Rządy Austrii i Niemiec skrytykowały nowe amerykańskie sankcje nałożone na Rosję, które mają objąć także europejskie firmy finansujące budowę Nord Stream 2. Niemcy grożą nawet działaniami odwetowymi, w tym wojną handlową.
Amerykańskie sankcje na Rosję uchwalone przez Senat USA w ostatni piątek objęły m.in. firmy budujące gazociągi i ropociągi oraz te, które finansują takie przedsięwzięcia. Uderzają one w grupę pięciu zachodnioeuropejskich firm (Engie, OMV, Shell, Uniper i Wintershall) finansującą w połowie koszty budowy gazociągu Nord Stream 2. Z tego grona tylko Wintershall nie prowadzi działalności w Stanach Zjednoczonych. W przypadku pozostałych firm ryzyko wysokich kar, a w skrajnym przypadku wyeliminowania ich z rynku amerykańskiego, może być skutecznym narzędziem nacisku, skłaniającym te podmioty do wycofania się z budowy Nord Stream 2 wspólnie z rosyjskim Gazpromem.
Na reakcje polityków z państw sprzyjających budowie gazociągu nie trzeba było długo czekać. Niemiecki wicekanclerz Sigmar Gabriel oraz kanclerz Austrii Christian Kern we wspólnym oświadczeniu skrytykowali stanowisko amerykańskiego Senatu. "Dostawy energii do Europy są sprawą Europy, a nie Stanów Zjednoczonych Ameryki" - napisali politycy. Dodali, że nie mogą zaakceptować „groźby sprzecznych z prawem międzynarodowym eksterytorialnych sankcji przeciw europejskim przedsiębiorstwom uczestniczącym w rozbudowie europejskiej sieci energetycznej”.
Następnego dnia ich oświadczenie poparł rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seibert, który stwierdził, że kanclerz Niemiec Angela Merkel podziela krytyczną ocenę uchwalonych przez Senat USA nowych sankcji wobec Rosji. Co ciekawe, oświadczenie Sigmara Gabriela zostało skrytykowane przez innego niemieckiego polityka - przewodniczącego komisji spraw zagranicznych Bundestagu Norberta Roettgena. Powiedział on, że „reprezentując interesy rosyjskiego koncernu państwowego Gazprom, minister spraw zagranicznych Gabriel pozwolił sobie na stronniczość i ton, który nie odzwierciedla niemieckich interesów”.
Dalej niż niemiecki wicekanclerz posunęła się Brigitte Zypries, niemiecka minister gospodarki, która stwierdziła, że Berlin rozważy działania odwetowe, jeśli sankcje przyjęte przez Senat zostaną zatwierdzone przez prezydenta Trumpa. Takie posunięcia Niemiec, które realnie uderzyłyby w amerykańskie firmy, a w konsekwencji wywołały transatlantycką wojnę handlową, wydają się być jednak mało prawdopodobne, bo najbardziej mogłaby na tym ucierpieć gospodarka niemiecka. Nadal nie jest definitywnie rozstrzygnięta kwestia toksycznych aktywów znajdujących się w portfelu Deutsche Banku, które w wyniku sporów przed amerykańskimi sądami mogą narazić największy niemiecki bank na gigantyczne straty. Sprawy nie ułatwia to, że Deutsche Bank znalazł się pod ostrzałem pytań opozycyjnych demokratów z Izby Reprezentantów, poszukujących związków prezydenta Trumpa z rosyjskim rządem i tamtejszymi instytucjami finansowymi.
Dla niemieckiej gospodarki potencjalnie groźna jest też nadal sprawa oszustw przy testach emisji spalin samochodów z silnikami wysokoprężnymi, popełnionych przez spółki z grupy Volkswagena. Na początku tego roku Volkswagen zgodził się zapłacić w Stanach Zjednoczonych kary o łącznej wartości 4,3 mld dolarów.
Wziąwszy pod uwagę, że wojna handlowa ze Stanami Zjednoczonymi raczej nie wchodzi w grę, politykom z Austrii, Niemiec i oczywiście również z Rosji pozostaje nadzieja, że sankcje uchwalone przez Senat zostaną odrzucone przez prezydenta Trumpa.
Zobacz: Zamieszanie w Brukseli wokół Nord Stream 2
AB
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Gospodarka