Z bazy przesiadkowej w Grecji. Rozmowy z żołnierzami amerykańskimi, którzy wracali z Afganistanu, ale też tymi, którzy latali do Libii. Spędziłem z nimi dwa tygodnie, zapisuję dla własnej pamięci.
Dużo dziewczyn. Właściwie kobiet, ale na 25-latków (plus-minus) patrzę już jako na dziewczyny/chłopaków. Głównie byli tam MP (żandarmeria), mechanicy lotniskowi, kilkunastu pilotów. Zmieniali się co kilka dni; lecieli dalej. Ogólne wrażenie: maksymalnie opanowani, uprzejmi, przyjacielscy ludzie. I rycerscy. Jeśli jakaś armia ma podbić świat, to chcę, żeby to była taka.
Chcieli wiedzieć, co myśli o nich Europa. Nie było w nich buty. Był lekki wstyd - "bo nas w Europie nienawidzą za wojny". Gdy wytłumaczyłem im, jak świetnie rozumiemy konieczność wojny prewencyjnej, byli wniebowzięci. Zaprosili mnie na beer-ponga. Świetna gra zespołowa, zespalająca drużyny przeciwne: na końcach długiego stołu stawia się plastikowe kubki z piwem i drużyny wzajemnie, z przeciwległych końców, rzucają do nich celuloidową piłeczkę. Jak moi trafią - tamci muszą wypić. Im więcej trafień, tym trudniej trafić - więc trzeba "przeciwnikom" wrzucać też tak, żeby koniecznie się napili i gorzej celowali. Esencja przyjaznej rywalizacji, wszak: wszyscy chcemy się nagrzmocić, nie może być tak, że wy nie!
Scena pierwsza: Juan, Kolumbijczyk. Chce bić dwóch Czarnych za chamskie przystawianie się do polskiej dziewczyny. Czarni chcą się bić, ale odstrasza ich potężna muskulatura niewysokiego Latynosa. Dołącza się - po stronie Białych - poznany wcześniej, wesoły, rumiany chłopaczek (też 26 lat, ale wygląda na 18). Pilot Herculesa. Murzyni wrzeszczą, Kolumbijczyk milcząco patrzy im w oczy i pręży muskuły, pilot spokojnie kontroluje sytuację, tłumacząc że jak się pobiją, to wrócą do getta. Wszyscy ignorują moje uwagi o obecności dużej ilości MP - widocznie nie mają tej formacji w zbyt wielkim poważaniu. Poniekąd rozumiem, u nas żandarmi mają po dwa metry, tam jest Ashley, słodka pulchna dziewczyna, metr pięćdziesiąt maks. W końcu Murzyni idą w diabły, pokrzykując. Gratuluję pilotowi opanowania sytuacji, przeprasza, że uniósł głos, jest mu autentycznie wstyd, rumieni się. Rozluźniamy się, gratuluję Juanowi niezłomnej postawy, mówię że zachował się niczym średniowieczny rycerz. A on mnie pyta, czy czytałem Mein Kampf, bo on tak, i uważa że Hitler był delikatnym i mądrym dżentelmenem, któremu źli ludzie uniemożliwili wdrożenie słusznej doktryny. Nie dyskutuję, nie w tej chwili.
Scena druga: mechanik z Kansas, zainteresowany Europą, jej historią i rolą Ameryki. Śmiertelnie poważnie pyta mnie, jak to się stało, że w latach trzydziestych nazizm stał się tak popularny w Europie, że aż Ameryka musiała stary kontynent z nazizmu wyleczyć. Tłumaczę żartobliwie, że popularyzował tę ideologię Wehrmacht przy użyciu czołgów; kiwa głową ze zrozumieniem, wiadomo, silna armia budzi szacunek. Pyta, czy Polska pierwsza przyłączyła się do Hitlera, czy dobrze pamięta, że najpierw Czechosłowacja. Wyjaśniam mu. Kiwa głową jakby z niedowierzaniem. Idziemy grać w beer-ponga, powtarza jakby starając się mi sprawić przyjemność, "Poland was the first country to oppose nazi Germany". Nie wiem, czy mi wierzy.
W beer-ponga przegrywam, jest już nad ranem, wszyscy jesteśmy zrobieni.
Eks-amerykanista, politolog, dziennikarz, patentowany sybaryta. Moje motto: "Nie wystarczy mieć poglądy... Trzeba mieć jeszcze wiedzę!"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości