Raptus ze mnie, co się bardzo negatywnie odbija na jakości moich wpisów, ale może właśnie dlatego kto, jak kto - ale ja mam doświadczenie, żeby się o agresji wypowiadać.
Quasi był nas uraczył dwuodcinkową nowelką o katoagresji. Po opadnięciu emocji (moich), a przynajmniej powrocie do stanu normalnego wkurzenia, przyjrzałem się jej odrobinę, a oto wnioski.
1) Na samym wstępie autor pisze:
Jedną z cech ultrakonserwatystów, która rzuciła mi się w oczy podczas wczytywania się w ich teksty oraz w trakcie niezliczonych godzin dyskusji z nimi, była ich niesłychana wręcz agresja i fascynacja przemocą. A co w tym najbardziej intrygujące: nie była to typowa "afektywna" agresja okazywana podczas emocjonalnego wzburzenia.
Problem polega na tym, iż oskarżenie o jakąś specjalną naturę owej agresji nie jest poparte żadnymi argumentami. Dlaczego autor uważa, iż jest to jakaś specjalna agresja, a nie taka zwykła wynikająca ze wzburzenia, nie jest nam oznajomione w żadnym miejscu tekstu. Zważywszy na naukową nabożność autora dziwi, iż w tym konkretnym przypadku woli nie używać brzytwy Ockhama (czyli tłumaczyć agresję najprościej - właśnie jako ową afektywną agresję, wynikającą z najzwyklejszego rozdrażnienia), tylko preferuje bardziej zawiłe wytłumaczenia przyczyn owej agresji. Być może jest to przemilczenie potrzebne po prostu na potrzeby zamieszczenia dalszej cześci tekstu na zasadzie ucieczki do przodu - autor wzorem prestidigitatora skupia naszą uwagę na jednej ręce - wiwisekcji etologii owej 'specjalnej' agresji, aby drugą wykonać oszkującą nasze zmysły sztuczkę - uniknąć dowodzenia specjalnej natury owej agresji. Jest to przynaję wcale skuteczne, bo i mi dopiero rzuciło się to w oczy, a mianowicie iż dalsza część tekstu nie jest uzasadnieniem tez postawionych na jego wstępie, tylko swoistym pójściem za ciosem - wiwisekcją tworu, którego natura i istnienie jest na wstępie zwyczajnie przemycona dopiero po spokojnieszemu przyjrzeniu się całemu tekstowi.
Jest to zresztą przyznane przez autora wprost w następnych zdaniach:
W niniejszej notce pozwolę sobie zacytować co ciekawsze wypowiedzi ludzi przedstawiających się jako konserwatyści i głęboko wierzący katolicy (w Części II.), a także naszkicować własną hipotezę próbującą wyjaśnić zaobserwowany związek między agresją i fascynacją przemocą a wiarą religijną.
Jak widać ani tu słowa nie ma o uzasadnieniu wyjątkowości charakteru owej agresji, która to wyjątkowość jest domniemana odrobinę wcześniej.
2) Hipoteza.
Hipoteza jest po prostu nudna i poznawczo miałka, bo nie wskazuje na żaden czynnik specjalnie wiążący agresję z religią. Autor to zresztą na samym wstępie pokątnie przyznaje pisząc:
Pewne obserwacje mogą wskazywać na to, że nie wszystkie religie i poza religijne ideologie - czy szerzej: nie wszystkie "światopoglądy totalne".
Jednakże w dalszej części o ideologiach autor zapomina i odnosi przytaczane myśli wyłącznie do religii. Przypomina to powiedzmy napomnknięcie, iż ma się na myśli problem kradzieży samochodów dokonywanych przez osoby przedstawicieli wszystkich narodów Europy Wschodniej, po czym w rozwinięciu myśli pada wyłącznie słowo Polacy.
Na wstępie odcinka tekstu szkicującego hipotezę autor popełnia sztuczkę analogiczną do opisanej w punkcie 1):
Pewne obserwacje mogą wskazywać na to, że nie wszystkie religie i poza religijne ideologie - czy szerzej: nie wszystkie "światopoglądy totalne" [przez "światopogląd totalny" rozumiem światopogląd totalnie ogarniający prywatną filozofią człowieka: i jego epistemologię, i jego ontologię, i jego etykę; religia jest światopoglądem totalnym, ateizm - nie, a marksizm/komunizm - zapewne może takim być] - są równie "kompatybilne" z agresją i przemocą, a w związku z czym wyznawcy rożnych religii/ideologii są statystycznie rzecz biorąc w różnym stopniu agresywni i skłonni do stosowania przemocy.
Znów nie doczekamy się uzasadnienia dlaczego to akurat agresja ma dotyczyć akurat owych 'swiatopoglądów totalnych'. Jest to po prostu stwierdzone ex cathedra.
