Postaram się w punktach. I z góry przepraszam za truizmy, służą akcentowaniu wniosków.
1. Wybory prezydenckie mają swoją specyfikę. Trudno na podstawie ich wyników przewidywa trendy i prognozować rozstrzygnięcia. Tu klasycznym przykładem jest PSL, który w prezydeckich obrywa baty regularnie, ale dysponując licznym i rozrodzonym aparatem w terenie ugrywa swoje w parlametarnych i zwłaszcza samorządowych. Niewykluczone jednak, że wczorajszy wynik kierownictwo partii uzna za sygnał kryzysu i zacznie myśle o stałym koalicjancie, czytaj kapoku.
2. Pisałem już o nieuzasadnionym - czysto arytmetycznym - triumfaliźmie SLD. Ich elektorat jest incydentalny, oparty o rozczarowanie dwoma głównymi kandydatami i jako taki może okazać się tak chimeryczny, że nie będzie stanowić trwałej bazy. Chyba, że Napieralski i jego otoczenie z "młodej lewicy" zamiast licytować wysoko z blotkami w rękach, podejmie szybkie i konkretne działania dla przywiązania do siebie owych "młodych gniewnych".
3. "Efekt smoleński" zdemistyfikował już M. Magierowski. Jego wpływ jest ewidentny w budzeniu zainteresowania polityką, nieuchwytny w poparciu dla któregoś z kandydatów.
4. Czy kluczem do zwycięstwa będzie kokietowanie mgławicowego elektoratu Napieralskiego, czy konkretne gesty w stronę - proszę wybaczyć określenie - planktonu. Ciułanie po procencie zdeklarowanych zwolenników prawicowych kandydatów rokuje moim zdaniem spore szanse dla Jarosława Kaczyńskiego: jeśli nawet nie na zwycięstwo w II turze, to na przyszłoroczne wybory parlamentarne.
Inne tematy w dziale Polityka