Jedni podniecają się siatkówką kobiet (jak będzie topless, zacznę pewnie też). Inni transferami kontuzjowanych graczy z jednego klubu do innej partii. Sporo ludzi bawi się też w rozważania, jakie będą rządy w Polsce po wyborach - więc i ja też się zabawię, w najgorszym wypadku będę widział, jak bardzo się myliłem.
PiS jak sądzę wybory wygra. Pobawię się w zgadywanie procentów: PiS: 41%. PO: 33%. PSL: 11%. LiD: 10%. SO: 5%. Może być, że zamiast SO wejdzie LPR, bo akcja ekipy "centrujących" lewicowców, przez którą SO nie dostała kredytów na finansowanie kampanii, może okazać się trudna do skontrowania. Ale raczej nie z takimi jokerami w rękawie, jak te, które dołączają. Chyba - że odłączą. Ale tak z grubsza przewiduję układ sił w Sejmie. Senat nie ma tu znaczenia, bo nie z niego bierze się rząd.
Po wygranych wyborach PiS absolutnie nie powinien rządzić. (Po przegranych rządzić i tak nie będzie). Tak czy siak, powinien na dwa lata oddać władzę. Nie tylko dlatego, że szykująca się koalicja PO - która odcięła prawe skrzydło, by wystąpić w roli partii centrowej, i LiD, którzy odcięli lewe skrzydło by wystąpić w roli partii "centrowej" - będzie miała więcej szabel, zwłaszcza że na pewno dołączy do niej, marginalizowane ostatnio, PSL. Chodzi o wygranie dwóch kolejnych kadencji i co najmniej następnej prezydentury.
Jak to możliwe? A, w sposób całkowicie oczywisty, jeśli logika sceny politycznej nie zmieni się przez następne 10 lat za bardzo. Otóż najlepszym, co może zrobić PiS w tej chwili, jest postawienie PO w swojej dotychczasowej sytuacji niewygodnych mariaży i walki o stołki. Dwa lata wystarczą, żeby porównać, jak rządził mniejszościowy PiS z tym, co wyprawiają próbujący odzyskać wpływy "centrowcy" z centrowcami próbującymi własne wpływy ustanowić bądź umocnić. Lud polityką jako tako zainteresowany zobaczy, jak to jest, gdy odpowiedź na pytanie "czy wrócą?!!" brzmi - wrócili. Jednocześnie prezydent, mogący "wetować" ustawy, wraz z silną opozycją nie dopuszczającą do ich przegłosowania bez podpisu, nie dopuszczą do skutecznego zepsucia dotychczasowego dorobku w zakresie naprawy państwa.
W kolejnych wyborach ludzie mając wybór między "mordami ty moimi" a tymi, co jednak państwo naprawiali, powinien dać PiS co najmniej ponad 50-procentowy mandat (a rok później kolejną prezydenturę). Więcej niż dość, by stworzyć stabilne rządy na następujące cztery lata. A będą to lata ogromnego wzrostu gospodarczego, związanego z przygotowaniami i realizacją EURO 2012. Niezależnie od wyniku polskiej drużyny, rządząca ekipa będzie uznawana za tę, która na ścieżkę rozwoju państwo wprowadziła, a jak dojdziemy do finałów to jeszcze i to jej się na plus policzy (bo wreszcie Polacy grają w piłkę, a nie w Piłkarski Poker). To powinno zapewnić zadowolenie ludu, dające następne cztery lata rządów.
Alternatywą po wygranych przez PiS najbliższych wyborach jest uwikłanie się w dotychczasowy węzeł niewygodnych aliansów i nieprzyjemnych kompromisów, jeśli partia zechce jednak rządzić. To obniża jej szansę na zwycięstwo w następnych, które - wygrane przez ekipę konkurencyjną - to tejże konkurencji mogą zapewnić reelekcję. Dlatego właśnie, ze względu na EURO 2012, PiS nie powinien teraz rządzić.
Oczywiście to co tu piszę to rodzaj political fiction - możliwe są zupełnie inne scenariusze (jak powyborczy rozpad PO, jeśli Rokita zdecydowanie poprze PiS, co zmusi PiS do koalicji postPO-PiS). Albo tak zażarta walka między byłymi frakcjami WSI i UOP, że LiD z SO wytną się wzajemnie do granicy progu wyborczego. Ale jak wspomniałem na początku: dla własnej zabawy i możliwości sprawdzenia swych prowincjonalnych opinii, zapisuję dziś tę notatkę. By do niej wrócić za miesiąc, za rok, za 10 lat.
Eks-amerykanista, politolog, dziennikarz, patentowany sybaryta. Moje motto: "Nie wystarczy mieć poglądy... Trzeba mieć jeszcze wiedzę!"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka