A przynajmniej międzykontynentalna, i to strategiczna, na 50 lat naprzód patrząc. Mam przed nosem strategię polityczną Niemiec ukutą w roku bodaj 2002, opublikowaną jako strategia rządowa na lata 2002-2030/50, i to na poważnie, a nie jakieś fiki-miki że stadiony będą i autostrady, ale może nie. I to nie jest żaden tajny dokument, był nawet publikowany w Polsce. Warto sobie przypomnieć jego podstawowe założenie, zanim się zacznie warczeć na bałtycką rurę, że bez holajzy i Ribbentropem ryksztosuje.
Jak wiadomo, strategie dzielą się na dwie: wykonalne i udawane. Pozorowane mogą przynieść sukces jako część większej kampanii, na przykład w wyborach parlamentarnych, ale skutki przynoszą tylko te wykonalne. Te z kolei muszą mieć a) cel, b) sposoby realizacji. Przydają się też przyczyny, dla których warto taki cel realizować i środki podejmować. Wszystko to mamy w strategii niemieckiej, której konsekwentną realizację teraz obserwujemy. Dodam od razu: nie jest to wcale strategia antypolska, żadne tam Rapallo. Polska ma dla realizacji tej strategii takie samo znaczenie, jak, powiedzmy, Mongolia. Czyli - jest. Może na tym skorzystać, nie musi, niech nam nie przeszkadza, jawohl, spasiba.
Do rzeczy. O co chodzi w tej strategii? Nie o żadne zniewolenie narodów Europy środkowo-wschodniej ani "strategiczny sojusz cywilizacji turańskich", czy tego typu bzdury. Strategia niemiecka mówi expressis verbis: do 2030 roku Zachodowi zabraknie paliw i surowców. Wielkim składem tych surowców jest Rosja. Rosja może je sprzedawać albo Chinom, albo nam. Chinom może je sprzedawać za dolary (Chiny posiadają ryenk Ameryki), nam za technologię. Długoterminowo lepiej, żeby uzależnić Rosję od sprzedaży surowców Europie w zamian za technologię, niż Chinom w zamian za niekoniecznie wiele warte dolary. Poza tym, Europie się surowce kończą, Chiny nie mają ich za wiele, więc lepiej niech Chinom skończą się najpierw. Tu - na marginesie - kwestia Afryki, w której ostatnio Europa chce też robić biznesy, wywalając stamtąd Chiny (np. z DR Konga), ale to kompletnie inna historia, bo inne sposoby realizacji celów.
Tak to sobie działa na poziomie poważnych państw, realizujących interes państwowy na przestrzeni wielu lat. Z Rosją czy bez, tak czy siak, do celu konkretnego, a nie PR-owskiego, na chwilę. Zupełnie inaczej, niż w mojej, MOJEJ! - Polsce, gdzie cele strategiczne są z grubsza humorystyczne, ale z kategorii słabych żartów, a najstraszliwszym problemem geopolitycznym jest Nord Stream (jakby nikt nie słyszał o SouthStream, na przykład). Nie będę narzekał, że jaki Reagan, taki Bartoszewski, jaki Wałęsa i tak dalej. Wnioski można mieć różne. Ważne, żeby jakieś, na Boga, mieć, a nie udawać, że cały świat sprowadza się do pośladków ministra pochylającego się przed Westerwelle na Pommerstellung.
Eks-amerykanista, politolog, dziennikarz, patentowany sybaryta. Moje motto: "Nie wystarczy mieć poglądy... Trzeba mieć jeszcze wiedzę!"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka