Udział Rosji w niemieckim imporcie wynosi obecnie około 34 proc, po uruchomieniu Nord Stream 2 zwiększyłby się do ponad 50 proc. - pisze „Der Spiegel”. A gdyby nawet Moskwa przykręciła kurek z gazem, alternatywą są terminalne LNG – stwierdza niemiecka gazeta.
Gazociąg ma być gotowy pod koniec bieżącego roku, wiele wskazuje na to, że jego realizacja może się opóźnić. Niemieckie media bardzo źle przyjęły niedawny list amerykańskiego ambasadora w Berlinie Richarda Grenella, który ostrzegł spółki uczestniczące w projekcie Nord Stream 2 przed możliwymi amerkańskimi sankcjami.
„Udział Rosji w niemieckim imporcie wynosi obecnie około 34 proc., po uruchomieniu drugiego odcinka gazociągu Nord Stream zwiększyłby się do ponad 50 proc” - napisał Benjamin Bidder na łamach dziennika „Der Spiegel”. Mimo to określił obawy przed taką sytuację mianem „przesadzonych”. Gdyby nawet Moskwa przykręciła kurek z gazem, albo zażądała za zbyt wysokiej ceny, to bezpieczeństwo energetyczne Europie mają zapewnić terminale LNG. „Metanowce z krajów takich jak Katar, Algieria czy Stany Zjednoczone zacumowałyby w terminalach” - stwierdził dziennikarz.
„Handelsblatt”: To prowokacja
List ambasadora USA został odebrany przez niemieckie MSZ jako prowokacja i kolejna próba wtrącania się w krajową politykę - pisze z kolei niemiecki dziennik gospodarczy „Handelsblatt”.
„To nie pierwszy raz, gdy Grenell wywołuje gniew rządu Niemiec: denerwował już Berlin prowadzoną na Twitterze agitacją przeciwko porozumieniu atomowemu z Iranem oraz solidaryzowaniem się z siłami populistycznej prawicy w Europie” - przypomina niemiecka gazeta.
Jak pisze, zdaniem dyplomatów Grenell „uważa, że za swoje zadanie sabotowanie polityki zagranicznej Niemiec w kluczowych kwestiach, wydaje się za to nie rozumieć swojej roli jako dyplomatycznego przedstawiciela USA”.
Szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas i sekretarz stanu w MSZ Andreas Michaelis „dali Grenellowi wyraźnie do zrozumienia, że życzą sobie innego postępowania”, zaś amerykański ambasador już cztery razy był zapraszany do MSZ na rozmowę. Według „Handelsblattu” w rozmowach tych „Grenell wykazywał zrozumienie, jednak w publicznych wystąpieniach szybko wracał do roli prowokatora”.
Z tego zachowania niemieckie MSZ „wyciągnęło wnioski”. „Zamiast oficjalnie wzywać ambasadora i w ten sposób pogłębiać kryzys w relacjach z USA, niemieccy dyplomaci zaczęli kontaktować się bezpośrednio z Departamentem Stanu w Waszyngtonie”, gdzie mimo różnicy w podejściu do tematów takich jak Iran czy Nord Stream 2 „rozmowy przebiegają w sposób »profesjonalny»«”.
Ambasada USA w Berlinie ma być marginalizowana, a Grenell ignorowany - podkreśla gazeta. Zgodnie z tą strategią niemieckie MSZ nie zamierza oficjalnie odnosić się do listu Grenella.
„Sueddeutsche Zeitung”: „Ambasador USA chce dyktować politykę europejską”
„Sueddeutsche Zeitung” pisze, że Grenell „chętnie zachowuje się jak polityk, a rola dyplomaty mu nie wystarcza”.
Komentując zawartą w liście Grenella groźbę nałożenia przez USA sankcji na firmy uczestniczące w budowie Nord Stream 2, gazeta pisze, że nie po raz pierwszy Stany Zjednoczone uciekają się do gróźb sankcji, gdy nie mogą w inny sposób przekonać partnerów w Europie do jakiejś decyzji, zaś „Grenell z upodobaniem stosuje tę sztuczkę i chce dyktować politykę europejską, nawet jeśli nikt w Europie go o to nie prosił”.
„Tagesspiegel”: NS2 zapewnia Rosji pieniądze na wojny
„Tagesspiegel” pisze, że Niemcy potrzebują strategii wobec USA, by uniknąć „eskalacji, której by nie wytrzymały”. „W konflikcie o Nord Stream 2 Berlin nie ma wielu partnerów w UE, na których mógłby polegać, gdyby USA spełniły swoją groźbę i nałożyły sankcje na firmy budujące Nord Stream 2” - podkreśla dziennik, dodając, że budowa gazociągu narusza energetyczne przepisy UE i zapewnia Rosji źródło pieniędzy, za które może „zbroić swoje wojsko i prowadzić wojny”.
„Groźba wystosowana przez amerykańskiego ambasadora jest z pewnością niedyplomatyczna, ale działa. Podobnie zrozumiała jest skarga, że Berlin nie chce pozwolić, by to USA decydowały o tym, skąd zaopatrują się z energię. Jednocześnie partnerzy unijni nie zgadzają się, by Niemcy prowadziły samowolną politykę energetyczną wbrew ich interesom i interesom Wspólnoty. Wniosek jest więc taki: nie złościć się, lecz znaleźć wyjście z sytuacji” - konkluduje "Tagesspiegel”.
Zgodnie z obecnym planem gazociąg ma być gotowy pod koniec bieżącego roku, jednak wiele wskazuje na to, że jego realizacja może się opóźnić. Problemem dla Rosjan jest brak zgody na budowę ze strony Danii, co może spowodować konieczność położenia rurociągu na alternatywnej trasie. To może z kolei oznaczać co najmniej rok opóźnienia. Jeśli faktycznie tak by się stało, wówczas nowy europarlament mógłby podtrzymać swój mandat i prace nad dyrektywą gazową trwałyby nadal. W teorii jednak nowa Komisja Europejska, która powinna powstać jesienią, może wycofać swój projekt w tej sprawie.
Źródło: PAP, energetyka24.com
KW
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Gospodarka