Pod moją poprzednią w wypowiedzią na blogu zaczęła się rozwijać ciekawa dyskusja. Niestety, z braku czasu musiałem się z niej wyłączyć (za co bardzo przepraszam), więc odpowiadam moim polemistom w dzisiejszym wpisie.
Jan Grylicki zarzucił mi (częściowo słusznie), że wypowiadam się na temat dokumentu (tzn. rezolucji ONZ przeciw prześladowaniu homoseksualistów), którego treści dokładnie nie znam. Jestem jednak pewien, że 99 proc. wypowiadających sie na ten temat nie czytało tłumaczenia tego tekstu, ani tym bardziej oryginału. Ale prasowe omówienia i komentarze jednak znałem pisząc tamten post i nie znalazłem przekonującego uzasadnienia dla decyzji Watykanu. Argument: Największe zastrzeżenia arcybiskup Migliore zgłosił do zawartych w dokumencie sformułowań "orientacje seksualne" i "tożsamość", ponieważ - jak stwierdził - nie "znajdują one uznania czy też jasnej, wspólnej definicji w międzynarodowej legislacji. brzmi trochę jak czepiactwo. Ważniejsze moim zdaniem od sformułowań zawartych w tekście dokumentu (którego prawie nikt nie czyta, więc są one w zasadzie bez znaczenia) jest odbiór decyzji Stolicy Apostolskiej przez opinię publiczną. A ta "zrozumiała", że Kościół nie chce bronić ofiar prześladowań i staje w jednym szeregu z Iranem, Sudanem i Arabią Saudyjską.
Piotr Strzembosz: (...) orientacja seksualna to całkowicie prywatna sfera życia człowieka i osoba, która w tej prywatności pozostaje nie może – z oczywistych powodów – być dyskryminowana.
(...)Emilu. Czy wszystkie te orientacje mają być bronione przez państwo Watykan, czy objaśnisz nam, które i dlaczego?
Ale właśnie w tym rzecz, że jest dyskryminowana: w krajach jak wyżej wymienione, nie jest to prywatna sprawa, bo państwo surowo za nią każe, nawet śmiercią... Chciałbym zeby Watykan stanął bardziej zdecydowanie w obronie homoseksualistów dlatego, że są prześladowani, a nie dlatego, że są homoseksualistami. Nie chodzi o jakąś szczególną ochronę dla nich, tylko o taką samą jak dla wszystkich innych.
prowincjałka: Czyżby zapomniał Pan o temacie swojej notki? Chodziło o brak poparcia Watykanu dla rezolucji ONZ w obronie "prawa do homoseksualizmu". Grzeszników kiedyś osądzi Bóg, a Kościół ma za zadanie teraz ratować ich przed duchowym samobójstwem, a nie o zapewnianie im prawa do grzeszenia.
Przecież nikt nie oczekuje od Kościoła, żeby amienił swoje zalecenia dla homoseksualistów i przestał ich nawracać. Ja oczekiwałem tylko, żeby stanął w ich obronie, gdy są prześladowani. Tak samo jak Jezus, który zakazał ukamieniowania nierządnicy (co zalecał Stary Testament), zapewniając jej prawo do grzeszenia (w takim rozumieniu, w jakim użyłem słowa "prawo" w moim poscie), wcale nie popierając jej procederu. Zresztą Kościół to częściowo zrobił (Arcybiskup Migliore podkreślił, że Stolica Apostolska docenia podjęte w deklaracji "wysiłki", zmierzające do "potępienia wszelkich form przemocy wobec osób homoseksualnych, a także nawołujące państwa do podjęcia niezbędnych kroków, aby położyć kres wszystkim karom kodeksu karnego przeciwko nim) ale tak na pół gwizdka - bo rezolucji nie poparł. Trochę na zasadzie: "za, a nawet przeciw".
krzysz: "[w nauce Kościoła] nie ma czegoś takiego, jak prawo do homoseksualizmu."
I słusznie, że nie ma.
Także nie ma czegoś takiego, jak prawo do wkładania gołego palca do wnętrza gniazdka elektrycznego pod napięciem.
Czy jakieś przepisy (prawa państowowego, nie kościelnego) zabraniają wkładania palców do gniazdka? czy ktoś poszedł za to do więzienia?
Wszystkich czytelników bloga gorąco pozdawiam i życzę Wesołych Świąt!
Inne tematy w dziale Polityka