Starsi ludzie nie mają łatwego życia - dowodzi tego wywiad z nauczycielką na temat wcześniejszych emerytur dla przedstawicieli tego zawodu z poniedziałkowej "GW". Jej zdaniem, nauczyciele w wieku 60 lat nie są autorytetami dla uczniów, bo ci się z nich smieją, a starsza pani nie potrafi już nawiązać już nimi dobrego kontaktu. Uczniowie potrzebują takiego belfra, który ich po partnersku zrozumie. I za nimi nadąży.
Po pierwsze, szkoła jest po to, żeby przygotować ucznia do zycia w realnym świecie. A w realnym świecie istnieją nie tylko młodzi, piękni i kontaktowi, alerównież starsi, starzy, a nawet stare zgredy. Młody człowiek powinien nauczyć sie współżyć i nawiązywać kontakt także z nimi (z podobnych powodów uważam za szkodliwe szkoły nie-koedukacyjne). Jeżeli się nie nauczy, to nie dziwmy się, że potem będzie wołać w parku za profesorem: "dziadek, do piachu" (patrz poprzedni post).
Po drugie, polemizowałbym z tezą, że młodszy nauczyciel zawsze lepiej nawiąże kontakt z uczniem, niż starszy. Przecież często jest tak, że to dziadkowie lepiej dogadują się z wnukami, niż ich rodzice. A z moich szkolnych doświadczeń wynika, że "niekontaktowi" nauczyciele częściej zdarzają się wśród młodych, niż tych z większym stażem.
Po trzecie, jeżeli wyżej się mylę, to przecież nigdzie nie jest powiedziane, że człowiek musi wykonywać całe życie ten sam zawód. Pani profesor sprzeciwia sie jednak przekwalifikowaniu (ja po prostu lubię swój zawód), co jest sprzeczne z domaganiem się wcześniejszych emerytur, ale w wkońcu propaganda nie musi być spójna logicznie. No, ostatecznie mogaby pracować w bibliotece albo w stołówce, byleby mi tylko pozwolili trochę lekcji prowadzić. Żeby tak nie całkiem na margines wystawili. Z czego wynika ajwyraźniej, że jej zdaniem szkoła jest nie dla uczniów, tylko po to, zeby apewnić pracę nauczycielom. Zaraz jednak dodaje: Tylko co wtedy zrobią młodzi nauczyciele? U nas już teraz brakuje godzin dla geografów, biologów, fizyków i chemików. Tych lekcji nie ma dużo w planie, czasem na goły etat nie wystarcza. Bieda jest, dzieci jakoś mało. Co się stanie, jeżeli miejsce tym młodym nauczycielom zajmą starsi (...)? Najlepiej zapewne, żeby starsi położyli się od razu na katafalku, żeby zrobić miejsce młodszym. Pani nauczyciel jest więc wyznawczynią fałszywego poglądu, jakoby przeniesienie w stan spoczynku starszych pracowników powodowało powstanie więcej miejsc pracy dla młodszych. Że poglad ten jest błędny, przekonaliśmy się sami na własnej skórze kilka lat temu.
A wogóle, to wolałbym, żeby o tym, kto ma uczyć dzieci zdecydował rynek (czyli rodzice uczniów i sami uczniowie), a nie lobby nauczycielskie wspólnie z rządem.
Inne tematy w dziale Polityka