Zadziwia mnie cisza panująca nad działalnością p. Boniego pomiędzy zwerbowaniem, a przyznaniem.
Wszyscy komentatorzy koncentrują się na czasie zwerbowania i czasie przyznania, podczas gdy - ponieważ p. Boni nie był belekim, a pełnił eksponowane funkcje publiczne pomiędzy 1988 a 2007, więc najistotniejsze jest pytanie o wpływ owego zwerbowania w kontekscie pełnienia owych funkcji.
Pan Boni ewidentnie uległ szantażowi. Skoro uległa raz, to uzasadnione jest podejrzenie, iż mógł ulec i raz kolejny, a było go czym szantażować. Było go szantażować tym, czemu uległ za pierwszym razem, a do tego doszedł jeszcze fakt zwerbowania. Nacisk można więc było wywierać większy nawet, niż za pierwszym razem. A skoro można było, więc kluczowym pytaniem, którego zadziwiająco nikt nie zadaje, poza może prawicowymi oszołomami, jest czy ktoś naciski próbował wywierać i czy p. Boni im ulegał?
Czasem to, o czym się nie mówi dużo wyraźniej przez siebie przemawia, niż to o czym się mówi, bo widać, iż to oczym się mówi może służy odwróceniu uwagi od tego, co chce się przemilczeć.
Tak więc ubolewam z p. Bonim, iż Go zwerbowano, iż Go szantażowano, ale ponieważ nie dokonał on samospalenia jako agent, jak chociażby dokonał tego Fronczewski, nie wyznał faktu współpracy wkrótce po 1989, tylko fakt zwerbowania skrzętnie ukrywał, równocześnie pełniąc eksponowane funkcje publiczne, to najistotniejsze p. Boni ani nie są Pańskie wyznania o 1988, ani Pańskie wyznania dotyczące chwili obecnej, a wszystko to co miało miejsce pomiędzy i wpływ faktu Pańskiego zwerbowania na to, co miało miejsce pomiędzy.
--
01.11.2007
NeG
Inne tematy w dziale Polityka