Działka przyznana przez uczelnię rolniczą mojemu Dziadkowi leżała na totalnym zapomniejewie Kujaw, między polem chwastów, wzgórzem kamlotów i zapuszczonym lasem. Oraz, nieszczęśliwie, z jednej strony - nad pięknym jeziorem. Dziadek z Babcią i innymi pracownikami naukowymi uczelni zrobili z tego nieużytku piękne miejsce: w czynie społecznym doprowadzili wodę, prąd, zasadzili brzozowy las na nieurodzaju. Dziadek własnymi rękami wykopał rów pod fundament, który potem sam zalewał, i piwnicę sam betonował od dołu. Domek postawiła ekipa stawiająca takie domki działkowe masowo.
Jakieś pięć lat temu znalazł się "właściciel". Nie tylko tej ziemi, prawie całej gminy, ale na tej ziemi najbardziej mu zależy. Po drugiej stronie jeziora już powstają osiedla domków. Po tej jest lepiej, bo wiatry i lasy lepsze. Tylko działkowcy stoją na przeszkodzie.
Wszystkie plany wywłaszczenia działkowców przypominają mi, gdzie Dziadek schował Stena i chlebak granatów. Przypominają mi westerny, gdzie chciwy lokalny mogul wywalał osadników z ziemi, którą własnymi rękami uczynili użyteczną, bo chciał tam postawić za brazylion dolarów linię kolejową.
Tylko tu już nikt nie może mieć Colta, więc nie ma Siedmiu Wspaniałych...
Eks-amerykanista, politolog, dziennikarz, patentowany sybaryta. Moje motto: "Nie wystarczy mieć poglądy... Trzeba mieć jeszcze wiedzę!"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka