Znów Dreamliner miał wibracje silników. Leciał do Pekinu i po czterech godzinach zawrócił do Warszawy kontynuując lot przez kolejne cztery godziny zamiast lądować na którymś w wielkich rosyjskich lotnisk, które niedawno przyjmowały setki samolotów na Mundial włącznie z B-777 i B474. Czy znów ryzykowano życie pasażerów?
Przed kilku laty na Salon24 była długa dyskusja kiedy "bohaterski" kapt. Wrona leciał do Warszawy przez 7 godzin z zepsutymi układami hydraulicznymi zamiast zawrócić w 0,5 godziny na Newark,a później nad Warszawą latał przez prawie godzinę i lądował na podwoziu bo załoga nie wiedziała że jest elektryczny bezpiecznik do wypuszczania podwozia.
Kilka tygodni temu Dreamliner lecący z Cancun nad Florydą miał wibracje silników i znów zamiast lądować na Florydzie leciał ponad 2 godziny do Nowego Jorku, aby zmniejszyć koszty, bo nie trzeba było szybko podstawiać nowego samolotu, a pasażerowie z Cancun bez wiz mogli przesiąść się w NY do tego co leciał do Warszawy.
Czy tych przypadków jest nie za dużo? Czy trzeba wywoływać nieszczęście?
Inne tematy w dziale Gospodarka