Jak widać na zdjęciu, atmosfera w BOR jest równie czysta, co powietrze w Krakowowie podczas smogu./ Fot Google
Jak widać na zdjęciu, atmosfera w BOR jest równie czysta, co powietrze w Krakowowie podczas smogu./ Fot Google
el.Zorro el.Zorro
501
BLOG

Minister zawinił, węc konsekwencje poniosą wszyscy, tylko nie on.

el.Zorro el.Zorro Rząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 3


To, że Mariusz Błaszczak został szefem MSWiA,

to ewidentna wina rządów Tuska i Kopacz”!

Mariusz Błaszczak to, zdaniem Zorra, jeden z najbardziej nieudolnych ludzi w kadrach PiS. Jest tak nieudolnym człowiekiem, że czegokolwiek by się nie dotknął, ulega destrukcji w krótkim czasie, bo Mariusz Błaszczak jest dla kierowanego przez siebie odcinka niczym woda królewska dla każdego metalu.

Ale ten zausznik samego genseka Jarosława Kaczyńskiego ma bezdyskusyjne walory, które pozwoliły jego dostojność „rzucić na odcinek” resortu MSWiA, który ma w teorii czuwać nad tym, aby Polska, jako państwo, była obiektem praworządnym i skutecznie zarządzanym.

Z wyuczonego zawodu ...historykiem, co w praktyce oznacza, że mamy do czynienia z totalnym ignorantem na obszarze nauk ścisłych, czyli osobą upośledzoną poznawczo. Ale nie tylko obalał PRL w szeregach NZS, przede wszystkim należał do Zrzeszenia Katolickiej Młodzieży, czytaj, był nie tyle w opozycji do władz PRL, co aktywnie działał w strukturach szeroko rozumianego „Ruchu Oaza”, takiej polskiej kuźni kadr dla Opus Dei, potocznie zwanego przez tych co się z tej sekty wyrwali: „Mafią Boga”, z racji panującego tam obyczaju i rytuałów.

Dobre pytanie, czy Mariusz Błaszczak jest członkiem hermetycznego Opus Dei, czy tylko ma poparcie tej struktury, jednak nad jego, bezdyskusyjną, błyskawiczna karierą, czuwa ktoś tak potężny, że przydziałowy Anioł Stróż, odpada w przedbiegach, zaprawdę.

Zatem, zdaniem Zorra, bez urazy ministrze Błaszczak, Wam co najwyżej być w resorcie MSWiA za gońca, a decydować o kluczowych dla bezpieczeństwa Polski sprawach, nawet kiedy za Was myśli prezes Kaczyński lub sam Nadojciec Dyrektorissimus Rydzyk!

Wróćmy do sedna problemu, jakim jawi się Mariusz Błaszczyk „rzucony na odcinek” szefa MSWiA.

W polskich służbach mundurowych źle się dzieje, bo wzorem bolszewickich standardów, pod wykluwającą się dyktaturą PiS, zaczynają tam rządzić nie kompetentni oficerowie, ale klasyczni komisarze, których najlepszym przykładem jest persona pana Misiewicza

Nie inaczej jest w BOR!

Początkiem erozji BOR, tej policyjnej formacji, oddelegowanej do chronienia polskich placówek poza granicami kraju, oraz trzymających władzę WIP-ów, była katastrofa rejsy flagowego Tupolewa pod Smoleńskiem.

Jak pokazują starannie skrywane i nawet fałszowane fakty, (w fałszerstwa na temat przyczyn katastrofy jest umoczony sam Antoni Macierewicz, dziś szef MON, vide kazus niesławnej, sfałszowanej ekspertyzy), winni katastrofy byli przede wszystkim mianowani przez prezydenta Kaczyńskiego dowódcy polskiego lotnictwa, z awansowanym w ekspresowym tempie i z pominięciem jakichkolwiek zasad, (dwa awanse generalskie w pół roku, mimo że już awans na gen brygady był awansem mocno na wyrost), którzy wypełnili wyrwę kadrową po katastrofie CASY pod Mirosławcem i mieli czuwać nad procedurami i wyszkoleniem pilotów wojskowych. Jakby ktoś nie wiedział, obsługujący wówczas przeloty polskich VIP-ów 36 specpułk podlegał BEZPOŚREDNIO Dowódcy Wojsk Powietrznych, zaś w wyniku sobiepaństwa i powszechnego buractwa postsolidarnościowych „elyt”, którzy traktowali zarówno flotę pułku, jak obsługujących ją żołnierzy z większą pogardą, niż magnaci furmanów swoich powozów. Znany jest przypadek, kiedy lecący samolotem VIP rozkazał, aby samolot zawrócił i przez połowę Polski wrócił na lotnisko startowe z tak „ważnego” powodu, że zapomniał w domu telefonu komórkowego, a Donald Tusk trzymał w pogotowiu samolot wraz z załogą przez 14 godzin tylko z tego powodu, że mu się osobiste plany rozwijały inaczej, niż zaplanował. Taki stan MUSIAŁ odbić się na morale załóg i się odbił, gdyż po przejęciu władzy od SLD przez koalicję PiS, KPR i Samoobrony, służba w 36 specpułku PRZESTAŁA być zaszczytem, a powoli stawała się zsyłka dla zbyt inteligentnych oficerów, mogących zbyt boleśnie obnażać niedostatki intelektualne dowódców poszczególnych formacji lotniczych W.P. W dalszej części publikacje zostanie wyjaśniony powód tej „wycieczki”, poprzestańmy na tym, iż

feralnego dnia ZABRAKŁO zarówno w kopicie załogi, jak również na pokładzie, gdzie pasażerem był gen Błaszczyk osoby, która stanowczo sprzeciwiłaby się autodestrukcyjnemu uporowi prezydenta Kaczyńskiego oraz jego, totalnie pozbawionych wyobraźni i zdolności do oceny sytuacji dworaków i basta!


Na kogoś, motyla noga, trzeba było zwalić część winy za sprokurowana katastrofę, no bo inaczej beknąć musieliby wszyscy ci generałowie i pułkownicy, oraz ocalała od pogromu elita PiS, który solidarnie swoją niekompetencją wysłali blisko 100 osób, w tym część wierchuszki, skupionej wokół prezydenta Kaczyńskiego, w klasykę rejsu bez powrotu.

Padło na BOR, bo tam, po dojściu Donalda Tuska do władzy, odsunięto od dowodzenia równie niekompetentnych, co oddanych idei kaczyzmu zapiekłego dowódców.

Rzecz w tym, że dowódcy BOR nie mieli żadnych prerogatyw, aby wtrącać się w sprawy stricte powiązane z logistyka przelotu! BOR statutowa zapewnia ochronę bezpośrednią, więc można by mieć do jego dowódców anse WYŁACZNIE gdyby ofiary katastrofy zginęły w wyniku bezpośredniego ataku, a nie katastrofy lotniczej samolotu, dowodzonego przez Wojsko Polskie.

Katastrofa kadrowa, jaką jest każda czystka dokonana w bolszewickim stylu, czyli lepiej pozbyć się 100 niewinnych, niż pozostawić jednego niepewnego, była nieuchronną, w momencie zawłaszczenia sobie władzy przez Jarosława Kaczyńskiego i jego hunwejbinów, takich jak min. Błaszczak.

Na skutki tak nieprzemyślanych działań czekać zbyt długo nie trzeba było, czego dowodzi lot prezydenckiej limuzyny do autostradowego rowu. To, że założono do tejże limuzyny wyeksploatowaną oponę, wziętą dokładnie ze szrotu, (czekała na utylizację), to nic w porównaniu z tym, co odstawili nowi, politycznie właściwi zdaniem min. Błaszczaka „świetnie wyszkoleni i przestrzegający procedur” , BOR-owiki! Oto potwierdzona lista ich „osiągnięć”:

  • kilkukrotne szturmowanie oblodzonej i pełnej wystających kamieni drogi w Szklarskiej Porębie;

  • wariacka jazda, bo z prędkością w okolicach 160 km/h po lokalnych drogach Dolnego Śląska, w tym przekraczanie o 100 km/h ograniczenia prędkości, wyprzedzanie pod prąd na skrzyżowaniach i po wysepkach, (w sieci jest film z tej jazdy).

  • Trzykrotne zresetowanie ostrzeżenia o utracie powietrza w oponie i jazda z maksymalną prędkością po autostradzie, choć instrukcja WYRAŹNIE stanowi, iż kontynuowanie jazdy w takim przypadku wiąże się z ograniczeniem prędkości do 80 km/h i ograniczeniem dystansu, do najbliższego możliwego miejsca w którym możliwa byłaby zamiana samochodów lub wymiana zdefektowanej opony.

Z jakich powodów zaliczyła incydent drogowy premier Szydło w Izraelu media starannie milczą, ale ponoć i tam BOR-owiki nie były bez winy.

