Podobieństwo obecnego zamieszania na rynkach finansowych do Wielkiego Kryzysu z lat 20 i 30. ub. jest przedmiotem sporów ekonomistów i publicystów. Wydaje się, że jedną z najważniejszych cech wspólnych jest to, że oba krysysy są często interpretowane jako porażka sił wolnego rynku, za czym idą postulaty większej ingerencji państwa w gospodarkę. W latach trzydziestych doprowadziło to do zsocjalizowania amerykańskiej gospodarki, a w ślad za nią większości pozostałych. Dopiero wiele lat później Milton Friedman i Anna Jacobson Schwartz udowodnili, że Wielka Depresja została spowodowana tak naprawdę nie przez siły wolnego rynku, lecz przez nieprawidłową politykę gospodarczą państwa.
Kto wytłumaczy publicystom i analitykom, że podobnie jest w przypadku obecnych zawirowń gospodarczych? Że amerykański korporacyjny kapitalizm to nie to samo, co wolny rynek, że winny jest nie ten rynek, lecz politycy (a pośrednio ich wyborcy), którym wydawało się, że można bez końca żyć na kredyt?
Bo mało ważne, że o rzekomym upadku liberalnego kapitalizmu mówi Napieralski czy Ikonowicz - można powiedzieć, że takie jest zbójeckie prawo populisty, i nikt poważny specjalie nie zwraca na to uwagi. Ale gdy pisze to opiniotwórczy "Newsweek" w głównym materiale numeru, to już jest czym się martwić.
Inne tematy w dziale Polityka
