Część drugą „Trylogii” pisał Sienkiewicz przez dwa lata: ukazywała się od 1884 do 1886 na łamach krakowskiego Czasu, warszawskiego Słowa i Kuriera Poznańskiego. Polacy w trzech zaborach codziennie oczekiwali kolejnego odcinka Cały naród w napięciu czekał
Głównym bohaterem finansowym „Potopu” jest Andrzej Kmicic. Podobny z charakteru do Kozaków z „Ogniem i mieczem”: żyje z wojny i na niej się bogaci, fortuny zdobywa łatwo i równie łatwo ich się pozbywa. Gest ma szeroki i z pieniędzmi się nie liczy, tak jak w kluczowej dla dalszej akcji powieści scenie w Lubiczu, gdy pijane towarzystwo, Kmicic i jego komilitoni, strzela w do czaszek zwierzęcych: "O dukat strzał!", "Między rogi! o dwa dukaty, o trzy!', "O trzy! cztery! pięć dukatów! - wrzeszczał pijany Kmicic." [P I 30] W całym „Potopie” odnajdujemy 24 wzmianki o pieniądzach: w tomie pierwszym 8, w tomie drugim 11, i w trzecim pięć. Pan Andrzej pojawia się w 7 epizodach jako podmiot działający, dający pieniądze, w kolejnych 5 zaś występuje w roli swego rodzaju katalizatora sytuacji mającej skutki finansowe realne, bądź tylko potencjalne. Do tych drugich należy słynna intryga księcia Bogusława Radziwiłła mająca na celu ostateczne skompromitowanie Kmicica w oczach panny Aleksandry Billewiczówny: „- Doniósł nam - rzekł król - iż znalazł się taki, który mu się za sto czerwonych złotych ofiarował porwać nas i żywego lub umarłego Szwedom dostawić." [P II 305]. Tu chyba możemy delikatnie oskarżyć Sienkiewicza o błąd. Chyba bowiem nikt ze znających Andrzeja Kmicica, nie uwierzyłby, że za porwanie Jana Kazimierza mógłby on wyznaczyć tak lichą ceną, kwotę uwłaczającą człowiekowi o tak szerokim geście i wielkopańskich manierach. Sto czerwonych złotych pan Andrzej wydawał w moment: „Wybierajcie! śmierć i hańba albo nagroda jutro! Lafę wypłacę i dukat na głowę, dwa na głowę!” krzyczał do polskich żołnierzy księcia Bogusława, którzy mieli asystować przy nawlekaniu na pal wiernego Soroki. [P II 481] Ostatecznie na stronę konfederatów za Kmicicem przeszło 50 żołnierzy Bogusławowych, co kosztowało chorążego orszańskiego zdecydowanie więcej niż owe osławione 100 czerwonych złotych za „żywego lub martwego” króla Rzeczypospolitej. Drugi – a raczej pierwszy jeśli chodzi o chronologię – przykład. Powziąwszy zamiar porwania księcia Bogusława i doprowadzenia go do konfederatów, Kmicic postanawia skusić magnata swym wspaniale ułożonym wierzchowcem: „Gdybym był pewien, że się wasza książęca mość nie rozgniewa, tedybym sto czerwonych złotych stawił, że nie przymierzając i wasza książęca mość nie posiada takiego w swoich stajniach.” [P I 377]. Jako stawka zakładu o umiejętności konia, sto dukatów wydaje się być kwotą słuszną, ale jako nagroda za porwanie monarchy…..?!
