Podpisaniu w sobotę 3 lipca aneksu do umowy o tarczy rakietowej, nie towarzyszyło w Polsce wielkie zainteresowanie. Zresztą rząd Tuska jak zwykle zadbał o propagandowe przykrycie faktycznej deprecjacji umowy, wypuszczając przecieki o wizycie pani Clinton na Wawelu, lub też o tejże wizyty braku. Niewiele więc publikatorów poświęciło należytą uwagę umowie oraz towarzyszącej jej wypowiedziom ministra Sikorskiego i sekretarz Clinton o zagwarantowaniu Rosji dostępu inspekcyjnego do polskich baz wojskowych. Zastanawiają mnie dwie rzeczy:
1. Od kiedy Rosja ma mieć dostęp do polskich baz, skoro instalowanie systemu rozpocznie się w 2013 roku i
2 Po co Rosji dostęp do polskich baz, skoro nowa koncepja obrony przeciwrakietowej zakłada oparcie się na mobilnych wyrzutniach SM-3? Czyli w cieniu kampanii wyborczej rząd Tuska zrezygnował z tego, o co zawzięcie walczył rząd Kaczyńskiego wspierany przez ś.p.Prezydenta: aby zagwarantować Polsce skuteczną obronę antyrakietową nie naruszając polskiej suwerenności przez wpuszczenie rosyjskich kotrolerów do baz wojskowych.
Dzisiaj czytam, że Rosja nie jest usatysfakcjonowana i sugeruje - na razie ustami stosunkowo niskiej rangi polityka - wspólną refleksję nad zagrożeniami i rezygnację z militarnych sposobów przeciwdziałania.Obawiam się, że w ciągu np. najbliższych 500 dni okaże się, że rzeczywiście do obrony Polski wystarczą rakiety zainstalowane w obwodzie kaliningradzkim, a dostęp kontrolerom zostawimy w ramach zacieśniania nowej polityki przyjaźni i otwarcia.
Inne tematy w dziale Polityka