W Polsce można TYLKO robić karierę za pomocą kłamstw i oszustw.
Uczciwi nie mają nawet najmniejszych szans.
AKT PIERWSZY.
Majowe popołudnie w Warszawie, 12 maja 1983 roku. Od 31 grudnia 1982 roku zawieszono Stan Wojenny i planowano go znieść z wielką pompą 22 lipca 1983 roku. Jednak nadal po ulicach miast krąży wiele milicyjnych patroli, a pełniący w nich służbę milicjanci są niewiele inteligentniejsi od swoich służbowych pałek, których nader często używają jako argumentów w rozmowach z legitymowanymi „obywatelami”.
Tego dnia świętuje zdanie matury Grzegorz Przemyk, syn licencjonowanej wierszokletki, (W czasach PRL możliwość wydawania tomików poezji miały WYŁĄCZNIE osoby urzędowo uznane za artystów), do tego czynnej kontestatorki ustroju PRL.
Na swoje nieszczęście, świętuje na tyle „radośnie”, że zwraca swoim zachowaniem na siebie uwagę milicyjnego patrolu, który przystąpił do „czynności służbowych”. Dla tych, którzy nie wiedzą lub nie pamiętają, w czasach Stanu Wojennego KAŻDY wychodzący z domu MUSIAŁ mieć przy sobie dowód tożsamości, a tego obowiązku BEZDYSKUSYJNIE zaniedbał Grzegorz Przemyk, a do tego, jak to osoba świętująca w Polsce ma w zwyczaju, „był na promilach”. Jakby tego było mało, na sensowne pytanie: „w jakim celu wyszedł z mieszkania”, odparł, jak poecie przystało: „chciałem pooglądać sobie deszcz”, czym doprowadził do wrzenia mało wyćwiczonych w arkanach wysokiej poezyi milicjantów.
Summa-summarum został zatrzymany i doprowadzony na pobliski posterunek MO, na którym mało kumaci w świecie poetów milicjanci w liczbie trzech, spuścili mu regularny łomot, tak ku przestrodze i pamięci, aby w przyszłości nie drażnił swoim intelektem „jądra robotniczo-chłopskiej dyktatury”.
Wprawdzie Grzegorz Przemyk tę lekcję pokory wobec „wadzy” przetrwał, ale po kilku dniach zmarł w wyniku doznanych obrażeń wewnętrznych, jakie bezdyskusyjnie wywołało pobicie na komisariacie.
Ale najgorsze nastąpiło potem, kiedy to gwałtem próbowano obronić sprawców zbrodniczego pobicia.
Winowajcami uczyniono ...sanitariuszy i lekarza Pogotowia Ratunkowego, którzy mieli tak niefachowo opiekować się słabującym Grzegorzem, że doprowadzili do jego śmierci, zaś te osoby, które próbowały ujawnić prawdziwe powody śmierci Grzegorza Przemyka, padły ofiarą szykan ze strony tuszującej sprawę organów SB, za wiedzą i aprobata Politbiura PZPR.
AKT DRUGI.
Zaułek zdychającego po zamknięciu kopalń Wałbrzycha. Jadący boczną i do tego pustą ulicą samochód osobowy, nieprawidłowo wykonuje mało istotny dla sytuacji na drodze manewr.
Kierowca ma pecha, bo to wykroczenie dostrzega jadący z naprzeciwka radiowóz policyjny, a jego załoga ani myśli stosować taryfy ulgowej wobec „tak wielkiego przestępstwa i jego sprawcy”, a dokładniej sprawczyni, podróżującej z dzieckiem.
Policmajster z impetem otwiera drzwi, (czym nie tylko łamie Regulamin, ale popełnia przestępstwo), rzuca się na kierującą pojazdem i bezpardonowo, stosując nadmiar przemocy, wywleka ją z samochodu. Oczywiście na oczach przerażonego dziecka!
Myślicie, że to koniec tragi-szopki? JESTEŚCIE W BŁĘDZIE!
W kilka minut senna uliczka roi się od policyjnych radiowozów, (dojechało jeszcze 6 radiowozów i ponad 10 policmajstrów), a wszyscy brutalnie perswaduje roztrzęsionej kobiecie, że jak nie przyjmie mandatu „i będzie się stawiać, to pożałuje”!
Faktycznie w kilka dni zostaje wezwana do prokuratury, gdzie postawiono ją w stan oskarżenia, za stawianie czynnego oporu maltretującym ją policmajstrów.
