Jedną z cech postmodernistycznej sztuki jest lubowanie się w odnajdywaniu piękna w rynsztoku, czy szambie, miłości koniecznie pośród prostytutek etc.
Wydaje mi się, iż ów zabieg ma służyć samodowartościowaniu się (pseudo) artystów, czy też odbiorców. Sądzę, iż taki gość roi sobie mniej więcej: 'cóż to za sztuka znaleźć ładne w ładnym - to byle kto potrafi, ja będe wyglądał na zaj**ście mądrego, jak będę udawał, że dostrzegam piękno w brzydocie!'
Jak pomyśleli, tak i robią - puszą się, robią mądre miny, marszczą czoła, gęgają sobie nawzajem, a żaden z nich nie zapyta 'co to wogóle jest', czy 'o czym wogóle w tym chodzi?', żeby nie wyjść na prostaka, bo wie, że równie jak on niczego nie kumający chór cmokierów ofuknie go: 'no wiesz - jak nie widzsz, to nie mamy o czym rozmawiać - jesteś prymityw i cham!'
... a jak jeszcze będzie to paryska brzydota, a nie zaściankowa-polska, to już wogóle trza się zawziąć, zacisnąć zęby, przystroić twarz w wyraz zadumy i wycierpieć męki jej kontemplacji - no bo brzydota paryska to już na pewno musi być piękna!!!
Przypomina mi to jedną z 'Bajek Robotów' Lema, w której to na planetę robotów ludzie wysyłali przebranych agentów - ludzi. Jeden z nich zwietrzył, że już żadnego robota nie zostało, tylko sami poprzebierani ludzie, więc zarządził zgromadzenie robotów na placu i na owym zgromadzeniu wszystkie roboty poodkręcały sobie nawzajem przyłbice odsłaniając ukryte pod nimi ludzkie twarze. W podobną pułapkę zapędzili się lewaccy 'artyści' od brudów, tylko żaden nie ma odwagi, żeby powszechne odkręcanie przyłbic rozpocząć, bo od wszystkich powieje sromotną płytkością. Nie podcina się gałęzi, na ktorej się siedzi.
--
NeG 10/07/2007
Inne tematy w dziale Kultura