Niniejszym postem chcę nawiązać do poprzedniego wpisu, w którym chcąc zaakcentować fakt, iż demokracja nie działa tak, jak IMHO wyobrażają sobie to jej zwolennicy, unieczytelniłem o wiele ważniejszą myśl.
Wszyscy znamy słowo totalitaryzm. Ale ja chciałbym, abyśmy na chwilę spróbowali zapomnieć o wszystkich konotacjach i obrazach, jakie nam ono nasuwa i spróbowali podejść do niego, jak do nieznanego egzotycznego owocu, po raz pierwszy smakowanego. Wyobraźmy sobie, iż widzimy to słowo pierwszy raz - jakie robi na nas wrażenie, jakie myśli przywodzi: totalitaryzm, totalitaryzm, TOTALitaryzm. Total sugeruje związek z ilością - z ogromną ilością. BINGO! Samo słowo najlepiej oddaje problem, który opisuje. Totalitaryzm jest związany z ilością władzy, władzy odebranej obywatelom i skupionej w rękach rządzących. Niestety historia pokazuje, iż raczej skupiamy się na wałkowaniu tematu formy (cośtam-kracji) rządów, zamiast ilości spraw do rządzenia. Twierdzę, że forma ma znaczenie wtórne wobec ilości rządów. Wtórne w tym sensie, iż po przekroczeniu odpowiedniej masy krytycznej ilości władzy odebranej ludziom KAŻDA władza ulega takiemu samemu zwyrodnieniu. Nieważne, czy wystartuje od teokracji, czy od demokracji, czy od monarchii. Dzieje się tak dlatego, że dużo władzy potrzebuje dużo biurokracji, zaś ona żyje własbnym zyciem. Dzieje się tak także dlatego, iż władza jest zasobem rozłącznym, czyli im więcej władzy w rękach władzy, tym mniej jej pozostaje dla jednostek. W ekstremalnej postaci przyjmuje ona właśnie postać totalitaryzmu.
Zapewne różne formy rządów są w różnym stopniu podatne na zwyrodnienie w stronę totalitaryzmu, ale nie ma chyba formy rządów, która z samej swojej konstrukcji byłaby na zwyrodnienie totalitarne odporna, podobnie jak nie ma 100% bezpiecznych samochodów. Demokracja - nie abstrakcyjna idea, ale jej konkretna, otaczająca nas implementacja - jest już bardzo przesiąknięta biurokracją i dlatego jest zła, a nie z powodu swojego demokratycznego rodowodu, choć akurat demokracja jest chyba systemem najpodatniejszym na rządy demagogów. Lepiej, niż eurodemokracja, wydaje się działać demokracja amerykańska, a to właśnie dlatego, iż jest to demokracja ograniczona - ograniczona konsytytucją, gwarantującą prawa jednostkom. Niestety i amdemokracja jest wykolejana przez demagogiczono lewicowe elementy, choć ostatnio i prawicowiec Bush pod pretekstem walki z terroryzmem przyczynił się do zwiększenia zakresu władzy biurokracji nad obywatelami, co tylko potwierdza moją tezę, iż żadna forma rządów nie jest odporna na biurokratyczno-totalitarne wykolejenie.
Chciałem więc nieco osłabić i przenieść akcent z mojego poprzedniego wpisu, w którym oberwało się akurat demokracji. Demokracja jest systemem, w którym kanalie wcale dobrze się odnajdują i zawłaszczają coraz to więcej władzy dla siebie, a umożliwia im to koncentracja władzy w rękach biurokracji, jednakże owa koncentracja, która jest praprzyczyną choroby demokracji, nie jest z kolei wyłączną cechą demokracji akurat. W poprzednim wpisie chciałem tylko zaakcentować fakt, iż nie jest tak, jak sobie demofile roją, iż demokracja jest, z racji swojej konstrukcji, przed patologiami utotalitarnienia bezpieczna, bo zwyczajnie nie jest. Patologiom tym przeciwdziała przeciwieństwo koncentrowania władzy, czyli jej rozpraszanie, ale jak tu wymyśleć skuteczny system sam przez się regulujący się ku równomiernie rozproszonej władzy? Nie sądze, aby taki był, pozostaje więc tylko mantrowanie: mniej władzy dla biurokracji,mniej władzy dla biurokracji,mniej władzy dla biurokracji...
--
29.04.2008
NeG
Inne tematy w dziale Polityka