Kazus ministra Macierewicza to też wina prostactwa i warcholstwa, ale tu okolicznością łagodzącą może być zauważalny, nie w pełni stabilny stan psychiki arcykapłana kultu smoleńskiego i bezpośrednia zależność służbowa kierowców z Żandarmerii Wojskowej, bo przecież Misiewicz czuwa i zdegradować rozkazać może.

Pozostaje kazus wypadku w Oświęcimiu i co tu dywagować, JUŻ MAMY POWAŻNY SKANDAL, bo nie może być tak, aby za akt piractwa drogowego odstawionego przez kierowców kolumny wiozącej premier Szydło, odpowiadał TYLKO bogu ducha winny kierowca, który uwierzył, iż w Polsce obowiązuje ruch prawostronny, zaś kierowcom nawet uprzywilejowanych pojazdów,

NIE WOLNO POD ŻADNYM POZOREM WJEŻDŻAĆ NA PRZECIWLEGŁY PAS RUCHU, zanim się nie upewnią na 100%, co do tego, że pozostali uczestnicy ruchu takiego manewru się spodziewają.

Panią premier bolała od syreny głowa, więc pewnie poprosiła kierowcę, aby coś z tym zrobił, czytaj aby wyłączył to cholerstwo, a kierowca w strachu o swoją posadę nie odważył się poinformować co do tego, że kiedy wyłączy upierdliwą syrenę, to pojazd straci status uprzywilejowanego i trzeba będzie się stosować do obowiązujących przepisów.

Idokładnie w tym miejscu zbiega się scenariusz katastrofy pod Smoleńskiem z okolicznościami wypadku premier Szydło w Oświęcimiu!

Zarówno pod Smoleńskiem, jak i w Oświęcimiu dała znać zabójcza mieszanka prymitywnego chojrakowania ze strony służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo misji, oraz wyobcowanej kasty trzymającej władzę, nie tolerującej jakiejkolwiek formy przeciwstawienia się, graniczącej z narcyzmem, megalomanii i pogardy dla reszty społeczeństwa.

Jakby któryś czytelnik nie wiedział,

manewr jaki wykonała kolumna wioząca premiera, jako skrajnie niebezpieczny, wolno kierowcy pojazdu uprzywilejowanego wykonać i to z zachowaniem szczególnej ostrożności, TYLKO w jednym, jedynym przypadku: Kiedy zagrożone jest poważnie życie lub zdrowie człowieka!

Sprowadzając tę regulację do sytuacji na oświęcimskiej ulicy, taki manewr można było wykonać TYLKO gdyby przewożonej premier zagrażał realny zamachowiec, lub gdyby premier Szydło zaniemogła na tyle poważnie, że zachodziłoby ryzyko jej zgonu. Ale nawet wówczas kierujący limuzyną MIAŁ OBOWIĄZEK zredukować prędkość do takiej, w której w każdej chwili byłby w stanie opanować sytuację, gdyby, na przykład z podporządkowanej drogi wyjechał niczego nieświadomy kierowca, widząc wolny pas ruchu.

W sytuacji która zaistniała w Oświęcimiu, kierujący pojazdami kolumny BOR, ewidentnie i w sposób nieuzasadniony, sprowadzili swoją niekompetencją zagrożenie w ruchu lądowym, którego ofiarą padł mało doświadczony kierowca, którego politycy PiS już wykreowali medialnie na sprawcę wypadku, posuwając się nawet do aktu gwałtów na szeroko rozumianej Prawdziwe.

Tymczasem minister Błaszczak idzie w zaparte, twierdząc i to publicznie, że kolumna jechała prawidłowo.

Jeśli tak, to z jakich powodów zabezpieczający miejsce wypadku kumple piratów made in BOR rozgonili do domu kilku naocznych świadków zdarzenia, którzy kierowali stojącymi w kolejce za rzekomym „sprawcą” sugerując im, jak niesie plotka, aby zapomnieli iż widzieli to, co widzieli? Zeznawać przeciwko układowi władzy w tak „śliskiej” sprawie nikt nie ma najmniejszej ochoty, bo Oświęcim to małe miasto, a im mniejsze miasto, to możliwość wpakowania się w takiej sytuacji w poważne kłopoty życiowe większa. Już sam fakt, że doszło do kolizji świadczy, że kolumna jechała nieprawidłowo.

