Minister gospodarki stwierdził, że po co nam gaz. W wystąpieniu sejmowym przed wizytą premiera w Rosji opowiadał, że tylko niewielka część (jakieś 20 procent) polskiej energetyki działa na gazie, z czego większość pokrywają krajowe dostawy. A zatem rozmowy o dywersyfikacji dostaw nie mają sensu, a budowa morskiego terminala sensu nie ma jeszcze bardziej, bo gaz jest drogi, a my mamy węgiel.
Urocze to rozmyślania, bo można by pomyśleć, że Europa gaz kupuje żeby wąchać, a Rosja brazyliony na nim zarabia przez przypadek. Zapewne dzięki użytkownikom zapalniczek, których jednakowoż się w Europie tępi wprowadzając zakazy palenia (swoją drogą skandaliczne, jak w prywatnej firmie można zakazać palenia? sikania też?) - niewątpliwie po to, żeby uniezależnić się od dostaw ze Wschodu.
Zostawiając figle na boku, warto na to spojrzeć z punktu widzenia Ukrainy. A konkretnie dwóch gospodarczych mafii (Juszczenki i Tymoszenki), które żrą się o kontrolę nad tranzytem gazu tak wściekle, że pewnie znowu mandarynkowa koalicja się rozpadnie, chyba że mandaryni podzielą się tortem. A my tymczasem się przejmujemy że ropa drożeje, że skończy się zaraz i trzeba będzie znowu konie hodować. Jenakowoż Putin nikomu jeszcze nie zakręcił kurka z ropą, a z gazem - co roku.
No ale skoro nasz minister gospodarki nie widzi problemu, to go nie ma. A może jest - tylko pan minister oczy mydli, coby szczypały tak, żeby nikt nie zauważył, że działa w jak najlepszym interesie. Oczywiście nie swoim, daleki jestem od posądzania o prywatę. Ale najwyraźniej w państwowym też nie. Więc w czyim?
Eks-amerykanista, politolog, dziennikarz, patentowany sybaryta. Moje motto: "Nie wystarczy mieć poglądy... Trzeba mieć jeszcze wiedzę!"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka