maciej.rogala maciej.rogala
2211
BLOG

PPK - demagogiczna krytyka programu przez profesor ekonomii z SGH

maciej.rogala maciej.rogala Emerytury Obserwuj temat Obserwuj notkę 39

Osoba o przeciętnej wiedzy ekonomicznej po przeczytaniu wywiadu z profesor ekonomii na najbardziej prestiżowej polskiej uczelni ekonomicznej – WYWIAD – może bardzo łatwo dojść do wniosku, że dobrze zrobiła, wypisując się z PPK. Jest duże ryzyko, że w swojej nieracjonalnej i szkodliwej dla siebie decyzji, ten pracownik pozostanie konsekwentny przez kolejne lata. Być może aż do momentu przejścia na emeryturę. To ogromna odpowiedzialność, jaką wzięła na siebie profesor Leokadia Oręziak, gdyby jednak nie miała racji, agresywnie zniechęcając do uczestniczenia w PPK.

A racji pani profesor nie ma. Co więcej, manipuluje, nie mówi prawdy, mówi półprawdy, uprawia propagandę, a także udowadnia, że nie zna przepisów obowiązujących w Polsce; natomiast zna przepisy obowiązuje w Chile i zapewne poszła w swoich opiniach na skróty: zakładając, że w naszym kraju jest tak samo.

Według pani profesor z SGH:

PPK służą tylko interesom instytucji finansowych, które mogą dopuścić się defraudacji środków, są szkodliwe dla finansów publicznych, niekorzystne dla pracownika

Przeanalizujmy po kolei opinie pani profesor Leokadii Oręziak

PO PIERWSZE: PPK służy tylko interesom instytucji finansowych

Zacytujmy odpowiednie fragmenty wypowiedzi pani profesor:

 „Jaką więc motywację mają zarządzający, by dbać o interes przyszłego emeryta? Wolą maksymalizować swoje zyski na potęgę. (…) Naiwnością jest przekonanie, że bankierzy i maklerzy zadbają o nasze emerytury. (…) Koszty ZUS … są mniejsze niż 2 proc. ogólnej kwoty, którą rocznie zarządza ta instytucja. Tymczasem koszty zarządzania prywatnymi emeryturami są kilkukrotnie, a niekiedy kilkunastokrotnie wyższe. Z badań wynika, że łącznie opłaty i prowizje np. w wysokości 1,5 proc. aktywów mogą prowadzić do zmniejszenia o prawie 30 proc. tej puli w porównaniu do sytuacji bez opłat. Skumulowany wpływ opłat jest tym większy, im wcześniej pracownik przystąpi do danego funduszu emerytalnego, gdy zostaje on jego uczestnikiem w wieku 25 lat, a całą swoją pulę emerytalną wycofa w wieku 65 lat, opłaty roczne za pierwszą składkę zostaną zapłacone 40 razy, czyli tyle razy zostanie ona pomniejszona w trakcie kariery zawodowej pracownika”.

Jaki wniosek wyciągnie pracownik z tych opinii?

  • Firma zarządzająca PPK ma w nosie interes pracownika, maksymalizuje swoje zyski na potęgę
  • ZUS pobiera roczną opłatę na poziomie 2 proc, a instytucje zarządzające PPK nawet kilkukrotnie wyższe
  • Najmniej opłaca się PPK najmłodszym pracownikom, bo będą płacić horrendalny haracz dla instytucji, która dba tylko o swój interes, przez 40 lat !
  • Jeżeli zapiszę się w wieku 25 lat do PPK, to moja składka zostanie pomniejszona o opłaty aż 40 razy. A więc im później się zapiszę tym lepiej

Co w tych opiniach pani profesor jest prawdą?

Tylko to, że roczne koszty ZUS wynoszą aż 2 proc. Dlaczego aż?

Ponieważ w PPK opłata za zarządzanie nie może być wyższa niż 0,5%, a średnio wynosi około 0,3%. Po uwzględnieniu wszystkich opłat – koszty depozytariusza, prowadzenia rachunków, i innych – całkowity koszt ponoszony przez uczestnika PPK wynosi mniej niż 1% rocznie średniej wartości jego środków; A według pani profesor w PPK są kilkukrotnie wyższe niż w ZUS!

Co jest większym kosztem? Mniej niż 1%, czy 2%? Czy opłata poniżej 1 proc. jest kilkukrotnie wyższa od 2 proc?

Według pani profesor instytucje zarządzające PPK „wolą maksymalizować swoje zyski na potęgę” i nie mają żadnego interesu w zyskach uczestników PPK. Ta opinia świadczy o kompletnym nierozumieniu zasad wynagradzania instytucji finansowej w PPK. Opłata za zarządzanie nie może być maksymalizowana w TFI i PTE. Ona może być wyłącznie maksymalizowana w banku lub w firmie ubezpieczeniowej.

Czy pani profesor nie zna różnic w wynagradzaniu instytucji finansowej: w banku i TFI?

Maksymalna opłata, jaką może pobrać instytucja finansowa (TFI) za swoją usługę, jest zapisana w umowie o zarządzanie PPK. W niektórych funduszach o zdefiniowanej dacie jej maksymalny poziom wynosi 0,2% rocznie, a jak już napisałem, nie może być wyższy niż 0,5% rocznie.

JEDYNYM WIĘC SPOSOBEM MAKSYMALIZACJI zysku jest wzrost wartości zarządzanych aktywów, wzrost wartości środków, czyli wysokie dochody uczestników PPK. Tak więc pani profesor nie rozumie podstawowej zależności: interes firmy zarządzającej i interes uczestnika PPK są wspólne, a nie sprzeczne. Firma zarządzająca ma prawo do ekstra premii (0,1%), ale tylko w warunkach, gdy osiągnie dodatnią stopę zwrotu i znajdzie się w gronie najlepszych firm.

Oczywiście inaczej jest na lokacie bankowej: tutaj oszczędzający im mniejsze otrzyma odsetki, tym więcej na tym zarobi bank, bo ten uzyska wyższą marże odsetkową. Tak więc wspomniany zarzut dotyczy tylko banków, które na szczęście dla uczestników PPK nie mogą maksymalizować swoich zysków kosztem przyszłych emerytów, bo ustawa wykluczyła ten rodzaj instytucji z rynku PPK.


Instytucja finansowa (TFI) jest żywotnie zainteresowana tym, aby uczestnik PPK już po potrąceniu opłat zarabiał jak najwięcej.

 Powołajmy się na przykład.

Jeżeli uczestnik PPK zyska w ciągu roku (po potrąceniu opłat) 3 proc., będzie to mniej korzystne dla instytucji finansowej od sytuacji, w której uczestnik zyska 6 proc. Dlaczego? Bo podstawa, od jakiej będzie naliczana opłata za zarządzanie, po roku wzrośnie o 6 proc. a nie o 3 proc. Jeżeli w danym roku fundusz poniesie stratę np. 10 proc., to także o 10 proc. spadnie wynagrodzenie firmy zarządzającej.

Firma zarządzająca, jeżeli osiągnie stopę zwrotu netto dla uczestnika średniorocznie np. 5 proc. to rzeczywiście pracownik zapłaci opłatę za zarządzanie pierwszych składek – wniesionych w wieku 25 lat – aż 40 razy. Ale pani profesor nie mówi o tym, że skorzysta z procentu składanego w okresie 40 lat, czyli zyska 600% na czysto – po uwzględnieniu wszystkich opłat;

Co więcej na tym doskonałym wyniku tyle samo zyska firma zarządzająca – 600%, ale przecież uczestnik PPK nie będzie miał o to pretensji.

PO DRUGIE: Uczestnik PPK nie jest w żaden sposób zabezpieczony przed defraudacją jego środków

Pani profesor stwierdza, że: „To w dużej mierze zależy od koniunktury na rynku w czasie, gdy ktoś przechodzi na emeryturę. Kolejne kryzysy i załamania giełdowe mogą drastycznie zredukować wartość zgromadzonych aktywów finansowych. Podobny skutek przynoszą pobierane przez instytucje zarządzające opłaty i prowizje, a także popełniane przez te instytucje możliwe defraudacje środków. Inwestowanie przez nie pieniędzy ze składek nie podlega bowiem kontroli celowościowej ze strony państwa. Oznacza to możliwość wykonania dowolnej operacji na niekorzyść uczestnika funduszu, bez ponoszenia konsekwencji. (…) Katalog sposobów na zdefraudowanie pieniędzy z funduszy emerytalnych jest właściwie nieograniczony. Sprzyja temu fakt, że rynek emerytur prywatnych jest wysoce nietransparentny”.

Jakie wnioski może wyciągnąć pracownik?

  • Ponoszę nie tylko ryzyko inwestycyjne (możliwość poniesienia głębokiej straty w czasie bessy), ale też defraudacji moich składek
  • Możliwych sposobów defraudacji moich pieniędzy jest mnóstwo, co dodatkowo zwiększa moje ryzyko
  • W takiej sytuacji instytucja finansowa nie poniesie żadnych konsekwencji
  • Instytucji zarządzających PPK nikt nie kontroluje, co więcej nie wiadomo, jak obraca moimi pieniędzmi instytucja („wysoce nietransparentny”).

Co w tych wypowiedziach pani profesor ekonomii z SGH jest prawdą?

Tym razem nic. Dlaczego?