W imieniu Policji, głos zabiera pani rzecznik dolnośląskich policmajstrów, która KATEGORYCZNIE I STANOWCZO wini za incydent ofiarę policyjnej samowolki, twierdząc publicznie, ze interweniujący zachowywali się regulaminowo i bardzo grzecznie, acz stanowczo, za co ich obwiniać nie wolno, wszak pilnują porządku.
Sprawa trafiła do mediów, w tym do telewizorni, a na nieszczęście krętaczy w policyjnych mundurach, niewątpliwie upierdliwi oraz pozbawieni nawet krzty patriotyzmu dziennikarze, dotarli do zapisów z monitoringu oraz do filmu dokumentującego zdarzenie, nakręconego z okna mieszkania po przeciwnej stronie ulicy, na których to nagraniach widać wyraźnie, że rację ma osoba oskarżana przez psychopatów w policyjnych mundurach, twierdząca, że zarówno ona sama, jak i jej dziecko nie tylko zostali bez powodu sponiewierani, ale również trwale okaleczeni na psychice.
Oczywiście prokurator przed kamerą obiecał się dokładnie przyjrzeć „nowym istotnym dowodom”, jednak albo się im przygląda kolejny rok, albo jeszcze nie znalazł czasu na takie działanie.
A na efekty tej opieszałości długo czekać nie trzeba było, bo rozegrał się akt nr 4. tym razem tragiczny, ale z komicznym wątkiem, jak to u druha ministra Macierewicza jest standardem.
AKT TRZECI
Centrum Wrocławia,dokładnie wrocławski rynek;
Na idącego sobie młodego przechodnia, Igora Stachowiaka, NAPADA 4 OSIŁKOWATYCH POLICMAJSTRÓW, uznając go za zbiegłego kilka dnie wcześniej podczas aresztowania handlarza narkotykami.
Zostaje on NIE TYLKO „rzucony na glebę”, ale do tego duszony, (cholera wie czemu) i na dokładkę potraktowany pełną mocą bojowego paralizatora! (Pewnie aby przypadkiem nie dał dyla). Półprzytomny zostaje odwieziony na miejsce kaźni, czyli na Komisariat Wrocław-Stare Miasto.
Zostaje przebadany alkomatem i tu pierwsza siurpryza, BO JEST TRZEŹWY!
To musiało okrutnie rozsierdzić wrocławskich policmajstrów, tak bardzo, że zaprowadzili go skutego do ciemnej toalety, gdzie go rozebrano do naga i „poddano obróbce”, czyli z kminy na polski, spuszczono mu regularny łomot, dokładając ekstra strzały z paralizatora.
Kiedy 6-ciu dzielnych policmajstrów zmęczyło się widokiem obrabianych pleców, postanowili go obrócić i zając się jego przednią strona ciała. W tym celu musieli go „przekuć”, czyli przenieść na plecy skute kajdankami ręce, aby te im „nie przeszkadzały”.
Niestety, Igor Stachowiak okazał się tak bardzo krnąbrnym aresztantem, że podczas tej czynności ...przestał oddychać i zmarł!
Oczywiście, teoretyczne, na posterunku działał monitoring, tyle tylko, że gdzieś się zapodział zapis z czasu w którym policmajstrzy pastwili się na bogu ducha winnemu Igorze, podobnie jak wyniki badania alkomatem. Jak pech, to pech, nieprawdaż?
Najdziwniejsze w tym kazusie jednak okazało się to, że kolejny raz minister Macierewicz dał popis swojej arogancji, wzorowanej na tej, jaką okazywali bolszewiccy komisarze w czasach bierutowskich!
Otóż nie tylko winowajców znęcania się nad zatrzymanym na wrocławskim komisariacie NIE SPOTKAŁA jak do tej pory ŻADNA przykrość, ale jeden z nich sprawnie się przeflancował z Policji do Żandarmerii Wojskowej, pewnie z tego powodu, że zawodowi żołnierze na co dzień przechodzą szkolenia i sprawdziany z „docierania”, więc z byle powodu nie polecą z ozorami do pismaków, zapewne!
Oczywiście, minister Macierewicz i jemu podległy pion propagandy, po ujawnieniu skandalu, okazali oburzenie i zapowiedzieli „surowe konsekwencje”, które w praktyce oznaczają przeniesienie do rezerwy kadrowej i oczekiwanie na to, aż sprawa przyschnie.
FINAŁ.
W piątek 15 września 2017 roku, wystąpił na posiedzeniu Sejmu Rzecznik Praw Obywatelskich
a dokładniej wygłosił swój referat do pustej sali, co dobitnie świadczy o tym, gdzie mają posłowie, zwłaszcza ci z rządzącej sitwy, sprawy tych, którzy im pozwolili na trwonienie i marnotrawienie owoców swojej pracy.
