Zdumiewający sen.
Byłem i właściwie jestem do dziś, człowiekiem bardzo sceptycznym, nieufnym racjonalistą, z trudem akceptującym tradycje i religie, żądającym dowodów na wszystko, darzącym swój własny światopogląd ograniczonym zaufaniem, odpornym na modę, reklamy i propagandę, prawie ateistą.
Niezwykle rzadko miewam sny, z których cokolwiek pamiętam po obudzeniu.
Snów kolorowych nie miałem nigdy przedtem.
Nigdy przed tym tragicznym dniem (a właściwie nocą).
Było to w okresie spektakularnych sukcesów Solidarności, kiedy „komunistyczna” Polska znajdowała się na krawędzi demokratycznego przełomu, kiedy to zmiany mogła odwrócić (jak mi się wydawało) jedynie radziecka interwencja.
W sobotę wieczorem oglądałem w wielkim napięciu relację z Kongresu Kultury.
Wypowiedzi intelektualistów były tak odważne i otwarte że powiedziałem do żony - Renata, demokracji nic już nie powstrzyma.
Po 24-tej transmisja się urwała.
Myślałem, że coś im nawaliło.
Byłem zły, bo teksty jakie słyszałem niosły nadzieję, wprawiały w naprawdę podniosły nastrój.
Wyłączyłem telewizor i poszliśmy spać.
Początkowo nie mogłem zasnąć, a później spałem bardzo niespokojnie.
Chyba z pięć razy budziły mnie kolorowe, niespokojne sny.
" Chaotyczne, burzliwe manifestacje, biało-czerwone flagi, transparenty.
Wojsko lub policja zaczęła strzelać.
Niektórzy ludzie się przewracali, inni uciekali.
Niektórzy kładli się na ziemi.
Zmusiłem żonę do położenia się na ziemi i sam położyłem się obok niej przodem do strzelających oddziałów.
Każde z nas osłonięte przed kulami jakimś głazem czy kawałkiem muru...
obserwowaliśmy chaotyczną scenę przed nami. "
Budzę się na krótko i znów zasypiam:
„ znowu manifestacja.
Z przeciwnych stron, w szyku, maszerują w jej stronę dwa oddziały.
Jeden jest niebieski a drugi zielony.
Spotykają się ze sobą w tłumie, który nie jest zbyt gęsty.
Oddziały zmieszane z tłumem przenikają się wzajemnie i maszerują dalej, dziwnie zachowując własny szyk.
Rzędy niebieskie między rzędami zielonymi, każdy z kolorów w przeciwną stronę.
Nic złego się nie dzieje, nie dochodzi do starcia czy walki.
Widzę to wszystko jakby z góry."
Budzę się i znów zasypiam:
" Gmach z czerwonej cegły kojarzący mi się z koszarami, więzieniem albo prokuraturą.
Jakiś mężczyzna skacze z okna chyba na drugim piętrze na chodnik.
Ucieka..."
Budzę się.
Podobnych scen było jeszcze parę ale ich nie pamiętam.
Około 9-tej budzi nas dzwonek u drzwi - otwiera żona, to znajomy.
Słyszę ich rozmowę - nic nie wiecie? Pyta zdziwiony.
A co?
Wojna!
Jaka wojna?
Wprowadzili stan wojenny!
Włączcie telewizor.
Zobaczyliśmy Jaruzelskiego w mundurze generała, na jednostajnie szarym tle wyjaśniającego, że sen naprawdę się skończył.
„Orła wolności” zastąpił WRON. (Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego nazywana przez ludzi wroną)
Inne tematy w dziale Kultura