Smok Gorynycz Smok Gorynycz
149
BLOG

Bohaterowie czasów schyłkowych: co robić mamy?

Smok Gorynycz Smok Gorynycz Kultura Obserwuj notkę 8

 

Nieśmiertelność, wieczna sława i pamięć, nagroda w niebiosach – dawni bohaterowie nie dążyli do rzeczy małych i przyziemnych. Oni, świadomi koniecznych do wypełnienia „wyższych celów” i prawdziwych, a więc nieprzemijających wartości, doskonale wiedzieli, że ceną nieśmiertelności jest śmierć. Ale nie śmierć ze starości, w poczuciu własnej bezsiły, w łóżku, w otoczeniu szlochającej rodziny: żony, dzieci i wnuków. Nie, dawni herosi tak nie umierali. Umierali młodo, wypełniwszy swoje przeznaczenie. Umierali walcząc.

 Gilgamesz, Samson, Herakles. Najwięksi herosi starożytności. Trzy kultury, trzy czasy, jedna droga. Ich dążenie do nieśmiertelnej chwały było natchnieniem ludzi następnych wieków. Achilles, Hektor, Leonidas, król Artur, Lancelot, Galahad, Zygfryd, Roland, Hamlet, Książę Niezłomny: wszyscy przeniknięci marzeniem o wiecznym trwaniu własnego imienia w ludzkiej pamięci, z pełną świadomością, że warunkiem koniecznym tej pamięci jest poświęcenie życia w służbie idei.

Wiernymi tej trwającej nieprzerwanie od czasów archaicznych tradycji byli nie tylko bohaterowie legendarni. Dla idei i życia wiecznego umierali chrześcijańscy męczennicy, krzyżowcy w Ziemi Świętej, katarscy obrońcy twierdzy Trwale zakorzeniony w kulturze śródziemnomorskiej mit poświęcającego się bohatera la aktualizowali nieustannie Polacy. Dla Honoru, za Wolność i Ojczyznę i dla pamięci potomnych umierali: Zawisza Czarny, Józef Poniatowski, Walerian Łukasiński, Emilia Plater, Romuald Traugutt, Karol Levittoux, Lis-Kula, Krzysztof Kamil Baczyński, Witold Pilecki, Bogdan Włosik, Andrzej Trajkowski, Grzegorz Przemyk, Jerzy Popiełuszko…

Mit bojownika za sprawę i ideę, zyskującego wieczne trwanie w ludzkiej pamięci za cenę życia, w dzisiejszych czasach stracił atrakcyjność. Po co walczyć i umierać za niematerialne idee, skoro można żyć spokojnie kupując coraz nowsze, większe i więcej mające plazmy, komórki, samochody? Zresztą po co się wysilać skoro wszystko jest relatywne? Zło i dobro, miłość i nienawiść, grzech i cnota, wymieniają się maskami w coraz szybciej zmieniającym się kalejdoskopie telewizyjnych obrazków. Medialne sprzedajne autorytety są w stanie podnieść do rangi zasługi każdą podłość i upodlić każdą zasługę. Wymogi fałszywie pojmowanej demokracji i pseudorówności powodują niszczenie prawdziwych elit i promowanie miernot. Nawet język uległ polityczno poprawnościowej presji i na trwale nacechował negatywnie niektóre pojęcia. Najpierw był nacjonalizm: cóż jest tak naprawdę złego w umiłowaniu własnego narodu? Teraz przyszła kolej na patriotyzm. O co może walczyć więc bohater współczesny?

Archetyp bohatera, człowieka umierającego młodo dla idei, jest jednak zbyt silny, zbyt mocno zakorzeniony w tradycji, by mógł zaniknąć bez śladu nawet pod potężną, realizowaną przez nowoczesne media, presją ideologii konsumpcjonizmu. Jego ślady odnajdujemy w muzyce rockowej. Świat muzyczny w pewien sposób gloryfikuje przedwcześnie zmarłych artystów, kreując ich na bohaterów, chociaż często ich życie dość jest dalekie od ideałów heroicznych. Nagrywany w różnych wersjach utwór „The Good Die Young” poświęcono na przykład Tupacowi czy Freddiemu Mercury. Do klasycznych konotacji umierającego wojownika nawiązał (w warstwie tekstowej) zespół Scorpions umieszczając na swojej najnowszej płycie utwór pod takim właśnie tytułem. Archetypiczny motyw odnajdujemy również w utworze „Kinslayer” zespołu gotyckiego zespołu Nightwish, gdzie padają słowa „Not a Hero unless You die”.