Aby nie było niedomówień, Zorro dość często mija lub jest wyprzedzany przez kolumny BOR. Zwykle jadących na złamanie karku i oczywiście bez aktywnych sygnałów dźwiękowych, które niektórzy kierowcy uruchamiają w bezpośredniej bliskości zawadzających im kierowców, co z kolei powoduje często niekontrolowane reakcje u nieszczęśników przeganianych z drogi. Kiedy taka reakcja zainicjuje poważny karambol na autostradzie lub drodze szybkiego ruchu jest tylko kwestią czasu. Ale to nic, bo latem tego roku kolumna z prezydencką limuzyną omalże nie wjechała pod pociąg na drodze Gdynia-Władysławowo, który nadjechał wkrótce po tym, jak gnające w okolicach 160 km/h, pojazdy, oczywiście tylko na „dyskotece”, przejechały przejazd przed Władysławowem od strony Gdyni. Szanse na to, aby wyhamowały przed torami przy prędkości z jaką się poruszały, były tylko teoretyczne.

Sumując, seria wypadków z uczestnictwem limuzyn z PiS-owskimi możnowładcami, nie jest wynikiem przypadku, ale skrajnie nieodpowiedzialnej polityki ministra Błaszczaka, w tym polityki kadrowej. Do czasu zaordynowanej przez niego czystki kadrowej, wprawdzie BOR-owiki wzorem cnót drogowych nie byli, ale przynajmniej nie prokurowali sytuacji, w których dochodziłoby z prowadzonym przez nich limuzyn do wypadków.

Bez urazy, ale poziomem intelektualnym funkcjonariusze BOR nie powalają, czemu trudno się dziwić, zważywszy, iż tężyznę fizyczną znacznie łatwiej wypracować niż nauczyć mięśniaka zdolności do abstrakcyjnego myślenia, a tym bardziej przewidywania możliwych wariantów rozwoju sytuacji intelektualnej. Do BOR trafiają osoby o podobnych predyspozycjach intelektualnych co do policji i wojska, więc cytując młodzież, „z butów nie wyrywa”.

Minister Błaszczak po prostu nie wpadł „na pomysła”, aby uświadomić zarówno BOR-owikom, jak reszcie wyobcowanym VIP-om made in PiS tę „oczywista oczywistość”, że PODSTAWOWYM ZADANIEM, kierowców wiozących VIP-ów jest ich BEZPIECZNE dostarczenie pasażerów do celu podróży, a nie wyścig z czasem przy pokonywaniu trasy!

Przepisy regulujące ruch drogowy, podobnie jak przepisy w lotnictwie „SĄ PISANE KRWIĄ OFIAR” wypadków!

Jeśli ktoś ograniczył prędkość, namalował linię ciągłą, czy zabronił w pewnych miejscach lub okolicznościach niektórych manewrów, to nie temu, że chciał zrobić kierowcom wbrew, ale po to, aby przeciwdziałać groźnym sytuacjom.

Korzystanie z uprzywilejowania w ruchu drogowym ZAWSZE zwiększa ryzyko wypadku, więc od kierowców pojazdów uprzywilejowanych należy wymagać nie tylko mistrzostwa w prowadzeniu pojazdu, ale przede wszystkim zdolności do rzetelnego kalkulowania ryzyka, jakie niesie ZAWSZE łamanie obowiązujących uregulowań dotyczących korzystania z dróg publicznych.

Rozbijające się wręcz hurtem kolumny BOR wiozące mniej, lub bardziej ważnych VIP-ów, to PA-TO-LO-GIA, bo uzysk czasu spowodowany piracką jazdą jest niewielki!

Owszem, kiedy na sygnale gna karetka pogotowia do ciężkiego przypadku medycznego, albo radiowóz na miejsce popełnianego przestępstwa, MA ZNACZENIE czy przybędzie 10 minut wcześniej, czy później, bo często nawet kilka minut decyduje o życiu lub śmierci, czy o uchwyceniu groźnego złoczyńcy. Ale nawet godzina czasu podróży VIP-a poświęcona na to, aby podróż odbyła się bezpiecznie, nie stanowi żadnego problemu!

Problem jest poważny i narastający, a jeśli prezes Kaczyński nie potrząśnie ministrem Błaszczakiem, albo nie zastąpi go kimś zdolnym do samodzielnego myślenia i to konstruktywnego, wkrótce MUSI DOJŚĆ do tragedii, kiedy niezważająca na instynkt samozachowawczy limuzyna wioząca kogoś ważnego wpakuje się z pełnym gazem pod nadjeżdżającą ciężarówkę, albo przełamawszy zapory, pod rozpędzony pociąg. Więc znowu będą bogate pochówki na koszt państwa, idące w miliony renty dla „osieroconych”, a Antoni Macierewicz, jeśli nie jego dotknie zdarzenie, będzie mógł znowu hodować teorię o zamachu Putina.

Co do okazania było. Amen.


Zorro









el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka