Pisałem niedawno o zasadzie opisanej przez Miltona Friedmana w książce "Tyrania status quo": że skuteczne przeprowadzanie reform udaje się tym rządom, które podejmą się ich na początku kadencji. Ale ta zasada dotyczy niestety tylko pożytecznych reform. Wprowadzanie pomysłów głupich i szkodliwych udaje się także potem, i udaje się coraz łatwiej.
Oto rząd uzgodnił ze związkowcami wzrost płacy minimalnej o 13 procent. Wbrew temu, co wydaje się niektórym, podwyżka ta zaszkodzi najbardziej nie kapitalistom, tylko naszym najbiedniejszym i najmniej wykwalifikowanym rodakom: ci, których praca jest mniej warta, niż wynosi płaca minimalna, wylądują na bezrobociu (lub tam pozostaną), bo przedsiębiorstwa to nie instytucje charytatytwne. W kolejce czekaja następne "genialne" pomysły: zakaz palenia, zakaz reklamowania alkoholu, zakaz używania torebek foliowych, urlop "tacierzyński"... Ciąg dalszy wkrótce nastąpi.
Tymczasem Irlandia szykuje się do obniżenia płacy minimalnej, a my wkrótce będziemy się zastanawiać, dlaczego w rankingach konkurencyjności polska gospodarka osunęła się znowu o kilka oczek w dół, za Rumunię i Bułgarię. Być może chęć na reformy przjdzie nam dopiero, gdy jak Irlandczycy obecnie, dostrzeżemy otrzeźwiające widmo recesji.
Inne tematy w dziale Polityka
