- Który utyje? - Szef zadał to pytanie w taki sposób, że natychmiast pojęliśmy, że tym razem szanse na odwleczenie nieuniknionego są mniej, niż zerowe.
- Wiecie, że kombinowanie nic nie da, bo zrobią jak z biedronkami.
Dobrze wiedzieliśmy co miał na myśli. Biedronkami popularnie określało się pedałów. Przed paru laty wprowadzono początkowo mało represyjną ustawę o kwotach pedalskich w biznesie - każda firma zatrudniająca powyżej 20 pracowników miała obowiązek utrzymywać odpowiedni odsetek pedałów pośród pracowników. Z początku powszechnie obchodziło się ją lipnymi deklaracjami przynależności do najlepszej mniejszości i przedstawianiem książeczki kontrolnej z aktualnymi wpisami lokalnego wenerologa. Wkrótce jednak do ustawy dodano ostrzejsze przepisy wykonawcze, na mocy których Policja Równości, otrzymała prerogatywy pozwalające na dokonywanie niezapowiedzianych nalotów podczas których pobierano wymazy z ust i tyłka - 3 negatywne testy na obecność nieswojej spermy i oskarżenie z paragrafu za zbrodnię atyrównościową, a to oznaczało niemałe kłopoty z wilczym biletem, poprzez wpis do akt, na początek.
Tym razem szlakiem wytyczonym przez biedronki poszły grubasy, a w kolejce czeka jeszcze niemało frustratów różnej maści do upomnienia się z swoje wyimaginowane krzywdy będące winą - jakżeż by inaczej - opresyjnego społeczeństwa, czyli nas wszystkich. Sprawa nie wyglądała dobrze. O ile desant biedronek dało się jakoś rozwiązać - wystarczyło przyjmować takich do roboty parami, a przynajmniej zajmowali się sobą tak intensywnie, że nie przeszkadzali pracować. Z kolei gdy jakiś zaczynał się rozglądać za łupem an terenie opresyjnej większości, to drugi robił mu sceny zazdrości. Generalnie wystarczyło tylko dbać o parzystą liczbę biedronek, żeby mieć jako taki spokój z robotą. Oczywiście brali tyle kasy, co my, co zapewniał im inny paragraf Ustawy o Zbrodni Antyrównościowej. Gdyby zarabiali mniej byłaby to przecież dyskryminacja finansowa, poza tym co i rusz wyjeżdżali na sympozja wyrównawcze dla pokrzywdzonych mniejszości itp. (opłacane oczywiście przez pracodawcę), co ich trzymało w bezpiecznym dystansie od nas w miarę skutecznie.
No, ale tu o własny brzuszek szło! Nie po to człowiek tyrał w siłowni dla sikorek, żeby teraz zredukować sobie u nich szanse do zera przeróbką w pontona! Z drugiej strony przy ewentualnym zredukowaniu było się na szarym końcu jako ewentualny kandydat do pracy - punkty za pochodzenie dla wszelakich mniejszościowców często wiązały ręce potencjalnemu pracodawcy. Odrzucony bierdonek zakapowywał dyskryminującego pracodawcę na Policji Równości i ten miał od tej pory niemałe kłopoty.
Tak więc pojawiał się dylemat - utrzymać nienajgorszą robotę i ryzykować pontona, a tym samym zjechać do jakiejś piątej ligi atrakcyjności, czy jednak zaryzykować zwolkę licząc, że jednak gdzieś się zdoła przed jakiegoś pedała wepchnąć.
Szczęśliwie z opresji wybawił nas taki jeden - nawet łepski, ale i tak spędzający życie przed kompem z pizzą i colą:
- Ja to zrobię Szefie. I tak mi to wszystko wisi, a przynajmniej będę miał deputat na żarcie.
Odetchnęliśmy z ulgą.
--
2008.06.04
NeG
Inne tematy w dziale Polityka