Inne sytuacje, w których pan Andrzej wywołuje skutki finansowe w swym otoczeniu mają związek z jego talentami dowódczymi i umiejętnością „dorabiania się” na wojnie. A przy Kmicicu dorabiają się i jego podwładni. Dowiadujemy się tego bardzo szybko, bo już po stu stronach tomu pierwszego. Pan Wołodyjowski ciekaw człowieka, o którego talentach wojskowych wiele słyszał, a którego pokonał w pojedynku po próbie porwania Oleńki, rozmawia z wziętym do niewoli Kozakiem Kmicica: „…- I dlaczego wy za panem Kmicicem poszli? - Bo on sławny ataman. Nam mówili, że na kogo on krzyknie, żeby za nim szedł, to jakby mu talarów w mieszek nasypał.” [P I 103n.]. Koncept ten rozwinął Sienkiewicz w tomie trzecim charakteryzując relacje między Kmicicem a dowodzonym przez niego czambułem tatarskim: „Kmicic oduczył ich obciążania się łupem, brali tylko pieniądze, a mianowicie złoto, które zaszywali w kulbaki. Toteż, gdy który poległ, pozostali bili się z wściekłością o jego konia i o siodło....przywiązali się do Babinicza jako psy gończe do myśliwca i z prawdziwie mahometańską uczciwością składali po bitwach w ręce Soroki i Kiemliczów lwią część łupów "bagadyrowi" przynależną - Ałła - mawiał Akbah -Ułan - mało ich Bakczysaraj zobaczy, ale ci, którzy wrócą, murzami wszyscy zostaną. Babinicz, który z dawna umiał się z wojny żywić, zebrał bogactwa potężne [ P III 269]. Kilkadziesiąt dni później pisał Sienkiewicz fragment będący kolejną cegiełką do Kmiciowskiej rehabilitacji i przyszłej chwały. Oto dowodzone przez Babinicza siły rozbijają szwedzkie oddziały atakujące Wołmontowicze, w których przebywa również Oleńka. Opis bitwy wspaniały, lecz przez te dni kilkadziesiąt najwyraźniej zapomniał Sienkiewicz co o monetarnych upodobaniach Kmicicowych Tatarów napisał wcześniej. I oto dowiadujemy się, że podczas przeglądu zwycięskich wojsk pana Andrzeja „W przodku szedł czambulik, który obecnie niespełna pięćset głów tylko liczył , reszta wykruszyła się w ciągłych bitwach, ale każdy Tatar tyle miał zaszytych w kulbace, tołubie i czapce szwedzkich riksdalerów, pruskich talarów i dukatów, że go można było brać na wagę srebra. [PIII 325]. Dziwna to i możliwa do wytłumaczenia tylko trybem pisania epopei deprecjacja upodobań walutowych Tatarów: różnica między złotymi- czyli dukatami – a szwedzkimi riksdalerami czy talarami pruskimi wszak kolosalna.
Gwałtowny i impulsywny chorąży orszański jeśli chodzi o wydawanie pieniędzy podobny jest do Kozaków z „Ogniem i mieczem”. Widzieliśmy już jak łatwo i szybko, na jednym oddechu przechodzi od „jeden” do „dwa” i „pięć”. W kilku sytuacjach nawet nie liczy pojedynczych monet, operując jednostkami „zbiorczymi”, choć nie są to kozackie czapki czy garnce. I tak po przyjeździe do Lubicza, gdy „Stary włodarz Znikis stał w sieni z chlebem i solą i bił pokłony czołem….kieskę z talarami na tacę rzucił..” [P I 26]. Podobnie liczeniem pojedynczych monet nie kłopocze się pan Andrzej, gdy Kiemlicze opuszczają Częstochowę tuż przed zaciągnięciem oblężenia przez Szwedów. Gdy stary Kiemlicz prosi o zwolnienie ze służby, wtedy Kmicic "..wydobył kieskę z sepetu i rzucił im ją na ziemię. - Ot, wasza lafa! [P II 162]. W tu wypada nam zmienić na chwilę muzę i od literatury „przerzucić się” do filmu. Scena z odprawą Kiemliczów jest jednym z trzech sienkiewiczowskich „numizmatycznych” epizodów wykorzystanych przez Jerzego Hofmana w jego ekranizacji „Potopu” z 1974 r. W filmie Kmicic (Daniel Olbrychski) dobywa kieskę nie z sepetu, lecz zza pasa. Reżyser uznał za stosowne nadać jej dość pokaźne rozmiary: solidna dłoń starego Kiemlicza (Franciszek Pieczka) nie jest w stanie objąć całego woreczka. Oczywiście, ważne jaki kruszec w niej się krył.