Więcej archetypicznych bohaterów poświęcających życie dla idei odnajdziemy w filmie. Co ciekawe, były to największe przeboje kinowe ostatnich dziesięciu lat. William Wallace umierający za wolność narodu szkockiego („Braveheart”), generał Maximus oddający życie za swobody obywatelskie Rzymian („Gladiator”), Gabriel Martin („Patriota”). Nieoczekiwanie głęboko sięgnęli do archetypu twórcy „Mrocznego Rycerza”.Prokurator Harvey Dent wypowiada słowa „You either die a Hero, or live long enough to see yourself become a villain”.Bohater więc może stać się złoczyńcą? To temat na osobny esej.

Czy więc bohater może żyć długo? A jeśli nie długo, to czy chociaż dłużej? Tak powiedzmy, do pięćdziesiątki? Generał Józef Bem, człowiek niezłomnie wierny zasadom i idei zmarł w wieku 56 lat. Wielu jednak bohaterów czasów młodości w wieku starszym stało się małostkowymi, egoistycznymi rentierami odcinającymi kupony od czynów młodzieńczych. Co zostało z legend Bujaka, Frasyniuka, Borusewicza? Cóż zresztą mówić o nich, skoro nawet tak wybitny człowiek jakim bez wątpliwości był Józef Piłsudski w okresie starości podjął wiele decyzji delikatnie mówiąc kontrowersyjnych. A Sikorski? Bohater za młodu, zgorzkniały, mściwy człowiek w czasie, gdy potrzebna była wielkość.

Czyli jednak bohater żyjący zbyt długo może stać się śmieszny, szkodliwy, może zostać zaprzeczeniem siebie z okresu górnej i chmurnej młodości. Pół biedy, jeśli tylko śmieszny. I tu pojawia się nam ciekawa postać: Cohen Barbarzyńca. Bohater na emeryturze wykreowany przez Terry’ego Pratchetta. W pierwszym momencie dostrzegamy w nim tylko ukłon Pratchetta w stronę konwencji postmodernistycznej: obśmiać mit, odwrócić topos, pokazać mister Hyde’a tkwiącego w każdym z nas, zrelatywizować ideę. Lecz Pratchett każe swojemu  zdziecinniałemu z lekka bohaterowi ze sztuczną szczęką zwyciężać. Zwyciężać staromodnie nowomodne: dla idei, dla zasad i dawnych norm…

Kim możemy być my, zmęczeni i zakotwiczeni w zwykłym życiu weterani walk i tworzenia niepodległej Polski w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku? Co robić mamy teraz, w sytuacji krytycznego zagrożenia suwerenności Polski i groźby utraty tożsamości narodowej Krytycznymi obserwatorami z daleka jak Kościuszko? Z lekką nadwagą i ignorując bóle kręgosłupa od pracy siedzącej udać się do lasu (to trochę, ale tylko trochę, przenośnia!)? A może spróbować być nauczycielami młodych, pokolenia urodzonego u progu niepodległości, a w pewien sposób paralelnego do pokolenia Kolumbów, rocznika 1920, diamentów rzucanych na barykady? Kimś jeszcze innym? Odpowiedź na to pytanie może okazać się bardzo ważna.

P.S. „Scorpions” to stary zespół.Może więc dlatego tekst „The good die Young” jest taki trochę…staromodny, trochę passe we współczesnej obyczajowości. To oczywiście banalne strofki ale czasami ważna jest „siła śpiewu, krzyku tłumu”. No i lubię ich słuchać.

The good die Young, there might be no tomorow.

In God we trust, trough all this pain and sorrow.

The good die young, the flame will burn forever.

And no one knows your name.   

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Kultura