Po trzech dniach, mimo początkowych sukcesów powstańczych, wygasły walki na Pradze, prawobrzeżnej dzielnicy Warszawy. Czwartego sierpnia Niemcy wprowadzają do walki pociąg pancerny poruszający się polinii kolejowej od Dworca Gdańskiego po Wolę i z ciężkich dział ostrzeliwujący pozycje powstańcze. Parę sukcesów zanotowali powstańcy: zdobyto silnie broniony budynek Wytwórni Papierów Wartościowych i elektrownię na Powiślu, rozbito kilka niemieckich oddziałów wspieranych przez czołgi. Dwa z nich wpadły nawet w ręce powstańców. Mimo olbrzymich strat liczebność oddziałów rosła: dołączali spóźnieni żołnierze, masowo napływali ochotnicy. Ludność Warszawy upajała się wolnością wśród dymów pożarów i huku wystrzałów i walczyła razem z Armią: cywile budowali barykady, dzieci przenosiły meldunki, a nierzadko również walczyły. Olbrzymim poświęceniem wykazywały się kobiety: w okropnych często warunkach zajmowały się rannymi, jako łączniczki przemierzały ostrzeliwane przez Niemców ulice i ruiny, gotowały i prały, we wszystkim wspierając kolegów żołnierzy. W razie potrzeby chwytały za broń i ginęły.
Cyniczny plan Stalina
Od pierwszych dni Powstania, gdy nie udało się zrealizować zasadniczych celów strategicznych, a opór niemiecki tężał, dowództwo AK zabiegało o współdziałanie Armii Czerwonej w walce o stolicę: w depeszy wysłanej 2 sierpnia do premiera i Naczelnego Wodza generał Bór-Komorowski pisał: „Wobec rozpoczęcia walki o opanowanie Warszawy prosimy o spowodowanie pomocy sowieckiej przez natychmiastowe uderzenie z zewnątrz.” Premier Mikołajczyk był w Moskwie już 3 sierpnia i rozmawiał ze Stalinem. Jednak sowiecki dyktator i przedstawiciele marionetkowego rządu lubelskiego przedstawili listę fałszywych informacji, przekręconych faktów i zupełnych kłamstw. Oskarżyli AK o sprzyjanie Niemcom i mordowanie komunistów, zakwestionowali jej znaczenie wojskowe i skalę poparcia społecznego dla prawowitego rządu polskiego. Wanda Wasilewska cynicznie twierdziła nawet, że w Warszawie doszło jedynie do napadu na niemiecki samochód osobowy. Wprawdzie 9 sierpnia, w ostatni dzień wizyty Mikołajczyka, Stalin był bardziej pojednawczy – obiecywał pomoc, choć podkreślał trudności – to jednak stojąca nad Wisłą armia sowiecka nadal nie robiła nic. Usprawiedliwieniem owej bezczynności była korzystna dla Niemców bitwa pancerna w okolicach Wołomina. Ten lokalny sukces niemiecki nie zmieniał jednak faktu, że Armia Czerwona posiadała olbrzymią przewagę nad Wehrmachtem: w broni pancernej i piechocie aż siedmiokrotną, w artylerii czterokrotną, a ok. 2500 sowieckich samolotów zapewniało absolutne panowanie w powietrzu. Podejrzenia części Polaków powoli zamieniały się w pewność: sowiecki dyktator zamierzał dokończyć dzieła rozpoczętego w 1939 r. wespół z Hitlerem i ostatecznie zlikwidować inteligencję i najbardziej patriotyczną warstwę polskiego społeczeństwa. Nie chciał jednak powtórzyć katyńskiego błędu: po prostu postanowił zatrzymać działania wojenne, dając w ten sposób Hitlerowi wolną rękę w zdławieniu Powstania, wymordowaniu ludności polskiej stolicy i zniszczeniu znienawidzonego miasta. Z warszawskiego nieba nagle zniknęły samoloty z czerwonymi gwiazdami na skrzydłach, które w lipcu skutecznie niszczyły wielekroć słabsze sił niemieckiej Luftwaffe i zrzucały na miasto tony ulotek nawołujących warszawiaków do walki i wsparcia sowieckiego natarcia. Umilkła sowiecka artyleria, zamarły działania militarne.
Inne tematy w dziale Kultura