Poseł Ziobro poskarżył się "Dziennikowi", że będzie musiał sprzedać mieszkanie, żeby wykonać wyrok sądu. Przypomnijmy: za tekst nikt już przez tego pana życia nie będzie pozbawiony polityk PiS został skazany na 30 tys. zł zadośćuczynienia dla doktora G. i przeproszenie go w TV w najlepszym czasie antenowym. Co tak naprawdę oznacza przecież orzeczenie wobec mnie konfiskaty majątku i zabranie dorobku całego życia - żali się były minister.
Naprawdę? Szkoda, że Ziobro nie pamięta, że jego wypowiedź najprawdopodobniej kosztowała wielu ludzi nie majątek życia, ale samo życie - na skutek spowodowanej przez nią zapaści w przeszczepach (w takiej sytuacji niezręcznie juz wspominać o kosztach, jakie poniósł sam dr. G. - publiczne posądzenie o zabijanie pacjentów przez samego ministra nie mogło się nie przełożyć na zarobki lekarza).
Bardzo dobrze się stanie, jeżeli wymiar sprawiedliwości puści Zbigniewa Ziobrę z torbami. I nie chodzi tu o zemstę, o odpłatę pięknym za nadobne. Chodzi o to, żeby politycy zaczęli się zastanawiać nad konsekwencjami tego, co robią bądź mówią. Polityka to poważna sprawa, a nie zabawa w piaskownicy.
Polityk PiS straszy: Tego samego (tzn. utraty majątku) powinni obawiać się wszyscy, zwłaszcza dziennikarze i politycy. Czy na pewno? Słowo dziennikarza najpoczytniejszej nawet gazety waży jednak zdecydowanie mniej, niż słowo ministra, za którym stoi cały wymiar sprawiedliwości. Gdyby słowa nikt już przez tego pana życia nie będzie pozbawiony napisał komentator np. "Rzeczpospolitej", nie spowodowałoby to raczej drastycznego spadku ilości przeprowadzanych przeszczepów. Jedynym efektem byłaby kompromitacja takiego dziennikarza i być może spadek sprzedarzy gazety. Szkoda, że w polskiej polityce tak trudno się skompromitować.
Inne tematy w dziale Polityka