Przepisy regulujące działalność instytucji finansowych nie tylko bardzo precyzyjnie określają katalog możliwych lokat funduszy emerytalnych i funduszy inwestycyjnych (w OFE i w PPK), ale przede wszystkim zapewniają najlepszą z możliwych kontrolę nad decyzjami inwestycyjnymi TFI lub PTE, czyli firm zarządzających tymi funduszami. Ta kontrola wynika nie tylko z kontroli państwowego organu, jakim jest Komisja Nadzoru Finansowego, ale przede wszystkim z kontroli sprawowanej przez tzw. depozytariusza. Jest to najczęściej bank, który przechowuje aktywa funduszu emerytalnego lub funduszu inwestycyjnego (środki członków OFE i środki uczestników PPK). Tym samym ma wgląd we wszystkie operacje dokonywane na tych aktywach przez firmę zarządzającą. Jego rolą jest ochrona uczestników funduszu, co jest wyrażone w następujących przepisach ustawy o funduszach inwestycyjnych:

  • zapewnienie, aby zbywanie i odkupywanie jednostek uczestnictwa oraz emitowanie, wydawanie i wykupywanie certyfikatów inwestycyjnych odbywało się zgodnie z przepisami prawa i statutem funduszu inwestycyjnego;
  • zapewnienie, aby dochody funduszu inwestycyjnego były wykorzystywane w sposób zgodny z przepisami prawa i ze statutem funduszu inwestycyjnego;
  • wykonywanie poleceń funduszu inwestycyjnego, chyba że są sprzeczne z prawem lub statutem funduszu inwestycyjnego.

Depozytariusz nadto: „jest obowiązany do wytoczenia powództwa na rzecz uczestników funduszu przeciwko towarzystwu z tytułu szkody spowodowanej niewykonaniem lub nienależytym wykonaniem obowiązków w zakresie zarządzania funduszem i jego reprezentacji”. I bardzo ważny przepis: „Depozytariusz odpowiada za szkody spowodowane niewykonaniem lub nienależytym wykonywaniem obowiązków”.

Jak widać, nie ma w praktyce możliwości defraudacji środków, ponieważ taka ewentualna defraudacja od razu zostałaby wychwycona przez depozytariusza. Czyli, gdyby zarządzający (TFI lub PTE) złożyli np. dyspozycję przelewu części aktywów funduszu na jakieś lewe konto, to taką czynność przelewu musiałby wykonać bank depozytariusz, bo przecież przechowuje aktywa funduszu i wykonuje polecenia firmy zarządzającej. Co więcej, gdyby jednak doszło do takiej sytuacji, to przede wszystkim bank depozytariusz, a nie TFI/PTE odpowiadałby za szkodę uczestników PPK/członków OFE.

Dodajmy jeszcze, że aby zachować pełen obiektywizm depozytariusza w kontroli TFI, nie może być żadnych powiązań kapitałowych między kontrolującym (depozytariuszem), a kontrolowanym (TFI i PTE) – KNF zatwierdza depozytariusza.

PO TRZECIE: PPK są szkodliwe dla finansów publicznych i są skazane na upadek

Pani profesor stwierdza, że: „Systemy emerytur prywatnych, generujące ogromne koszty dla finansów publicznych, a nie dające bezpiecznych emerytur, są w istocie skazane na upadek. (…) Los OFE czy PPK może przypieczętować kolejny kryzys finansowy, który przecież kiedyś nastąpi. Ludzie zobaczą wtedy, że systemowe budowanie emerytury na ruchomych piaskach, jakimi są aktywa finansowe (akcje, obligacje i inne), jest bez sensu”.

Jak może odebrać przeciętny pracownik te wypowiedzi profesor ekonomii SGH, która w dodatku jest kierownikiem jednej z Katedr?

Uczestnicząc w PPK zwiększam obciążenia (ogromnie) finansów publicznych, czyli obciążam całe społeczeństwo, w tym np. moje dzieci

  • Nic na tym nie zyskuje i…
  • PPK czeka upadek…
  • …przy kolejnym kryzysie finansowym
  • Bez sensu jest zapisać się do PPK, bo nie tylko nic na tym nie skorzystam (wszystko stracę), ale też obciążam całe społeczeństwo

Co w tych wypowiedziach pani prof. Leokadii Oręziak odpowiada rzeczywistości?

Także nic. Jedynym kosztem PPK dla budżetu jest koszt opłaty powitalnej (250 zł) i dopłat rocznych w wysokości 240 zł, a także składek finansowanych przez pracodawców państwowych. To są minimalne koszty. Co więcej, przepisy PPK dają furtkę państwu, że ta dotacja wróci: jeżeli pracownik wycofa pieniądze przed 60 rokiem życia, to dopłata trafia z powrotem do budżetu wraz z całością zysków z inwestowania. Musimy także wiedzieć, że koszty budżetowe wynikające z dopłat z Funduszu Pracy są rekompensowane dodatkowymi wpływami do budżetu z opodatkowania podatkiem PIT składek pracodawców przekazywanych na rachunki pracowników.