3) Gdy się już zdołało propagandowo narzucić zbitkę konsewatyzm, religia, agresja, bo nijak ona nie wynika z tekstu autora, przystępuje on do utrwalenia tezy, czemu służy projekcja elementów hipotezy dokonana konkretnie na katolicyzm, czyli - co tu ukrywać - przejście do sedna. Autor już się nawet nie krępuje, jak opisałem w 2) napomknięciem, iż nie tylko religie mają owo hipotetyczne zjawisko wykazywać, tylko konsekwentnie skupia uwagę czytelnika na konkretnej religii. Rozwijając analogię z kradzieżą samochodów - tu już nawet nie o Polakach mowa, tylko konkretnie przechodzimy do Warszawiaków!
4) W dalszym ciągu tempo stopniowo wyhamowuje, zapewne dlatego, iż autor nie może podać konkretnych dowodów na poparcie swoich domniemań:
W czasie licznych internetowych dyskusji, w których brałem udział, lub którym jedynie się przyglądałem, zaobserwowałem zadziwiająco wiele przypadków, gdy osoba przedstawiająca się jako gorliwy katolik deklarowała, ze:
(1) Należy stosować/tolerować agresje/przemoc w imieniu/w obronie wiary i jej moralnych rygorów.
(2) Jest dumna z tego, że ucieka się/chciałaby uciekać się do agresji/przemocy (lub przynajmniej ją tolerować) w innym celu niż bezpośrednia obrona wiary, co sugeruje przekonanie o moralnym przyzwoleniu na takie myślenie/działanie dawanym przez jej religię (szczególnie często z taka postawą można się spotkać w dyskusjach dotyczących kary śmierci).
co dziwi tym bardziej, iż chyba powszechnie (na S24) znane jest zamiłowanie autora do cytatów i odnośników.
5) Oddać należy autorowi, że w dalszej części powraca do bardziej wyważonego tonu wypowiedzi, jak np.:
Nie twierdzę, że zacytowane tu poglądy i sposoby rozumowania/reagowania są reprezentatywne (typowe) dla ogółu katolików, czy choćby dla ogółu katolików "gorliwych". Nie twierdzę też, że tak nie jest. Tego po prostu nie wiem.
A oto warszawiakozłodziejstwo, ilustrujące zarzuty, które streściłem powyżej:
1) Jedną z cech Warszawiaków, która rzuciła mi się w oczy podczas wczytywania się w ich teksty oraz w trakcie niezliczonych godzin dyskusji z nimi, była ich niesłychana wręcz skłonność i fascynacja kradzieżami samochodowymi. A co w tym najbardziej intrygujące: nie była to typowa kradzież dokonywana z chęci zysku, lecz kradzież w jakimś sensie "uświęcona".
2)
-) W różnych miastach z różną efektywnością spotyka się ludzi w różnym stopniu wykazujących skłonności do kradzieży. W jednych złodzieje osiedlają się mniej chętniej, do innych bardziej, co w efekcie daje odpowiednio niedoreprezentację lub nadreprezentację złodziei w populacji mieszkańców danych miast.
-) W różnych miastach zasiedziałość mogą mieć różne powinowactwo do osobników wykazujących skłonności do kradzieży. W efekcie najdłużej osiadli mieszkańcy różnych miast - a to głównie od nich zależy charakter danego miasta - mogą różnić się statystycznym udziałem osobników wykazujących skłonnośc ido kradzieży. W jednych miastach warunki, jak skuteczność policji, czy wysokie ceny nieruchomości zniechęca złodziei - kierując ich w stronę życia uczciwego lub do zmiany miejsca zamieszkania - w innych , wręcz przeciwnie: ich zepsucie wabi i skutecznie utrzymuje osobników wykazujących skłonności do kradzieży.
(itd)
3) Warszawa w świetle mojej hipotezy.
Podobnie do Quasiego zamieszczę jakiś link do tabloidowej relacji o zuchwałej kradzieży dokonanej w Warszawie, bo to przecież bardzo merytorycznie ważka dana, do tego reportaż o jakimś gangu...
4)
W czasie licznych internetowych dyskusji, w których brałem udział, lub którym jedynie się przyglądałem, zaobserwowałem zadziwiająco wiele przypadków, gdy osoba przedstawiająca się jako Warszawiak deklarowała, ze:
-) Należy wyrwać jak najlepszą furę jakiemuś frajerowi.
-) Jest dumna z tego, że ucieka się/chciałaby wyrwać jak najlepszą furę jakiemuś frajerowi.
5)
Nie twierdzę, że zacytowane tu poglądy i sposoby rozumowania/reagowania są reprezentatywne (typowe) dla ogółu Warszawiaków, czy choćby dla ogółu Warszawiaków w kolejnym pokoleniu. Nie twierdzę też, że tak nie jest. Tego po prostu nie wiem.
Wszystkiego dobrego Warszawiacy!
--
17.06.2008
NeG
Inne tematy w dziale Polityka