Zorro rozumie, że dr Adam Bodnar został powołany na urząd Rzecznika praw Obywatelski głosami „gorszych Polaków”, (jeszcze ideologom kaczyzmu radiomaryjnego nie udało się wprowadzić kategorii „podludzie” dla kontestujących dyktaturę prezesa Jarosława), czyli osób klasowo wstrętnych dla genseka Kaczyńskiego i jego macierewiczopodobnych
Jednak fakt zamordowania przez socjopatów w policyjnych mundurach na komisariacie osoby aresztowanej, nie ważne za co i wobec jakich dowodów, cofa Polskę do czasów nieograniczonej samowoli sił porządkowych, jaka miała miejsce po wprowadzeniu Stanu Wojennego!
JEST NAWET JESZCZE GORZEJ!
Bo o ile ten problem zauważyło kierownictwo PRL i obrawszy ewidentnie złą drogę, próbowało przerzucić winę na osoby trzecie,
o tyle politycznie już poprawne kierownictwo sił porządkowych, udaje, że nie ma problemu, ograniczając się do przesunięć kadrowych w tych przypadkach, w których zbrodniczego procederu polskich policmajstrów nie można w żaden sposób zatuszować!
Parafrazując klasykę kina: „Houston, mamy problem”! Policjanci katują na śmierć przypadkowego przechodnia, którego główną winą było to, ze nie chciał się stać poszukiwanym zbiegiem i trzeba było jakoś usprawiedliwić zupełnie niepotrzebną, a na bank nadmierna, przemoc podczas aresztowania.
W innym przypadku poważnie turbują i trwale okaleczają psychicznie kobietę oraz jej dziecko, bo też najpierw im się pomyliły samochody, więc próbowano ten kipisz zatuszować, zastraszając osobę poszkodowaną, przy okazji popełniając zbrodnie fałszywego oskarżenia swojej ofiary.
PUENTA.
Rzecznika Praw Obywatelskich ustanowiono w tylko tym celu, aby z wysokości swojego urzędu, jak równy z równym, mógł bronić takich Igorów Stachowiaków przez nadużywających swojej władzy urzędnikami lub funkcjonariuszami.
Jak ujawniły to media, dziś w Rzeczpospolitej, słusznie Patologiczną zwaną, już nie tylko policmajstrzy mogą BEZKARNIE terroryzować osoby wyznające inny, niż kaczyzm zapiekły w ujęciu radiomaryjnym światopogląd i pragnących w akcie desperacji na alienacją rządzących okazać bierny sprzeciw wobec jawnej samowoli urzędników z kaczego nadania!
Dziś można zostać ciężko pobitym, na przykład, przez ...Straż Leśną, tylko z tego powodu, że jest się przeciwny obłędowi oraz jawnym szalbierstwom ministra Szyszki, który zezwala na hurtową wycinkę ZDROWYCH drzew z otoczki Białowieskiego Parku Narodowego, aby tym sposobem eliminować kornika, który, jak łatwo się dowiedzieć, ATAKUJE TYLKO CHORE drzewa! (Zdrowe drzewo momentalnie zaleje intruza żywicą).
To, jak sobie poczynali draby ze Straży Leśnej a zwłaszcza wypowiedź rzeczniczki Lasów Państwowych, WOŁA O POMSTĘ I PILNĄ INTERWENCJĘ PROKURATURY! Z tymczasowymi aresztami włącznie.
Jednak jakoś sobie trudno wyobrazić sytuację, w której minister Ziobro, któren prawem Kaduka mianował się oberstprokuratorem, (dla francuskojęzycznych najwyższym prokuratorem), dopuści do tego, aby którykolwiek protegowany guru Rydzyka doznał jakiegoś szwanku za uprawianie zbójeckiego procederu, opartego na samodzierżawiu w sprawowaniu rządów nad Polakami, zwłaszcza ze strony sterroryzowanej przez siebie Prokuratury! Nieprawdaż?
A dr Adam Bodnar to se może jedynie po ględzić do pustej Sali Plenarnej.
Bo durny Polak taż już ma, że drze japę DOPIERO wówczas, kiedy to jego osobiście lub jego bliskich dotknie krzywda ze strony zdeprawowanego urzędnika lub funkcjonariusza!
Do tego momentu nie tylko siedzi po cichu, ale często cieszy się z krzywdy innego.
Co do okazania było. Amen.
Zorro
Inne tematy w dziale Społeczeństwo