W dwu przypadkach, gdy mowa jest o walorach finansowych, nie wiemy nawet jakimi kwotami operuje chorąży orszański, gdyż znów – podobnie jak w przypadku Kozaków w „Ogniem i mieczem” pojawiają się miary mocno nieokreślone, lecz nie małe. Pierwszym razem jest to słynna scena w klasztorze jasnogórskim, gdy Kmicic urażony do żywego posądzeniem, że ostrzegając paulinów przez szwedzką napaścią mógł kierować się nadziejami na materialną nagrodę, dobywa z kalety garść lub więcej kamieni szlachetnych z bojarskich czapek zdartych i rzuca na stół przed oczy przeora Kordeckiego i olśnionych tym bogactwem szlachciców. Nie wiemy jednak nic o tym, by wśród owych drogocennych kamuszków mogły być pieniądze. Podobnie enigmatyczny jest Sienkiewicz opisujący wizytę Kmicica, któremu król Jan Kazimierz oddał pod komendę czambuł tatarski, u Subaghazi-beja, naczelnika chanowego poselstwa we Lwowie. Z tym to Tatarem chorąży orszański miał „długą rozmowę. W czasie tej rozmowy zanurzał pan Andrzej po dwakroć rękę w kalecie." [P II 423]. Czyli w grę wchodziły dwie garście, ale czego? Czy owych „kamuszków” z bojarskich kołpaków zdzieranych czy też dukatów, monet kosztujących wówczas po 180 srebrnych groszy za sztukę?
Nasypowe miary pieniędzy pojawiają się w „Potopie” jeszcze raz, lecz już nie w związku z Kmicicem. Sienkiewicz wielokrotnie przekonuje czytelników, że opiekun panny Aleksandry, miecznik Tomasz Billewicz jest bogatym człowiekiem. Przekonanie to buduje między innymi, każąc wierzyć, że miecznik na czas wojny zakopał pieniądze i że musi wysłać aż sześciu zaufanych czeladzi „po solówki z pieniędzmi i srebrem...których, jak mówił, było nad sto tysięcy...”Paterson, oficer księcia Bogusława uwierzył z łatwością w zapewnienia miecznika „albowiem szlachcic i uchodził za bardzo bogatego, i był nim w istocie." [P III 185]. Uwierzył i Paterson i czytelnicy, jakże zresztą było nie uwierzyć, skoro szlachcic przekonywał, że „..i z czerwonymi złotymi półgarncówka się znajdzie, zakopana osobno, aby w razie przygody całej gotowizny nie utracić' [P III 189]. Mamy obecnie problem z miarami stosowanymi w tej opowieści przez Sienkiewicza. Wiemy oczywiście, że solówka to beczułka na sól, ale brak nam pewności co do jej dokładnej pojemności. Staropolska beczka bowiem, w zależności od zawartości mogła liczyć i 48 litrów (miodu) i 130 litrów (wina lub piwa). Mimo, że Sienkiewicz nie precyzuje czego mianowicie sto tysięcy posiadał urodzony Tomasz Billewicz - zapewne chodzi o złote polskie – możemy spróbować uzyskać dokładniejszy obraz tego wątku. Sto tysięcy złotych polskich w przeliczeniu na gotowiznę – cztery złote polskie za talara - dawałoby 25 tysięcy sztuk talarów. Mnożąc tę liczbę przez średnią wagę talara (34 gramy), otrzymujemy grubo ponad 800 kilogramów srebra! Każda z sześciu beczek ważyłaby więc ok. 150 kilogramów. Nic dziwnego więc, że miecznik potrzebował sześciu ludzi i kilku wozów do wydobycia ukrytego skarbu. Precyzyjnej potrafimy określić pojemność półgarncówki z dukatami: to naczynie mieszczące 1,88 litra płynu. Ile sztuk dukatów można było w nim schować? Zażywszy na wielkość i wagę dukata uznać wypada, że była to liczba niebagatelna i półgarncówka zawierała w sobie kilka tysięcy złotych polskich.
Naprawdę pokaźnymi sumami posługuje się Sienkiewicz – bardzo słusznie – wtedy, gdy pisze o wojnie, okupach, kontrybucjach i łupach. Zacznijmy od kwoty największej: gdy w trakcie bitwy pod Prostkami Kmicic pokonał w pojedynku księcia Bogusława, ciętego w głowę magnata darował go Tatarom. Gdy Polacy czując mimo wszystkich zdrad radziwiłłowskich sentyment do przedstawiciela tego domu – głównie dzięki księciu Michałowi Radziwiłłowi, stronnikowi Jana Kazimierza - chcieli go odebrać: „… sam Hassun-bej stawił groźny opór i dopiero widok pana Gnoinskiego (zakładnika) i umówiony okup stu tysięcy talarów zdołał go uspokoić.” [P III 300]. Sto tysięcy talarów, to przy ówczesnym kursie aż milion dwieście tysięcy złotych polskich! Suma olbrzymia, jednak nie dla Radziwiłłów. Jak wspomina Bogusław Radziwiłł w swojej „Autobiografii”, gdy go wojska szwedzkie z niewoli konfederackiej wybawiły, Karol Gustaw z radości ofiarował mu feldmarszałkowstwo oraz nagrodę 80 tysięcy talarów. Kwoty po kilkadziesiąt talarów otrzymywał też kilkakrotnie w latach wcześniejszych od króla francuskiego.