Czy PPK są skazane na upadek, na przykład przy kolejnym kryzysie finansowym?

PPK już przeszły przez jeden bardzo głęboki kryzys na początku pandemii i skorzystały na nim (ze względu na systematyczność wpłat). Pokazuje to poniższy wykres notowań jednostek funduszu zdefiniowanej daty – pandemia stworzyła super okazję do nabycia jednostek po wyjątkowo niskiej cenie (przecenionych aż o 30 procent)!

image

Pokazany na wykresie zysk (10,52%) uwzględnia wszystkie opłaty, jakimi obciążane są środki uczestnika PPK; pani profesor powiedziała nieprawdę twierdząc, że instytucje finansowe „podają często osiągane przez siebie stopy zwrotu bez uwzględniania opłat i prowizji”. Warto też wiedzieć, że 10,52% zyskał nie tylko uczestnik tego funduszu (w stosunku do pierwszej wpłaty), ale też o tyle samo podniosło się wynagrodzenie TFI od tych pierwszych wpłat (bo wzrosła podstawa naliczenia bardzo niskiej opłaty – wynoszącej średnio 0,3%).

Natomiast znienawiodzone przez panią profesor OFE przeżyły aż trzy kryzysy: z 2001 roku – pęknięcie bańki internetowej, wielki kryzys z 2007-2008, a także kryzys z początku pandemii.

I co? W okresie ponad 20 lat jednostka rozrachunkowa OFE wzrosła przeciętnie o 350% średnio; po uwzględnieniu opłat manipulacyjnych stopa zwrotu dla członka OFE spada o zaledwie kilka procent.

image

Jak widać na zamieszczonym wykresie notowań jednostek przykładowego OFE od początku istnienia te kryzysy finansowe, które „na pewno” skazują także PPK na upadek, w rzeczywistości okazały się wyjątkowymi okazjami inwestycyjnymi, czyli momentami, w których członek OFE/uczestnik PPK kupił jednostki po wyjątkowo niskich cenach.

Podsumowanie

Podsumowując, pani profesor Leokadia Oręziak okazuje się nie tylko demagogiem, ale osobą, która myli instytucje finansowe. Z jednej strony mówi o tym, że banki i ubezpieczyciele mimo licznych oszust i defraudacji nie poniosły żadnych konsekwencji (cytat: „Mimo licznych oszustw niemal nikt z zarządzających bankami czy firmami ubezpieczeniowymi nie został skazany”), a drugiej strony zrównuje z tymi instytucjami PTE i TFI, w których takie oszustwa i defraudacje są tak mało prawdopodobne, że aż niemożliwe. Stwierdza, że PTE i TFI myślą wyłącznie o maksymalizacji własnych zysków, a to przecież nie jest możliwe w PTE i TFI, bo mają narzucony górny limit opłat.

Krytykuje zachęty podatkowe dla PPK, stwierdzając dodatkowo, że są skazane na upadek przy najbliższym kryzysie, a przecież OFE przetrwały aż 3 kryzysy, w tym kryzys stulecia z lat 2007-2008. Nie tylko w tym czasie nie upadły (bo upaść nie mogą – ponieważ fundusze inwestycyjne i fundusze emerytalne mają odrębny majątek od firm zarządzających), nie tylko nie zdefraudowały pieniędzy członków (bo w praktyce taka defraudacje jest niemożliwa), ale jeszcze przyniosły zyski netto dla członków OFE znacznie powyżej inflacji i znacznie powyżej stopy waloryzacji z ZUS.

Pani profesor Oręziak chwali, że koszty operacyjne w ZUS wynoszą mniej niż 2 proc. rocznie, a przecież w OFE i w PPK wynoszą dużo mniej niż 1 proc. Straszy uczestników PPK, że opłata za zarządzanie (czyli wynagrodzenie firmy zarządzającej) może być wyższa kilka od kosztów ZUS – kilka razy wyższa od 2 proc.!, a w rzeczywistość średnia opłata za zarządzanie wynosi ok. 0,3 proc, czyli jest niższa o prawie 7 razy od kosztów operacyjnych ZUS.

Pani profesor udowadnia w tym wywiadzie nie tylko to, że jest demagogiem, że nie zna zasad działania funduszy inwestycyjnych i emerytalnych, że nie ma pojęcia o roli depozytariusza, ale także pokazuje swoją nieodpowiedzialność za słowa. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że wiele osób, być może liczonych w tysiące, za sprawą jej słów, na stałe zrezygnuje z PPK, czyli poniesie pewną stratę.

To jest jedyny powód, dla którego tak mocno krytykuję udzielony przez panią profesor wywiad.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (39)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo