Jak głosi reklama: wszyscy biorą. Po to powstało CBA, żeby nie brali - jak sama nazwa wskazuje. Przynajmniej urzędnicy państwowi, zwłaszcza ci najwyżsi przedstawiciele suwerena, jakimi są parlamentarzyści. Oraz cała rzesza pomniejszych urzędników, także lekarzy, którzy nieszczęśliwie też są państwowymi urzędnikami de facto, nawet jeśli nie de iure. Łapówkarstwo to przestępstwo, takie jak kradzież, albo handel narkotykami. Tylko szczególnie obrzydliwe w kręgach najwyższej władzy, bo psuje państwo. Można rzec w takim wypadku - to przestępstwo przeciw państwu. W bardziej restrykcyjnych reżimach karane śmiercią.
A tu nagle wrzask się zrobił, że policja antyłapówkarska, do tego służąca by takie przestępstwa wykrywać, złapała pospolitą łapówkarę za łapę. I jeszcze śmiała o tym powiedzieć, zanim szanowna przestępczyni skryje się za immunitetem. A przecież gdyby tacy zwykli policjanci złapali kandydata Iksińskiego w ukradzionej beemce, albo kandydatkę Igrekowską przemycającą w pończosze kilogram koki, to sprawa byłaby jasna (choć może nie?). Wychodzi na to, że łapówkarstwo to rodzaj przestępstwa dopuszczalnego, jeśli dokonuje go polityk, zatem złapanie łapówkarza kompromituje łapiącego. Oto postkomunizm w pigułce...
A sytuacja jest klarowna: pani łapówkara otrzymawszy propozycję korupcyjną powinna natychmiast powiadomić o tym władze. Zrobiła to? Wręcz przeciwnie, łapówkę chapnęła jak wygłodniały aligator. Niechaj więc teraz roni krokodyle łzy i cieszy się, że nie żyjemy w reżimie (wbrew wrzaskom propagandystów), w którym za zbrodnie przeciw państwu idzie się nie na konferencję prasową, tylko na szubienicę.
Eks-amerykanista, politolog, dziennikarz, patentowany sybaryta. Moje motto: "Nie wystarczy mieć poglądy... Trzeba mieć jeszcze wiedzę!"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka