Współczesne auta elektryczne są o wiele większym obciążeniem dla środowiska niż silniki wysokoprężne (silniki Diesla) - twierdzą eksperci firmy badawczej Berylls Strategy Advisors GmbH.
Analitycy BSA prześledzili całkowity ślad węglowy, jakie zostawiają samochody elektryczne. Ślad węglowy to całkowita suma emisji gazów cieplarnianych wywołanych bezpośrednio lub pośrednio przez jednostkę ludzką, organizację, produkt a nawet konkretne wydarzenie.
Polecamy: Ekspert: Polski samochód elektryczny to zły pomysł
Produkcja akumulatorów litowo-jonowych jest największym obciążeniem dla środowiska naturalnego – twierdzą eksperci BSA. Po pierwsze, problemem jest degradacja środowiska wynikająca z pozyskania litu, kadmu i innych metali rzadkich. Po drugie, w wielu krajach, łącznie z Polską, energia dla elektryków powstaje ze spalania paliw kopalnych.
Po trzecie, w zależności od tego, gdzie powstają samochody elektryczne, energia potrzebna do wyprodukowania ich akumulatorów powoduje wysoki ślad węglowy. W Niemczech „przeciętny samochód elektryczny musiałby pozostawać w eksploatacji przez co najmniej dziesięć lat, by zrównoważyć emisję konkurencyjnego samochodu z silnikiem spalinowym” - czytamy w raporcie BSA. Po tym czasie fabryczne baterie do elektrycznych aut wymagać będą wymiany, a to wiąże się z produkcją kolejnych. Tymczasem spadek pojemności baterii w elektrykach wynosi dziś zwykle około 20 proc. na przestrzeni 100 tys. km.
Zobacz: Tak może wyglądać pierwszy polski samochód elektryczny
Eksperci BSA przekonują ponadto, że zbudowanie akumulatora samochodowego o masie 500 kilogramów lub większego w fabryce zasilanej paliwami kopalnymi spowodowałoby do 74 proc. więcej emisji dwutlenku węgla niż stworzenie efektywnego „zwykłego samochodu”.
Źródło: motoryzacja.interia.pl
KW
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Technologie