W dzisiejszej "Gazecie Wyborczej" miał się ukazać listautorstwa byłego prezydenta, obecnego premiera i zapewne przyszłego cara Wszechrusi. Zerknąłem sobie na internetowe wydanie GW, bowiem ciekawiło mnie bardzo, co ex-sowiecki szpieg ma do powiedzenia o II wojnie światowej niewdzięcznym polskim 'zapadnikom'.
W końcu "rozpoznanie bojem" mieliśmy za sobą. Od jakiegoś czasu media rosyjskie (często głosami lub piórem tamtejszych prominentnych polityków) pluły na Polskę bez ustanku. Polski rząd reagował w sposób iście kuriozalny czego przykładem niech będzie artykuł ministra Sikorskiego (wiadomo czemu ten facet skraca sobie imię do "Radek", przy takim poziomie infantylizmu ciężko o nim mówić per "Radosław"), o którym pisał Witek. W tej sytuacji wiadomo było, że każda bardziej stonowana wypowiedź (nie ważne kłamliwa czy nie) będzie przez nasz rząd i część opinii publicznej przyjęta jako znak rosyjskiej "woli pojednania". Psychologicznie można powiedzieć, że była to technika a la "drzwi w twarz", ktoś najpierw daje bardzo twarde warunki, by potem nieznacznie je złagodzić (w dalej korzystny dla siebie sposób). A druga strona w negocjacjach jest cała w skowronkach, bo oto udało się jej coś wynegocjoawać. Oczywiście pod warunkiem, że druga strona nie ma ni cholery pojęcia o negocjacjach, ale merytoryczne przygotowanie nie jest mocną stroną naszego rządu.
Ale wracając do listu. W sumie nic nowego w nim nie ma. Informacje o tym, że pakt Ribbentrop-Mołotow był dla Sowietów "dziejową koniecznością", gdyż odrzucono sowieckie propozycje utworzenia "wspólnego frontu przeciw faszyzmowi" nie są w dziejopisarstwie niczym nowym. Z reguły wyśmiewano je jako bzdurę. Ale dzisiaj "GW" z całą powagą podaje w redakcyjnym komentarzu:
"Putin podkreśla jednak, że w latach 30. ubiegłego wieku w porozumienia z nazistowskimi Niemcami szukały też rządy państw zachodniej Europy, a Francja i Anglia podpisując układ w Monachium w 1938 r. "zrujnowały" nadzieje na stworzenie "wspólnego frontu walki z faszyzmem". A to sprawiło, że ZSRR nie mógł odrzucić propozycji Niemiec "podpisania paktu o nieagresji".
W ramach tego "paktu o nieagresji" zakładono wejście na teren sąsiedniego państwa (przypominam, że było to pogwałcenie traktatu ryskiego), zabór jego ziem i wprowadzenie tam okupacyjnej władzy. Ten detal oczywiście umyka redakcji GW.
Gorzej jest to, że umyka im jeszcze inna rzecz. Zanim Hitler spuścił ze smyczy swoje dywizje pancerne musiał je gdzieś przeszkolić. A gdzie można było znaleźć lepsze i większe poligony z dala od oczu mocarstw pilnujących Niemiec niż w Rosji Sowieckiej? Współpraca Niemców i ZSRR zaczęła się dużo wcześniej niż dojście Hitlera do władzy. Kto pamięta ze szkoły układ w Rapallo? Ale kto wie, gdzie działała kształcąca niemieckich oficerów wojsk pancernych Panzertruppenschule "Kama"? Ano nad rzeką Kamą, w Rosji, niedaleko Kazania. Rozpoczęła ona działalność jeszcze w 1926 (sic) roku!!! Na sowieckich poligonach jeździły "ciągniki rolnicze", które potem okazywału się czołgami Pzkfw. I, II, III i IV! Sowieckie zborze, stal, mięso, rudy metali itd. zasilały niemiecką armię i niemiecki przemysł! Nic więc dziwnego, że w takiej sytuacji pakt R-M był "dziejową koniecznością", nie ze względu na niechęć aliantów do sojuszu z Sowietami w 1938 czy 39 roku. Ale ze względu na długoletnią współpracą niemiecko-sowiecką, która miała za cel przygotowanie nowej wojny światowej!
Motto I:"[...] jedyna nadzieja w męstwie Polaków, którzy nie chcieli mieć nigdy innych twierdz oprócz własnych piersi" Nuncjusz Torres piszący w czasie najazdu tureckiego w 1621 roku Motto II:"Ta jazda jest najsilniejsza na wojnie i przy spotkaniu" Szymon Starowolski, "Eques Polonus", o husarii Motto III:"Ponadto złożenie broni przez gentlemenów pańskiej czerwonej hołocie byłoby niehonorowe" płk. Jose Moscardo Ituarte, dowódca Alcazaru w Toledo, odpowiadający republikańskiemu gen. Riquelme na pytanie, czy chce się poddać. Motto IV: "Nie walczyłem dla ludzkiej chwały. Jeśli nie zdołałem przywrócić ołtarzy i tronu, to ich przynajmniej broniłem. Służyłem memu Bogu, memu królowi i mej ojczyźnie" Charles-Melchior Arthus, Marquis de Bonchamps, generał Armii Katolickiej i Królewskiej, poległy z ran po bitwie pod Cholet. Jak mawia klasyk: "na tym blogu ja ustalam zasady". Oznacza to kilka prostych rzeczy: 1) Wszyscy chcący komentować mają obowiązek zwracać się do siebie per "Pani" i "Pan". Taką mam fantazję, zasady jakiejś tam netykiety mnie nie obchodzą. Zasada ta nie dotyczy osób, z którymi znamy się osobiście. 2) Na więcej pozwolić sobie mogą miłośnicy Rzeczpospolitej Szlacheckiej i Sarmatyzmu, oficerowie i żołnierze Armii Katolickiej i Królewskiej, bonapartyści, piłsudczycy, miłośnicy gen. Franco, monarchiści i wszelkiej maści antykomuniści. Pan Nicpoń może tu strzelać do lewaków (werbalnie). Miłośnikom czerwonego sztandaru oświadczam wprost, mówcie na co macie ochotę, ale nikt was tu w obronę nie weźmie. 3)Posty, które sie temu sprzeciwią, względnie będą uderzały w rzeczy, które cenię i szanuję zostaną wycięte bez ostrzeżenia. Uwaga dotyczy zwłaszcza postów lewicowych, antykatolickich, szkalujących Rzeczpospolitą. Miłej lektury
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka