowcom podejmującym pracę w Niemczech. (podkr. moje: to ważne!)(..) Także federalna minister oświaty i badań Annette Schavan wypowiedziała się w miniony weekend w radiu Deutschlandfunk za podjęciem działań na rzecz zwiększenia atrakcyjności Niemiec dla wysoko wykwalifikowanych pracowników z zagranicy. Jej zdaniem powinni oni czuć się w Niemczech mile widziani. Niemieckim firmom brakuje przede wszystkim pracowników, którzy mają kwalifikacje matematyczne, informatyczne, z dziedziny nauk przyrodniczych i technicznych.” („Rzeczpospolita” dzisiejsza).

Jak do nowej sytuacji demograficznej na rynku pracy przygotowuje Polskę jej obecny rząd? Przede wszystkim podjął zakrojoną na szeroką skalę likwidacji miejsc pracy w sektorze produkcji przemysłowej. Zamknięcie polskich cukrowni oraz zamknięcie polskich stoczni spowodowało również daleko idące redukcje zatrudnienia w kooperujących mniejszych spółkach (ze stoczniami kooperowało ok. 3 500 firm). Między dzięki innymi dzięki tym posunięciom rezerwa polskiej siły roboczej wynosi obecnie blisko 12%. Drugim ważnym posunięciem obecnego rządu było wprowadzenie do szkół nowej podstawy programowej (23 grudnia 2008). Przewiduje ona wprowadzenie na rynek pracy dodatkowego rocznika poprzez obniżenie wieku szkolnego. Redukuje nauczanie przedmiotów humanistycznych (języka polskiego i historii) rozbudowując jednocześnie nauczanie w zakresie nauk ścisłych i przyrodniczych.

Tak więc dzięki tym posunięciom w następnych latach dobrze wykształceni technicznie Polacy będą mogli być zatrudniani za nieduże (mniejsze niż obywatele np. Niemiec) pieniądze w firmach wyżej rozwiniętych państw „starej” Europy. Dzięki ich słabo wynagradzanej pracy niemieccy, francuscy czy austriaccy emeryci wciąż będą mogli spędzać zimniejszą połowę roku na plażach Tunezji, Algierii i Egiptu.

 

Wracając do tytułowego pytania: czy polscy politycy umieją czytać? Chciałbym, żeby się okazało, że nie umieją. Wtedy miałbym jakieś wytłumaczenie dla ich działań wobec własnego narodu.      

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka