Norwegia chce zająć miejsce Rosji jako głównego dostawcy gazu dla Europy, w tym dla Polski. Czy to realne? W przypadku naszego kraju jak najbardziej, więc warto pochylić się nad norweską ofertą.
Norweski rząd po raz kolejny ogłosił, że jego kraj jest w stanie być głównym dostawcą gazu dla Europy. Ma bowiem wystarczające do tego gazowe złoża. Ażeby Norwegia stała się takim dostawcą, musiałaby jednak najpierw zainwestować dużo w zwiększenie wydobycia tego surowca. Mimo to jest gotowa zrealizować takie inwestycje, gdyby jej oferta została przyjęta i unijne kraje zadeklarowały, że będą określone ilości norweskiego gazu kupować.
Niemcy, główny konsument gazu w Europie, pewnie nie będą norweską propozycją zainteresowane. Nastawiły się bowiem na import gazu rosyjskiego, który Gazprom sprzedaje im taniej niż Polsce czy krajom bałtyckim. To jednak tylko zwiększa szanse na dostawy norweskiego gazu do naszego kraju. Tak czy owak w interesie Polski jest, by rozpocząć rozmowy z Norwegią na ten temat. Norweski gaz moglibyśmy sprowadzać albo poprzez terminal LNG w Świnoujściu albo przez planowany gazociąg, który ma połączyć Polskę z Danią.
Świnoujski gazoport ma być w przyszłości rozbudowany, dzięki czemu będzie mógł przyjmować 7,5 mld m3 gazu rocznie. Gdybyśmy w całości wykorzystali taką przepustowość, kupując ów surowiec m.in. z Norwegii, Rosja przestałaby być naszym głównym jego dostawcą i w ślad za tym nie mogłaby już używać gazu jako narzędzia swej polityki wobec Polski i naciskać nim na nas. Gdybyśmy oprócz tego zwiększyli krajowe wydobycie gazu (m.in. za sprawą gazu łupkowego, zamkniętego i metanu z pokładów węgla), zaczęli zgazowywać węgiel, a ponadto postawili na biogazownie, moglibyśmy w ogóle zaprzestać importu gaz z Rosji.
Na razie najrealniejszą alternatywą dla dostaw z Gazpromu jest gaz skroplony, czyli LNG, który będziemy sprowadzać przez gazoport w Świnoujściu. Ceny LNG w ostatnich miesiącach bardzo spadły i jeśli ich spadkowy trend się utrzyma, to będziemy mogli kupować gaz z Norwegii, Kataru czy USA – przez świnoujski terminal – taniej niż od Rosji. To byłaby prawdziwa geopolityczna rewolucja.
Wracając do Norwegii, ów kraj nie zacznie zwiększać wydobycia gazu, z nastawieniem na dostawy do Europy, jeśli nie będzie mieć gwarancji, że tę zwiększoną ilość gazu sprzeda i to po cenie, zapewniającej opłacalność inwestycji w złoża. Teraz – przy taniej ropie i spadających cenach gazu – te inwestycje są mało opłacalne.
Z Norwegami warto rozmawiać na ten temat jeszcze z jednego powodu. Umowy z tym krajem na dostawy gazu mogłyby być dla nas atrakcyjniejsze niż z kontrakty z Rosją nie tylko ze względu na ceny, ale i elastyczniejsze warunki. Gazprom wymusza bowiem na swych odbiorcach umowy długoterminowe i to z użyciem klauzuli „bierz lub płać”, która w przypadku Polski okazała się bardzo niekorzystna, wiążąc nam ręce – w kwestii zaopatrywania się w gaz – na wiele lat. Podpisując umowę z Norwegią, moglibyśmy wynegocjować, żeby nie było w niej takiej klauzuli.
źródło: Biznesalert.pl, informacje własne
JMK
Inne tematy w dziale Gospodarka