Nieco wyżej wyliczyliśmy, że 25 tysięcy talarów waży 850 kilogramów: Tatarzy otrzymując więc od Radziwiłłów 100 tysięcy, podejmowali się zadania dostarczenia na Krym ponad dwóch i pół tony srebra!
Zadanie takie nie było jednak dla nich niczym niezwykłym: wszak co roku potężna i bogata Rzeczpospolita, trawiona słabością władzy wykonawczej i postępującą indolencją władzy ustawodawczej, wypłacała Chanatowi 40 tysięcy talarów za powstrzymanie się od niszczycielskich najazdów na ziemie Korony. Ubolewał nad tym ksiądz Piotr Skarga wzywając by raczej obrócić te wielkie sumy na zaciągi i uzbrojenie wojska, które zgnieść by mogło tatarów krymskich, utrapienie dla Rzplitej i zaciętych wrogów katolicyzmu. O tej upokarzającej daninie wiedział również Henryk Sienkiewicz i na podstawie oryginalnego listu chana Islam-Gireja do króla Jana Kazimierza umieścił w powieści fragment, w którym chan zaniepokojony głębokim upadkiem Rzeczypospolitej i zachwianiem równowagi geopolitycznej składa Wazie obietnicę „ruszenia w sto tysięcy ordy przeciw Szwedom, byle mu czterdzieści tysięcy talarów z góry wypłacono i byleby pierwsze trawy pokazały się na polach.." [P II 416].
Inną okazją, która pozwoliła Sienkiewiczowi operować tysiącami talarów był niezmiernie istotny dla całej powieści wątek oblężenia Jasnej Góry. Fenomen, który ukazał głębię wiary siedemnastowiecznych Polaków – niezależnie od ich przynależności stanowej, - który odwrócił losy wojny, dla pisarza stał się okazją do uwiarygodnienia przemiany duchowej głównego bohatera. Kmicic w obronę klasztoru angażuje się całym swoim emocjonalnym i junackim jestestwem po przypadkowym podsłuchaniu rozmowy cesarskiego posła Lisoli z wysługującym się Szwedom czeskim hrabią Wrzeszczowiczem w Krzepicach:
" -Ale skarbca mnichom przetrząśniecie? Nie będzie bez tego? Co? - To się może zdarzyć - odrzekł Wrzeszczowicz - najświętsza Panna talarów w przeorskiej skrzyni nie potrzebuje." [P II 141] Cynizm tej wypowiedzi wstrząsnął panem Andrzejem niemal tak samo, jak alegoria księcia Bogusława Radziwilła o Rzeczypospolitej jako postawie czerwonego sukna. Bohaterskie czyny Kmicica (oczywiście według wersji sienkiewiczowskiej) podczas oblężenia klasztoru – łącznie z wysadzeniem najpotężniejszej kolumbryny – sprawiły, że wojska szwedzkie musiały zwijać oblężenie. Zmęczeni bezowocnymi wysiłkami Szwedzi, chcąc zachować twarz i ratować wojenną sławę Millera, za radą Wrzeszczowicza zażądali od klasztoru jasnogórskiego za odstąpienie od twierdzy „czterdzieści tysięcy talarów od mnichów, a dwadzieścia od szlachty” [P II 281]. Jak widzimy generał Miller cały klasztor jasnogórski wycenił dużo taniej niż Tatarzy Bogusława Radziwiłła: okup za narodowe sanktuarium stanowił tylko sześćdziesiąt procent okupu za magnata. Informację o wysokości okupu żądanego przez Szwedów zaczerpnął Sienkiewicz bezpośrednio od przeora Kordeckiego, który dokładnie opisał przebieg oblężenia w „Nowej Gigantomachii”. Nawet jednak tak skromne żądania Szwedów zostały odrzucone przez przeora Kordeckiego.
Inne tematy w dziale Kultura